Fotowoltaika zdobywa serca Polaków. Jak wynika z analizy Banku Ochrony Środowiska, na początku 2020 r. moc działających w naszym kraju instalacji fotowoltaicznych osiągnęła niemal 1300 MW. To wzrost o ponad 157 proc. w porównaniu z 2019, a kolejne inwestycje przed nami.
Polacy montują panele na dachach swoich domów, ale coraz częściej też na dachach bloków, a nawet na... balkonach. Potencjał tkwiący w blokach chce wykorzystać Krakowska Elektrownia Społeczna.
- Chcemy stworzyć mechanizm inwestowania w OZE w warunkach miejskich. Zamiast instalacji fotowoltaicznej na gruncie, które obecnie najczęściej się stawia, chcemy wykorzystać potencjał miejskich dachów, które należą do różnych właścicieli – tłumaczy Radosław Wroński, prezes Krakowskiej Elektrowni Społecznej.
Spółdzielnia, czyli jak to ma działać?
Krakowska Elektrownia Społeczna ma umożliwić inwestowanie w energię odnawialną tym, którzy sami nie mają warunków do takich projektów.
- Jeśli ktoś nie może lub nie chce sam inwestować w OZE, bo na przykład boi się ryzyka, nie ma warunków, może skorzystać z naszych usług – tłumaczy Wroński. - Jako inwestor będziemy stawiać mikroinstalacje fotowoltaiczne w porozumieniu z właścicielami dachów i sprzedawać im energię lub usługę korzystania z mikroinstalacji. Odbiorcami mogą być różne podmioty: przedsiębiorcy, wspólnoty mieszkaniowe, spółdzielnie, jednostki samorządu terytorialnego i jednostki im podległe, takie jak szkoły czy placówki kulturalne – kontynuuje.
Inspiracją do założenia KES były przykłady energetycznych spółdzielni inwestycyjnych z Europy zachodniej, do których przystępują mieszkańcy i w ten sposób biorą udział w produkcji energii. Jednak w polskich realiach tworzenie spółdzielni energetycznych w miastach jest niemożliwe. Tego rodzaju wspólnoty, których celem jest produkcja energii elektrycznej na własny użytek, zgodnie z ustawą o odnawialnych źródłach energii można obecnie tworzyć wyłącznie w gminach wiejskich i miejsko-wiejskich.
Dlatego Krakowska Elektrownia Społeczna przyjęła inny wariant. - Działamy na wzór spółki akcyjnej, tylko z wykorzystaniem mechanizmu spółdzielni, w której możemy zachować otwartość na nowych członków, a ich liczba, jak i kapitał może być zmienny – wyjaśnia Wroński.
Członkiem KES może zostać dowolna osoba fizyczna, która złoży deklarację członkowską, zaakceptuje statut. Wpisowe wynosi 1 tys. zł, przy czym każdy może wnieść wkład własny w postaci udziałów. Pierwszy jest obowiązkowy i wynosi 2 tys. zł, kolejne udziały są dobrowolne.
- Nie przewidujemy udziału w naszej spółdzielni osób prawnych, z wyjątkiem stowarzyszeń i fundacji, zajmujących się kwestiami OZE, ochrony środowiska i klimatu – dodaje inicjator KES.
Gwarancja ceny czystej energii
Spółdzielnia przede wszystkim ma się zajmować wytwarzaniem energii. - Właścicielom budynków dajemy czystą, tańszą energię, a członkom KES możliwość osiągania korzyści finansowych oraz bycia częścią pionierskiego projektu – tłumaczy Bartłomiej Węglarz z zarządu Krakowskiej Elektrowni Społecznej.
Członkowie KES będą zarabiać na sprzedaży energii. Przyjęty model biznesowy zakłada maksymalnie 10-letni okres zwrotu z inwestycji przy 30-letnim okresie eksploatacji instalacji fotowoltaicznej. Co oznacza, że przez 20 lat będzie ona wypracowywać zysk dla członków spółdzielni.
Odbiorcy z kolei mogą liczyć na oszczędności. - W tym momencie, znając wszystkie koszty inwestycyjne i bardzo małe koszty eksploatacyjne, jesteśmy w stanie zagwarantować odbiorcom stałą cenę energii przez długi czas, czyli ochronić ich przed podwyżkami – mówi Wroński.
Całe przedsięwzięcie jest obecnie na etapie organizacji. W pierwszych dniach stycznia Elektrownia została formalnie zarejestrowana w sądzie, dopinane są ostatnie formalności. Równocześnie trwa pozyskiwanie nowych członków i pierwszych odbiorców. - Prowadzimy rozmowy ze wspólnotami i spółdzielniami mieszkaniowymi – podsumowuje Radosław Wroński.
Członkowie-założyciele Krakowskiej Elektrowni Społecznej nie kryją, że początki projektu były trudne.
- Kiedy zaczynaliśmy, władze (miasta – przyp. red.) niechętnie wspierały tego typu inicjatywy. Jednak powoli zaczyna się to zmieniać. Rządzący wiedzą, że transformacja energetyczna oparta na odnawialnych źródłach energii jest nieunikniona. W chwili obecnej próbujemy nawiązać współpracę z miastem, która polegałaby mi.in. na udostępnieniu nam dachów pod przyszłe inwestycje – mówi Katarzyna Szpicmacher z rady nadzorczej Krakowskiej Elektrowni Społecznej.
W pierwszym roku działalności KES chce postawić kilka instalacji o łącznej mocy około 30 kW, za 3 lata ma to być już 300 kW, za 9 lat nawet 3 MW.
Wykorzystać potencjał polskich miast
Miasta w Polsce zużywają ok. 80 proc. energii elektrycznej, natomiast bardzo mało jej wytwarzają, nie licząc oczywiście elektrowni zawodowych, położonych zresztą zazwyczaj poza ich granicami. Mówiąc o odnawialnych źródłach energii również myślimy głównie o terenach pozamiejskich, gdzie obecnie lokuje się farmy wiatrowe czy duże instalacje fotowoltaiczne.
Tymczasem np. w Krakowie potencjał instalacyjny mają dachy o powierzchni 900 ha. Oczywiście nie każdy ma optymalne ustawienie, ale generalnie na takiej powierzchni dachów można wytwarzać energię ze słońca, która teoretycznie mogłaby zaspokoić znaczną część zapotrzebowania Krakowa na energię.
- Przyjmując realnie wykorzystanie połowy tego potencjału dachów, gdyby do instalacji dołożyć system magazynowania energii w cyklu dobowym, można byłoby mówić o zaspokojeniu jednej czwartej zapotrzebowania miasta na energię. Jednak systemy magazynowania energii są obecnie bardzo kosztowne, dlatego szacuję, że w tej chwili bez magazynowania można byłoby zagwarantować zieloną energię, bez emisji, która wystarczyłaby na zaspokojenie do kilkunastu procent zapotrzebowania Krakowa – wylicza prezes Krakowskiej Elektrowni Społecznej.
Prywatna elektrownia na dachu
Potencjał energetyczny miejskich przestrzeni Radosław Wroński sprawdził w praktyce. Trzy lata temu zamienił dach swojego bloku na jednym z krakowskich osiedli w elektrownię słoneczną, tak by móc spełnić marzenie o "własnym i czystym prądzie". Ale droga do tego celu nie była łatwa.
By móc postawić mikroinstalację na dachu bloku, Radosław Wroński wykorzystał własność instalacyjną, czyli prawo każdego właściciela lokalu w budynku wielorodzinnym do udziału w częściach wspólnych nieruchomości. W ten sposób na przysługującej proporcjonalnie do wielkości mieszkania powierzchni dachu w bloku pana Radosława mogła powstać mikroinstalacja fotowoltaiczna. Oczywiście konieczna była również zgoda wspólnoty mieszkaniowej.
Później trzeba było dobrać odpowiednią technologię i konstrukcję, znaleźć konstruktora, który był w stanie wykonać niezbędne dla bezpieczeństwa obliczenia i wykonać projekt z całą jego specyfiką. Pamiętać należy, że dach bloku nie jest najłatwiejszym miejscem na tego typu prace.
Włożony wysiłek i poniesione nakłady od trzech lat przynoszą wymierne korzyści. Prywatna elektrownia słoneczna w 2019 r. wyprodukowała 2013 kWh. Pozwoliło to na bezpośrednie pokrycie ponad 21 proc. energii zużytej przez gospodarstwo domowe pana Radosława i 100 proc. po uwzględnieniu bilansowania energii wprowadzonej do sieci i pobranej z niej w innym czasie. Dzięki temu rachunki za energię elektryczną spadły z 1122 zł do 75 zł rocznie – zostały same opłaty stałe.
Radosław Wroński chętnie dzieli się swoim doświadczeniem. - Trafiają do mnie prośby o wsparcie z różnych miast w Polsce. Masę osób pyta, jak zrobić taką instalację, dobrać rozmiar, poradzić sobie z formalnościami. Niektórym osobom już niedługo uda się uruchomić własne elektrownie – opowiada.
Jednak - jak zaznacza właściciel elektrowni - kwestie ekonomiczne to tylko jedna strona medalu. - Stoimy w przededniu katastrofy klimatycznej. Musimy działać, by zmniejszyć jej skutki i zachować warunki do życia dla ludzi na Ziemi, dla naszych dzieci – dodaje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl