Kryzysy gospodarcze, takie jak pandemia koronawirusa, pojawiają się raz na kilka pokoleń i powodują trwałe i daleko idące zmiany. Kiedy dokładnie rok temu, 4 marca, w Polsce potwierdzono pierwszy przypadek COVID-19, zaczęliśmy śledzić nie tylko liczbę zakażeń, ale też wskaźniki gospodarcze, które na skutek lockdownu notowały najgorsze wyniki od dekad.
Polska znalazła się w recesji, jakiej nie widzieliśmy w naszym kraju od dziesięcioleci. Jednak o ile wskaźniki makroekonomiczne – np. PKB czy konsumpcja– odbiją i dzięki szczepieniom powoli powrócimy na ścieżkę wzrostu gospodarczego sprzed kryzysu, pandemia wymusiła lub przyspieszyła zmiany, które zostaną z nami na lata, a może już na zawsze.
Niektóre z nich jeszcze rok temu były nie do wyobrażenia. Przejmowanie miejsc pracy w fabrykach i usługach przez roboty będzie postępować, podczas gdy pracownicy umysłowi będą dłużej pozostawać w domu. Będzie więcej nierówności między krajami i wewnątrz nich. Rządy będą odgrywać większą rolę w życiu obywateli. To tylko niektóre z ich.
W niektórych branżach i zawodach praca zdalna nagle stała się normą. Ubiegły rok uświadomił nam, że wiele spraw i ważnych spotkań służbowych można załatwić z domu, siedząc przed laptopem w eleganckiej koszuli i spodniach od dresu. To zmartwienie dla firm obsługujących starą infrastrukturę życia biurowego: od nieruchomości komercyjnych po transport. I żyła złota dla tych, którzy budują nową: od wybuchu pandemii ceny akcji platformy wideokonferencyjnej Zoom wzrosły na giełdzie w Nowym Jorku ponad trzykrotnie.
Oszczędności
Jedną ze zmian, która może zostać z nami na dłużej są znacznie rzadsze podróże służbowe – i to nie ze względu na restrykcje, ale na cięcie kosztów. To z kolei może m. in. zmienić model biznesowy hoteli oraz restauracji w wielu stolicach na świecie.
– Aby odbyć jedno spotkanie nie trzeba lecieć na druga stronę Atlantyku i wiele spotkań nie będzie już miała racji bytu. Biznes klasa, napędzająca ruch w hotelach i restauracjach w wielu miastach świata, będzie trochę mniej podróżować ze względu na cięcie kosztów – mówi Piotr Arak, dyrektor Polskiego Instytutu Ekonomicznego (PIE).
Coraz więcej firm będzie też chciało budować sobie bufory bezpieczeństwa i korzystać - o ile to możliwe - z elektronicznej kanałów sprzedaży. Pandemia przyspieszyła te zmiany. Do całej kalkulacji biznesu doszło nowe ryzyko, czyli ryzyko lockdownu lub ograniczenia działalności w wyniku restrykcji.
Więcej robotów mniej ludzi
COVID-19 wywołał nowe obawy dotyczące kontaktu fizycznego w branżach, w których dystans społeczny jest trudny - takich jak handel detaliczny, hotelarstwo czy magazynowanie. Jednym z rozwiązań jest zastąpienie ludzi robotami.
Badania sugerują, że automatyzacja często zyskuje na popularności podczas recesji, podaje Bloomberg. W czasie pandemii firmy przyspieszyły prace nad maszynami, które mogą wprowadzać gości do hoteli, kroić sałatki w restauracjach czy pobierać opłaty.
Te innowacje zwiększą produktywność gospodarek. Niestety są też minusy - część pracowników szybciej będzie musiała się przebranżowić.
Łańcuchy dostaw
Pandemia pokazała, że często głównym dostawcą nie tylko produktów, ale też półproduktów i surowców wielu branżach są Chiny. Kryzys uświadomił, że trzeba postawić na większa dywersyfikacje dostaw.
– Jednak nie da się wejść w 100 proc. w łańcuchy dostaw i zastąpić całkowicie Chin, które dalej będą ważnym dostawcą. Konieczna jest dywersyfikacja alb np. zwiększenie zapasów – mówi Sławomir Dudek, główny ekonomista FOR.
Zobacz też: Szczepionki z Chin częścią większego pakietu? "Obie strony już dawno to sobie policzyły"
Co może być zaskoczeniem, Chiny - gdzie w grudniu 2019 roku po raz pierwszy pojawił się SARS-Cov-2, dość szybko pozbierały się po lockdownie. Gospodarka Państwa Środka zakończyła 2020 rok na plusie, podczas gdy gospodarka strefy euro skurczyła się o ponad 7 proc., wynika z szacunków Międzynarodowego Funduszu Walutowego.
"Whatever it takes”
Nowością w polityce gospodarczej jest stosowanie niekonwencjonalnej polityki monetarnej poprzez skupowanie przez banki centralne obligacji rządowych czy też obligacji wspierających politykę publiczną. Jednak zdaniem Sławomira Dudka, to generuje dodatkowe zagrożenia, w szczególności w przypadku takich krajów jak Polska.
Wiosną 2020 prezes NBP Adam Glapiński powiedział (cytując byłego prezesa EBC Mario Draghiego), że zrobi wszystko co trzeba ("whatever it takes"), aby kryzys był łagodny.
- Nie spodziewałem się, że w tak szybkim tempie mogą być możliwe niekonwencjonalne działania ze strony Narodowego Banku Polskiego. Nie wydawało mi się, że przyjdzie kryzys, który będzie wymagał tego typu działania. Pojawiło się też ryzyko nominalnie ujemnych stóp procentowych. To jeszcze rok temu wydawało się nieprawdopodobne, ale dość szybko się wydarzyło - ocenia Piotr Arak.
Zobacz też: Masz kredyt? To przeczytaj uważnie
Po wybuchu pandemii - ku uciesze kredytobiorców i zmartwieniu posiadaczy lokat 0 Rada Polityki Pieniężnej ścięła stopy procentowe prawie do zera. A historia pokazuje, że pandemie obniżają stopy procentowe przez długi czas, wynika z badań naukowców z Uniwersytetu Stanford. Okazuje się, że ćwierć wieku po pandemii wskaźniki te były zwykle o około 1,5 punktu procentowego niższe niż gdyby nie doszło do tych kryzysów.
Kreatywna księgowość
Po wybuchu pandemii państwa zadłużyły się na niespotykaną skalę, aby ratować gospodarki. Czy sam wzrost zadłużenia, które będą musiały spłacać przyszłe pokolenia, jest zaskoczeniem? Zdaniem Piotra Araka - nie.
- Po kryzysie zadłużenia w 2011/2012 w strefie euro jest dość jasne, że emisja długu może postępować i pewnie ten świat na trochę innym poziomie zadłużenia jest nową normalnością, która będzie z nami obecna, jak po innych tego typu zdarzenia rzadkich jak wojna czy kryzys finansowy z 1929 roku i w pewnym sensie kryzys finansowy z 2008 roku - ocenia ekonomista.
Jednak zdaniem Sławomira Dudka, w przypadku Polski ten kryzys wywołany pandemią COVID-19 został wykorzystany do kreatywnej księgowości.
- Należało oczywiście pomóc firmom w okresie zamknięcia, jednak towarzyszyła temu duża nieprzejrzystość finansów. Skala tej nieprzejrzystości w Polce jest prawie największa w UE. W tej chwili 150 mld w finansach publicznych jest poza kontrolą parlamentu - ocenia główny ekonomista FOR.
Kraje członkowskie raportują do UE różnicę między deficytem, który jest pod kontrolą parlamentu i deficytem sektora finansów publicznych, który jest liczony według metodologii unijnej i który jest porównywalny między krajami. Każdy kraj raportuje te dwa ujęcia i można policzyć różnicę. W przypadku Polski minister finansów zaraportował, że ta różnica wynosi 150 mld zł, czyli 6,6 proc. PKB. Tylko na Cyprze jest wyższa, a w przypadku 16 krajów tej różnicy nie ma.
Rola państwa
Sławomir Dudek zwraca też uwagę na niebezpieczną w czasie kryzysu jest retorykę, że państwo może za nas wszystko załatwić i rozwiązywać w przyszłości nasze problemy. - To nieprawda. Trzeba pamiętać, że państwo dysponuje pieniędzmi podatników - zauważa ekonomista.
Zagrożeniem jest więc, że będziemy dążyć do większej etatyzacji, do większej roli państwa. A to może być niebezpieczne dla rozwoju gospodarczego. Nigdy nie wiemy, czy w przyszłości nie przyjdzie władza, która wykorzysta swoją pozycję do niecnych celów, niezwiązanych z pomocą.