Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Jan Winiecki
|

Winiecki: Jak bronić się przed korektą oczywistych błędów i stracić wszystko

0
Podziel się:

Z powodu ratowania Grecji Niemcy nie powinni brać na siebie ciężarów mogących nadwyrężyć lub zrujnować ich gospodarkę. Dla dobra Polski.

Winiecki: Jak bronić się przed korektą oczywistych błędów i stracić wszystko
(PAP/Grzegorz Jakubowski)

Byłem niedawno uczestnikiem kolejnej z (niezliczonych) konferencji na temat Eurostrefy i sposobów jej ratowania. Nie odbiegała ona od pewnej normy, którą obserwuję zarówno w publicystyce, jak i w dyskusjach. Ta _ norma _ jest, niestety, bardzo niepokojąca z punktu widzenia perspektyw gospodarczych świat zachodniego - a więc i naszych perspektyw również.

Przede wszystkim, mimo iż rozpatruje się problemy gospodarcze, dominuje myślenie ideologiczne w kategoriach _ wielkiego projektu europejskiego _. Gdy tylko pojawiają się propozycje rozwiązań instytucjonalnych dotyczących samej unii walutowej (np. wprowadzenia reguł wyjścia, nie tylko wejścia do _ klubu _) lub zastosowań tychże reguł (np. usunięcia Grecji), zaraz słychać jęki i lamenty utopijnych ideologów, że to będzie koniec owego _ wielkiego projektu _. I natychmiast dla ratowania eurostrefy bez zmian członkostwa poszukuje się jakichś szalenie ryzykownych rozwiązań.

Podwyższanie poziomu ekonomicznego ryzyka w imię ideologicznej utopii _ wielkiego projektu _

Proponowane rozwiązania instytucjonalne powiększyły by skalę już istniejących problemów, a być może doprowadziły w końcu do prawdziwej katastrofy gospodarczej. Właściwie, merytorycznych argumentów dla _ wielkiego europejskiego projektu _ nie ma. Powtarza się tylko jak mantrę, że nie ma innego wyjścia i głębsza integracja jest _ nieuchronna _. Ciasny dogmatyzm takiego myślenia niepokoi (do czego jeszcze powrócę).

Przede wszystkim jednak stwierdzam, że argumentacja typu _ wielki projekt europejski _ do mnie nie przemawia w ogóle. Do klasycznego liberała przemawiają reguły wolności i ich efekty. Z tej perspektywy fundamentem wzrostu zamożności i stabilności (nie tylko ekonomicznej!) w powojennej zachodniej Europie są liberalne konstrukcje unii celnej i wspólnego rynku. Po upadku komunizmu stały się one takimi również i dla naszej części Europy.

_ Wartość dodana _, że użyję czysto ekonomicznej terminologii, całej reszty unijnego bagażu jest w najlepszym razie dyskusyjna. Dotyczy to zarówno ponad stu tysięcy stron unijnych regulacji, owego _ acquis communautaire _, czy unii walutowej w jej przyjętym - i dotychczas realizowanym - kształcie. Należy dokonać ponownej oceny tychże i albo je w bezpieczny sposób poprawić, albo - jeśli okaże się to niemożliwe - mieć odwagę spisać na straty. A że oznaczać to może rezygnację z wielkiej utopii, czyli _ projektu europejskiego _, to trudno. Tylko poeci nawołują, by mierzyć siły na zamiary.

Ryzykanckie rozwiązania oparte na jednym filarze

Niebezpieczeństwa biorą się z forsowania rozwiązań instytucjonalnych, które mają wysokie prawdopodobieństwo niepowodzenia, tworzą zachęty do kontynuacji _ jazdy na gapę _ w strefie euro i zmniejszają presję na rządy i społeczeństwa w kierunku realizacji trudnych reform. Ale nie tylko. Niebezpieczne jest także i to, że większość spośród nich opiera się - co tu udawać - na wykorzystywaniu wysokiego standingu finansowego jednego kraju strefy euro, to znaczy Niemiec.

Prawie wszyscy amatorzy eutopii, czyli ideologicznej europejskiej utopii, szukając ratunku dla strefy euro jako części nowego _ wielkiego projektu _, proponują rozwiązania, które opierają się na jednym filarze. Tym filarem jest wspomniany wyżej wysoki standing finansowy Niemiec. Tyle, że filar ten nie pozostanie niewzruszony na wieki, gdy nawiesza się na nim zbyt wielki zakres zobowiązań. A co się stanie, gdy rynki finansowe ocenią, iż skala zobowiązań Niemiec wobec różnych rozwiązań, takich jak np. euroobligacje, przekracza granice bezpieczeństwa finansowego? I Niemcy utracą swą najwyższą wiarygodność kredytową?

Doskonale rozumiem obawy samych Niemców przed kolektywizacją kosztów eurostrefy i jednoczesną prywatyzacją korzyści z _ jazdy na gapę _ i unikania trudnych kroków stabilizujących gospodarkę krajów prowadzących rozrzutną politykę fiskalną. Moje współczucie dla Niemców nie jest jednak całkowicie bezinteresowne.

Niemcy to nasz główny partner handlowy i zagraniczny inwestor w polskich firmach. Sieć powiązań kooperacyjnych rośnie i rośnie. Nam również powinno zależeć, by Niemcy nie dały sobie wcisnąć - pod międzynarodową presją - ciężarów o skali mogącej nadwyrężyć lub zrujnować ich gospodarkę. Od tego zależą w znaczącej części perspektywy materialnego dobrobytu i ustabilizowanych relacji gospodarczych naszych dzieci i wnuków. Histeryczne akcje ratunkowe spowodować mogą erozję fundamentów nie tylko niemieckiej gospodarki.

Kryzys eurostrefy jako przedbiegi długookresowego kryzysu demokratycznego państwa opiekuńczego

Mało kto zdaje sobie z tego sprawę, że kryzys strefy euro nie nabrałby tak dramatycznego charakteru, gdyby nie poprzedzające kryzys finansowy zadłużanie się państw zachodnich (nie tylko członków strefy euro) w latach 90. XX wieku i w poprzedniej dekadzie. A wszystko to w imię podtrzymania coraz kosztowniejszego państwa opiekuńczego.

Przy okazji warto dokonać sprostowań terminologicznych. Błędne stosowanie pewnych terminów utrudnia bowiem zrozumienie realiów. _ Państwo dobrobytu _ to kapitalistyczna gospodarka rynkowa, jedyny system gospodarczy, który daje ludziom szanse na rosnącą zamożność. Nazwałbym go zdrowym drzewem. Natomiast _ państwo opiekuńcze _ można by nazwać jemiołą. Gdy jest jej niewiele, to drzewo z tą jemiołą nawet wygląda ładniej, bardziej kolorowo. Ale gdy jej przybywa drzewo zaczyna usychać.

Tak właśnie wygląda rosnąca niewydolność kapitalistycznej gospodarki rynkowej obarczonej zbyt wielkim i nadal rosnącym ciężarem _ socjalu _, jak w skrócie określa się esencję państwa opiekuńczego. Świat zachodni (nie tylko kraje strefy euro) czeka w najbliższych 5-10 latach bolesna operacja przykrawania _ socjalu _ do możliwości osłabionego przez rozrastającą się jemiołę kapitalistycznego rynku. Grecja to tylko pierwszy, bardziej patologiczny od innych, przypadek.

Ignoranci uporczywie przedstawiają cięcia wydatków publicznych jako akty swoistego masochizmu. Tymczasem nie ma skuteczniejszej drogi powrotu na ścieżkę szybszego i stabilniejszego wzrostu gospodarczego. Po pierwsze, nie są skuteczną alternatywą podwyżki podatków (nawet z ulubionym przez demagogów dodatkiem: _ dla milionerów i miliarderów _). Liczne badania wskazują jednoznacznie, że największe szanse na sukces w przywracaniu stabilności gospodarce mają programy ze znaczną przewagą cięć wydatków nad podwyżkami podatków. Najnowsze mówią o proporcji 85 procent do 15 procent.

Tak więc szanse stabilności i szybszego wzrostu nie wzrosną, jeśli zwiększać się będzie podatki. Natomiast innego rodzaju badania wskazują, że nie przyspieszy się wzrostu gospodarczego dolewając oliwy do ognia, czyli stosowaniem keynesowskich stymulacji. Źródłem trwałego spowolnienia są bowiem wysokie udziały wydatków publicznych w PKB. Udział tych wydatków w PKB rośnie od lat 60. XX wieku i po każdej dekadzie takich przyrostów następuje dłuższy okres niższego tempa wzrost gospodarczego. Tempo to obniża się z dekady na dekadę.

Pamiętajmy bowiem, że relacja wydatków publicznych do PKB daje nam miarę tego, ile państwo zabiera tym, którzy tworzą bogactwo. A jest to dziś w bogatych krajach europejskich ponad połowa! Tak więc, jeśli przedsiębiorcy i inni słyszą o konieczności zwiększenia podatków, a wiedzą, że popyt rośnie powoli, to na pewno nie będą inwestować, zwiększać produkcji i zatrudnienia. Konkludując, droga do szybszego wzrostu gospodarczego w przyszłości zależy od uprzedniego zmniejszenia skali ssania przez jemiołę, czyli państwo opiekuńcze. Żeby dzielić, trzeba najpierw tworzyć, ażeby mieć co dzielić w dłuższym okresie trzeba pozwolić temu drzewu rosnąć.

Nie straszyć ogromnymi kosztami zmian: trzymanie się wadliwych rozwiązań kosztuje dużo więcej

Chciałbym odrzucić podejście utopijnych ideologów _ wielkiego projektu europejskiego _ straszenia mieszkańców Europy ogromnymi kosztami. Wyjście Grecji - straszą nas - będzie kosztować 300 miliardów euro, 500 miliardów euro, a inni dodają, że nawet bilion, czyli tysiąc miliardów euro. To duże pieniądze. Tylko ani ideolodzy, ani brukselska biurokracja, ani nikt inny nie policzył w ogóle kosztów alternatywnych, czyli kosztów uporczywego trwania przy błędnie skonstruowanych instytucjach i próbach korekty w sposób nie eliminujący ich zasadniczych błędów.

Warto policzyć choćby to, ile nas kosztował brak procedury wykluczania z _ klubu _ euro tych, którzy łamią te reguły. Podejrzewam, że wykluczenie Grecji z UE i ze strefy euro (bo brak reguł wykluczania tylko ze strefy euro) dwa-trzy lata temu radykalnie zmniejszyłoby koszty dla krajów członkowskich owych kolejnych drgawek na rynkach finansowych, rosnącej w efekcie niepewności i z kolei wpływu tejże niepewności na inwestycje i wzrost gospodarczy. I mogło by się okazać, że te koszty, czy może raczej utracone korzyści, są większe niż te, którymi straszą nas utopiści.

A koszty uporczywego trwania przy źle poprawianych rozwiązaniach mogą okazać się jeszcze większe. Słysząc zewsząd, że nie ma innej drogi, że nieuchronne jest dalsze zacieśnianie integracji europejskiej wedle dotychczasowego wzorca, mieszkańcy krajów Europy mogą się zbuntować i dopuścić do rządzenia jeszcze głupszych ideologów. I pod wpływem tych ostatnich odrzucone zostaną nie tylko rozwiązania zawierające mniej lub bardziej oczywiste wady, ale także liberalne rozwiązania, które stworzyły fundament powojennej zamożności Europy. Myślę tu o wspomnianych wcześniej: unii celnej i wspólnym rynku. A wtedy koszty kurczowego trzymania się wadliwych rozwiązań będą naprawdę ogromne.

Więcej o sytuacji w Grecji:
Merkel obraziła Greków? Wzburzenie Aten Greccy politycy ostro komentują. Rząd Niemiec zaprzecza.
Premier przyznaje, że jego kraj się spóźnił Szef francuskiego rządu Jean-Marc Ayrault uważa, że należy skończyć z nierównowagą w stosunkach francusko-niemieckich.
Merkel i Hollande razem uratują Grecję? To pierwsza oficjalna podróż zagraniczna nowego prezydenta Francji.

Autor jest profesorem i kierownikiem katedry międzynarodowych stosunków gospodarczych w Wyższej Szkole Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie oraz wykładowcą w Wyższej Szkole Europejskiej im. Józefa Tischnera. Przez cztery kadencje był przewodniczącym Towarzystwa Ekonomistów Polskich.

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl
KOMENTARZE
(0)