Sieć Obywatelska Watchdog Polska uzyskała od Ministerstwa Zdrowia skan umowy ramowej na zakup respiratorów od firmy E&K. Nie ma w niej konkretnej liczby urządzeń, które przedsiębiorstwo miało dostarczyć. Zamiast tego w par. 1 pkt 1 jest zapis, że "rodzaj i ilość będą każdorazowo określane w nieodwołalnej ofercie składanej przez Wykonawcę".
Wyjaśnić to można za sprawą ustawy Prawo zamówień publicznych. Na jej podstawie w sądowym orzecznictwie podkreślono, że "zawarcie umowy ramowej polega jedynie na ustaleniu warunków przyszłych zamówień, a nie na ich udzieleniu ani nawet na wstępnym ich przyrzeczeniu" (wyrok KIO z dnia 22 listopada 2013 r. sygn. KIO 2615/13 KIO 2635/13, cyt. za Prawo.pl).
Natomiast z paragrafu 2 pn. "Cena" wynika, że obie strony umówiły się, że maksymalnie Ministerstwo Zdrowia zapłaci dostawcy 250 mln złotych. Kwoty każdorazowej dostawy będą ustalane za sprawą umowy wykonawczej.
W umowie ramowej jednak zastrzeżono, że kwota 250 mln złotych jest górną granicą dla wartości tego zamówienia i wszystkie umowy wykonawcze zsumowane nie mogą przekroczyć tej kwoty.
Dzięki poselskiej interwencji Michała Szczerby i Dariusza Jońskiego wiadomo, że resort wystawił cztery faktury pro forma. Na ich podstawie ministerstwo kilka godzin później wypłaciło zaliczkę firmie z Lublina w wysokości 35 mln euro.
Jednak o zaliczkach nie ma ani słowa w "Warunkach płatności" (par. 3 umowy ramowej). Jest tam zaledwie wspomniane, że płatność nastąpi "w terminie określonym na fakturze VAT", którą dostawca wystawi ministerstwu. Na fakturze miał znaleźć się m.in. numer umowy wykonawczej, na podstawie której wystawiono fakturę.
Furtkę do przedpłat może jednak uchylać zapis znajdujący się w "Obowiązkach zamawiającego", czyli w tym wypadku ministerstwa. Par. 5 pkt 1 ppkt 2 mówi o obowiązku zapłaty ceny za dostarczony towar "w wysokości określonej umową wykonawczą oraz zgodnie z ustalonymi umową wykonawczą warunkami płatności".
Zapytaliśmy Ministerstwo Zdrowia, czy obowiązek przedpłat za dostarczenie respiratorów został zawarty w umowach wykonawczych. Na odpowiedź czekamy.
Watchdog opublikowało również faktury, które E&K wystawiło ministerstwu. Wynika z nich m.in. to, że resort miał zapłacić 65 proc. wartości jednej z nich po jej otrzymaniu. Pozostałe 35 proc. - po "dostarczeniu każdej partii towaru".
Umowę ramową ze strony Ministerstwa Zdrowia podpisał były już wiceminister Janusz Cieszyński. Ze strony przedsiębiorstwa E&K - prezes Andrzej Izdebski.
W szczerej rozmowie z redaktorem money.pl były już minister Łukasz Szumowski zapewnił, że gdyby mógł cofnąć czas, podjąłby takie same decyzje. Sprzętu w Polsce od początku wybuchu pandemii brakowało, a polski rząd - jak wszystkie inne na świecie - chwytał się wszystkiego, co tylko było dostępne na rynku.
Szumowski tłumaczył, że w okresie tzw. lockdownu cały świat stawał na głowie, by zdobyć niezbędny sprzęt medyczny. Dlatego też ministerstwo nie zaglądało darowanemu koniowi w zęby i brało sprzęt od każdego podmiotu, który deklarował, że ma go na sprzedaż.
- Normą wtedy była przedpłata całej kwoty i wielotygodniowe oczekiwanie na sprzęt. Normą na świecie było wówczas, że część sprzętu nie docierała nigdy, albo docierały wybrakowane dostawy. Choćby do nas, zamiast 100 tys. testów przyszło raz 20 tys., bo resztę ktoś w międzyczasie wykupił. Tak skończyła się historia sprzętu kupionego w Turcji. Pieniędzy nie straciliśmy, ale testów nie dostaliśmy - wyjaśniał Mateuszowi Ratajczakowi ówczesny minister.
Po ogłoszeniu odejścia z resortu Łukasza Szumowskiego, wspólną konferencję zorganizowali posłowie Joński i Szczerba. Poinformowali na niej, że ministerstwo nadal nie może odzyskać ok. 74 mln złotych.
Firma E&K dostarczyła bowiem tylko 200 sztuk sprzętu, za które resort zapłacił 9 mln euro. Jednak przedsiębiorstwo otrzymało aż 35 mln euro zaliczki. Oddało natomiast 14,2 mln euro, jak podali posłowie Koalicji Obywatelskiej, którzy dodali również, że kary umowne z tytułu niedotrzymania warunków to 3,6 mln złotych.
E&K zatem nadal powinno zwrócić 15,4 mln euro. Tyle wychodzi po odjęciu od kwoty zaliczki (powiększonej o kary umowne) ceny 200 sztuk sprzętu oraz kwoty zwróconej przez firmę. Jak wylicza portal tvn24.pl, przy kursie z dnia podpisywania umowy to niemal 74 miliony złotych.