Wpis ratownika był odpowiedzią na post Jakuba Kosikowskiego. Były przewodniczący Porozumienia Rezydentów zwrócił uwagę, że 145 ratowników z Białegostoku wypowiedziało umowy na ZRM w Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego. Ich umowy gwarantowały im stawkę 24,5 zł za godzinę brutto.
"Moje wynagrodzenie - etat za czerwiec. Kierownik zespołu wyjazdowego. Wypadki, zawały, udary, reanimacje, porody na ulicy albo na melinach. Pomagamy ludziom, którzy nie istnieją dla społeczeństwa, po których chodzą robaki, i nie da się wejść bez maski gazowej. Ale brawo wszyscy bili" - napisał ratownik medyczny na Twitterze, na co zwróciła uwagę Gazeta.pl.
Ratownik dołączył też do wiadomości screen z przelewem. Wynika z niego, że za miesiąc pracy zarobił 3181,76 zł.
Do wpisu ratownika medycznego odniósł się już Paweł Grzesiowski, lekarz i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19. "To jest naga rzeczywistość. Współczesna forma niewolnictwa. Za miesiąc pracy z najciężej chorymi możesz kupić trochę ponad 500 l benzyny, co wystarczy na... dojazdy do pracy. Dlatego ratownicy pracują na 3 etatach, bo jeszcze muszą coś jeść" - napisał na Twitterze.
Do wpisu ratownika odniósł się też reumatolog Bartosz Fiałek. W rozmowie z tygodnikiem "Wprost" nie szczędził gorzkich słów wobec krytycznej sytuacji finansowej ratowników.
- Jest bieda, jednak rokrocznie zwiększa się finansowanie publicznej ochrony zdrowia, co jest uzależnione od procenta PKB. Wzrost jest jednak niewspółmierny do potrzeb. Widzimy jak wygląda sytuacja pozamedycznie: jaką mamy inflację czy jak wyglądają podwyżki ceny mediów - powiedział "Wprostowi" Bartosz Fiałek, cytowany przez portal Gazeta.pl.