- W PiS nie widać osób, które znają się na gospodarce - twierdzi były członek Rady Polityki Pieniężnej, prof. Marian Noga i daje nowemu rządowi tylko kilka miesięcy do czasu pierwszych górniczych protestów. Z kolei Andrzej Sadowski z Centrum im. Adama Smitha twierdzi, że obietnice wyborcze da się spełnić, ale pod pewnymi warunkami. Portal money.pl zapytał znanych ekonomistów o to, co wynik wyborów oznacza dla polskiej gospodarki i budżetu, oraz jakie decyzje finansowe powinien na początku podjąć nowy rząd.
- Z przykrością, ale zarazem i z pewną konsternacją stwierdzam, że w tej partii nie widać osób, które znają się na gospodarce - ocenia w rozmowie z money.pl prof. Marian Noga, były członek Rady Polityki Pieniężnej. - W latach 2005-2007 nie wtrącali się do gospodarki i jakoś to wszystko działało, bo rosła ona w tempie 6-7 proc.
Jednak zdaniem ekonomisty, tym razem taki scenariusz się nie powtórzy. - Politycy PiS w kampanii tyle naobiecywali, że niewtrącanie się w tej chwili nie wchodzi w grę - twierdzi. - Brak działań byłby dla nich politycznym samobójstwem.
Były członek RPP zauważa również, że dochody budżetowe "nie są z gumy" i trudno będzie znaleźć pieniądze na spełnienie obietnic wyborczych. - Choćby się nie wiadomo jak gimnastykować, zapowiadać uszczelnienie VAT czy opodatkowanie banków, to dochody się i tak nie zwiększą - prognozuje prof. Noga. - Zaraz po roku okaże się, że markety nie mają zysków, banki tak samo i dochody budżetowe zostaną bez zmian, a z obietnic trzeba się będzie wycofywać rakiem.
Jako przykład Noga podaje obietnicę 500 złotych na każde dziecko. - Na początku mowa była o każdym dziecku, potem o drugim i kolejnym, a jeszcze później okazało się, że to tylko dla najbiedniejszych - wylicza. - Teraz okazuje się, że to dopiero od 2017 roku, a nie od 2016, jak mówiono na początku. Przy takim podejściu to jestem sobie w stanie wyobrazić ten obiecywany bilion złotych, tylko w ciągu kilkunastu lat.
Obietnice wyborcze komentuje również Wiktor Wojciechowski, główny ekonomista Plus Banku. - Mam nadzieję, że nie będą one realizowane w takiej formie jak były zapowiadane i że ich kształt jeszcze się zmieni - mówi. - Jeśli nie, to będą bardzo szkodliwe dla Polski. Mogą nadwyrężyć nie tylko deficyt budżetowy, ale wręcz drastycznie zwiększyć całe nasze zadłużenie i dług publiczny.
Gdzie zatem można szukać pieniędzy na sfinansowanie kampanijnych obietnic? - Mamy jeszcze trochę zaskórniaków w OFE. A koalicja PO-PSL zrobiła tu już wyłom, więc te pieniądze PiS będzie mógł wyciągnąć - twierdzi główny ekonomista Plus Banku. - Zapowiadano także dodruk pieniędzy przez NBP. Taka stymulacja gospodarki da poprawę koniunktury w krótkim terminie. Jednak niekoniecznie może się sprawdzić długoterminowo, czego najlepszym przykładem jest strefa euro.
"Sztuczki wyborcze" i duża odpowiedzialność
Wojciechowski przewiduje również, czego spodziewać się można po nowym szefie resortu finansów. - Niezależnie kto będzie ministrem, w mojej opinii jego zadaniem będzie tylko znalezienie środków na sfinansowanie obietnic - uważa. - To nie będzie klasyczny minister-księgowy pilnujący budżetu. Jakąś tam niezależność mieć będzie, ale jeśli postawi się za bardzo, to po prostu zostanie wymieniony.
Główny ekonomista Plus Banku zwraca również uwagę na dużą odpowiedzialność PiS-u za finanse państwa, nad którymi partia będzie mieć władzę absolutną. - Dzięki większości w Sejmie i własnemu rządowi będą pilnowali sfery fiskalnej. Z drugiej strony zaraz prezydent i parlament wybiorą swoich przedstawicieli do Rady Polityki Pieniężnej, więc będą też mieli pieczę nad polityką monetarną - prognozuje.
Nieco bardziej optymistycznie do sprawy podchodzi Andrzej Sadowski, wiceprezydent Centrum im. Adama Smitha. - Obietnice wyborcze PiS oczywiście mają szanse na realizację, ale warunkiem jest uwolnienie przedsiębiorców z krępujących ich przepisów. Pieniądze mogą pochodzić albo ze zwiększania zadłużenia, albo z gospodarki - diagnozuje. - Zwiększanie długu byłoby w obecnej sytuacji dość karkołomnym zadaniem, więc pozostaje gospodarka. A ta nie rozwija się tak szybko jakby mogła, ponieważ energia i możliwości przedsiębiorców są tłumione.
Zdaniem prof. Mariana Nogi PiS wygrał w dużej mierze dzięki "sztuczkom wyborczym", bo Polacy nie mają pojęcia o gospodarce i można nimi łatwo manipulować. - Ten rząd będzie istniał tak długo, aż górnicy nie zbiorą się i nie pojadą na Warszawę z płonącymi oponami. A to jest nieuniknione - prognozuje prof. Noga. - Ale co tu mówić? Krowy dały rano mleko, dzieci poszły do szkoły, psy szczekają, a karawana idzie dalej.
Co na początek?
Zdaniem Andrzeja Sadowskiego pierwszym zadaniem nowego rządu powinna być likwidacja szkodliwych przepisów, których lista leży w Ministerstwie Gospodarki. - Polscy przedsiębiorcy wolą ostatnio rejestrować firmy nawet nie na Cyprze, ale w Czechach. Tam czują się bezpieczniej niż w Polsce, bo mają pewność, że urzędnicy nie zniszczą ich firmy - twierdzi w rozmowie z money.pl. - Oznacza to, że przedsiębiorcy emigrują nie przez zbyt wysokie podatki, ale przede wszystkim szukają bezpieczeństwa. I to trzeba zmienić.
Główne zadania nowego rządu w dziedzinie finansów publicznych wyznacza również prof. Cezary Mech, były wiceminister finansów w latach 2005-2006. - Premier Beata Szydło powinna skupić się na trzech płaszczyznach. Po pierwsze wzmocnić politykę prorodzinną i szybko zrealizować obietnicę comiesięcznego dodatku 500 złotych na każde dziecko, również w rodzinach bogatszych - twierdzi prof. Mech. - Po drugie rząd musi nakierować się na wspieranie miejsc pracy w kraju, a nie wysyłaniu młodych ludzi za granicę. A po trzecie, niezbędna jest optymalizacja wydatków budżetowych.
Czy to jednak nie będzie miało negatywnych konsekwencji dla budżetu? - Nie, ale trzeba to mądrze zrobić. W tej chwili mieliśmy sytuację ćwierćwiecza stabilizowania budżetu i wiadomo, że kontynuowanie obecnej polityki spowodowałoby, że od 2030 r. gospodarka by się już zwijała - ocenia prof. Mech. - Należy tak przestawić strumień pieniędzy w ramach budżetu, by szły one w miejsca, które będą generowały nowe miejsca pracy, powiększały bazę podatkową i w efekcie przychody budżetowe. Dlatego nowy rząd powinien wycofać się z propozycji podwyższenia kwoty wolnej od podatku.