Jeden z restauratorów z Ostrowa Wielkopolskiego nie musi płacić 30 tys. zł kary administracyjnej, za to, że wbrew obowiązującym obostrzeniom sanitarnym otworzył lokal. - Wiedziałem, że prawo jest po mojej stronie - powiedział w rozmowie z PAP.
Wojewódzki Sąd Administracyjny w Poznaniu uchylił decyzję sanepidu i zasądził od Wielkopolskiego Państwowego Wojewódzkiego Inspektora Sanitarnego w Poznaniu koszty postępowania w wysokości 4067 zł.
Sprawa swój początek miała w styczniu, gdy w Polsce obowiązywał lockdown i zgodnie z wytycznymi restauracje mogły świadczyć jedynie usługi na wynos. Do przepisów nie dostosował się właściciel lokalu przy ul. Wolności w Ostrowie Wielkopolskim, który otworzył nową restaurację. Kontrolującym go pracownikom sanepidu tłumaczył, że w restauracji przebywają testerzy, a nie klienci.
Ostrowski sanepid wizytował restaurację dwukrotnie. Za pierwszym razem nałożył karę w wysokości 30 tysięcy złotych, za drugim – 5 tys. zł. Restaurator nie zapłacił i wystąpił do sądu z wnioskiem o uchylenie decyzji.
- W jakimś stopniu spodziewaliśmy się, że uda nam się wygrać, bo prawo jest po mojej stronie, ale nie ukrywam, że ta niepewność do końca mi towarzyszyła - powiedział.
Czytaj również: "Dorsze już się nie odrodzą". Alarm naukowców
Jak dodał, inni restauratorzy nie poszli jego śladem, dlatego że - jak się domyśla - otrzymali wsparcie rządowe. - To ich mogło powstrzymywać przed prowadzeniem działalności, bo wtedy mogliby stracić pieniądze. Ja walczyłem, bo nie miałem nic do stracenia. Wsparcie rządowe mnie nie dotyczyło ze względu na zbyt krótki okres prowadzenia działalności - powiedział restaurator.
W ramach tarczy antykryzysowej właściciele lokali gastronomicznych mogli liczyć na zwolnienie ze składek ZUS, świadczenie postojowe i dotację w wysokości 5 tys. zł.