603 zgony w ciągu ostatniej doby, blisko 2,7 tys. w ciągu ostatniego tygodnia. Jeden tydzień listopada był o wiele gorszy niż czas od marca do połowy października. To ostatnie statystyki dotyczące śmiertelności COVID-19 w Polsce. I jak wskazują eksperci: były rekordy zakażeń, będą niestety rekordy liczby ofiar.
- Rekordowa liczba zgonów to konsekwencja rekordowej liczby zakażeń sprzed kilku tygodni - mówi money.pl wirusolog prof. Włodzimierz Gut z Narodowego Instytutu Zdrowia. - Jestem pełen obaw, że do tych dramatycznych wskaźników jeszcze przez jakiś czas musimy się przyzwyczaić. Choć trudno się pogodzić z każdą śmiercią - dodaje.
- Na śmiertelność w populacji wpływa bardzo dużo czynników. Pierwszym jest oczywiście stan służby zdrowia i to, czy w ogóle funkcjonuje, ale również ogólny stan zdrowia obywateli, kultura korzystania z pomocy lekarzy, gęstość zaludnienia, struktura wiekowa narodu. I oczywiście ostrości obostrzeń. Czynników, które koniec końców wpływają na ostateczny wynik, jest bardzo dużo - mówi.
- Właśnie płacimy cenę za lata zaniedbań w służbie zdrowia. Polska służba zdrowia jest biedna, niedofinansowana i trzyma się ostatnimi siłami. I dlatego nie możemy odpuścić ani na chwilę, ani na minutę. Jeżeli zapomnimy o wirusie, to zobaczymy to w rosnących liczbach zgonów – dodaje dr Michał Sutkowski, prezes Warszawskich Lekarzy Rodzinnych.
Niestety na tle innych krajów Europy nie wypadamy dobrze pod względem liczby zgonów. Przeanalizowaliśmy, ile ofiar zaraportowały kraje naszego regionu w ciągu ostatniego tygodnia.
W ciągu ostatniego tygodnia w Niemczech służby poinformowały o 1,3 tys. zgonów (spowodowanych COVID-19 i chorobami współistniejącymi). To 15 ofiar na milion mieszkańców.
To o wiele mniej niż w - mniejszej przecież pod względem ludności - Polsce. Ostatnie siedem dni przyniosły 2,7 tys. ofiar koronawirusa i chorób współistniejących. W przeliczeniu na każdy milion mieszkańców to 70 zgonów. To niemal pięć razy więcej niż w Niemczech. Dlaczego przeliczamy oficjalną liczbę zgonów na każdy milion mieszkańców? To jedyny sposób, by porównywać między sobą kraje o różnej liczbie obywateli.
I to porównanie Polski i Niemiec pozwala też zrozumieć, dlaczego kanclerz Angela Merkel w ostatnim czasie nie zdecydowała się na zaostrzanie reżimu sanitarnego. Choć wielokrotnie to zapowiadała. Zdecydowała, że poczeka tydzień. Kolejny pakiet zmian będzie obowiązywał w Niemczech już do końca grudnia - i nie będzie pola do debaty o wcześniejszym luzowaniu.
Niemcy wszystko policzyli
W poniedziałek wieczorem kanclerz Niemiec wystąpiła tylko z apelem, choć większość komentatorów i dziennikarzy spodziewała się nowych obostrzeń. Do niemieckiej agencji informacyjnej Deutsche Presse-Agentur wyciekły plany wskazujące, że w przestrzeniach publicznych spotykać mogłyby się wyłącznie osoby z jednego gospodarstwa domowego. Ostatecznie Angela Merkel wystąpiła tylko z apelem. I bilansem dotychczasowych działań.
Niemcy na potwierdzenie swojej taktyki mają ogrom danych. Instytut Roberta Kocha, który jest głównym organem doradczym kanclerz, informuje o źródłach zakażenia z podziałem na wszystkie tygodnie tego roku. Miejsca zakażenia zostały podzielone na kilkanaście kategorii: od gospodarstw domowych, przez domy opieki społecznej, akademiki, zakłady karne, miejsca pracy, szkoły, siłownie, restauracje i miejsca hotelowe.
Na jakie restrykcje zdecydował się nasz zachodni sąsiad? Bardzo podobne do Polski. W Niemczech od dawna jest obowiązek noszenia maseczek, wprowadzono też zakaz organizowania zgromadzeń publicznych, możliwości przemieszczania są ograniczone, tak jak i działalność sklepów. Bary i restauracje są zamknięte, nie ma też żadnych wydarzeń kulturalnych i sportowych z udziałem publiczności.
Niemcy wprowadzili dwa rozwiązania, których w Polsce nie ma. To godzina policyjna w niektórych regionach oraz zamknięte zakłady fryzjerskie i kosmetyczne.
Co ważne, w Niemczech uzupełnieniem większości obostrzeń będzie szczepionka. To znaczy już dziś Angela Merkel sugeruje, że od momentu rozpoczęcia szczepień do całkowitego zniesienia limitów i tak miną miesiące. Wstępne plany już są. W pierwszej fali zaszczepić mają się osoby starsze i z chorobami przewlekłymi, ale również medycy i przedstawiciele ważnych zawodów (takich jak policja). Niemcy szacują, że pierwsza fala szczepień dotyczyć będzie 40 mln osób.
Ostrość obostrzeń
Co ciekawe, naukowcy Uniwersytetu Oksfordzkiego opracowali wskaźnik restrykcyjności obostrzeń - Coronavirus Government Response Tracker. Mierzy on stopień ostrości wprowadzanych w poszczególnych krajach zasad sanitarnych. A powstaje na bazie 18 wskaźników dotykających i gospodarki, i systemu ochrony zdrowia, i systemu edukacji. Badany jest np. poziom udzielenia pomocy międzynarodowej. Poziom restrykcji pokazują liczby od 0 do 100. Dolna granica to brak obostrzeń, górna to całkowity lockdown wszystkich dziedzin życia i gospodarki.
Na bazie danych Oksfordu stworzyliśmy mapę ostrości obostrzeń w Europie.
Jak wynika z danych badaczy Oksfordu - Polska jest w tej chwili w połowie stawki, gdy chodzi o siłę obostrzeń. Mamy identyczny wynik jak Czechy, Słowacja, Austria, Francja i Hiszpania. I jednocześnie z tego grona mamy jedną z największych liczb zgonów na każdy milion mieszkańców.
We Francji w ciągu ostatniego tygodnia służby poinformowały o 4 tys. zgonów. To 60 ofiar na każdy milion mieszkańców. Hiszpania? 1,9 tys. ofiar (a wskaźnik na każdy milion mieszkańców wynosi 40 ofiar). Słowacja w ciągu ostatniego tygodnia zaraportowała 160 ofiar (czyli zaledwie 21 ofiar na każdy milion mieszkańców).
W grupie krajów z podobnymi obostrzeniami tylko w Czechach było więcej ofiar na każdy milion mieszkańców - 125 ofiar. U naszych południowych sąsiadów ostatni tydzień to 1,3 tys. zgonów. Zdaniem badaczy nieco mniejszy poziom obostrzeń jest w takich krajach jak Włochy, Portugalia, Wielka Brytania, Holandia, Belgia i Słowenia.
I tu również wypadamy blado. Włosi w ciągu ostatniego tygodnia poinformowali o 3,9 tys. ofiar wirusa. W przeliczeniu na każdy milion mieszkańców to 65 zgonów. Nieznacznie, ale jednak mniej niż w Polsce. Portugalia zaraportowała 513 zgonów (to 49 ofiar na każdy milion mieszkańców).
Wciąż wysoki wskaźnik śmiertelności wykazuje Belgia. Ostatni tydzień to 1,2 tys. (czyli 110 na każdy milion obywateli) ofiar.
Belgowie jednak nie powinni być dla Polski odniesieniem. Kraj ten od początku epidemii wykazuje najwyższe wskaźniki śmiertelność, ale jednocześnie raportuje najszerzej - w tym np. śmierć starszych osób w domu pomocy społecznej, które o koronawirusa były tylko podejrzewane. Jednocześnie jednak Belgia to jeden z najgęściej zaludnionych krajów Europy. A to sprzyja rozprzestrzenianiu się wirusa. Na zwiększoną liczbę zgonów działają jeszcze wieloletnie podziały Belgii. Regiony współpracują ze sobą niezwykle rzadko, część obostrzeń wchodziła tam falami.
Większe niż w innych krajach liczby zgonów z powodu COVID-19 i chorób współistniejących oraz stosunkowo podobne restrykcje w innych krajach mogą wskazywać, że za rekordami stoją nie tylko same zakażenia. Może to być również oznaka słabości służby zdrowia.
- Niestety, ale nie mam wątpliwości, że niedoinwestowany system zdrowia uratuje mniej osób niż system, który budowany jest od lat. Sprzęt, ludzie, procedury, mechanizmy wypracowuje się długimi miesiącami. I nie da się straconego czasu nadrobić w trakcie epidemicznej wojny - mówi money.pl dr Michał Sutkowski.
- Niestety, ale pod względem liczby zgonów zaczynamy zajmować miejsce zgodne z liczbą mieszkańców - mówi prof. Włodzimierz Gut. - Podczas pierwszej fali epidemii byliśmy w ogonie tej dramatycznej statystyki. Dziś w ogólnym rozrachunku zajmujemy miejsce zgodne z wielkością kraju. I nie jest to dobra informacja. To oznacza, że zmarnowaliśmy naszą szansę z pierwszej fali epidemii - dodaje.
Zwraca jednak uwagę, że takie kraje jak Włochy i Francja - choć są tylko trochę większe od Polski - w ogólnym rozrachunku mają o wiele gorsze liczby. - Musimy zrobić wszystko, by Polska nie weszła na czoło państw dotkniętych zgonami z powodu wirusa - mówi.