Rolnicy, którzy w poniedziałek wyjechali na łotewskie ulice traktorami, żądają też m.in. zmniejszenia biurokracji w sferze rolnictwa. Protesty odbyły się w miejscach, które zostały ustalone z wyprzedzeniem. Rolnicy zapowiedzieli, że jeśli ich postulaty nie zostaną spełnione, za tydzień wyruszą do stolicy kraju, Rygi, gdzie w poniedziałek nie odbywały się protesty - informuje portal Delfi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Protesty dotarły do Łotwy
W mieście Bauska położonym przy granicy z Litwą, w proteście wzięło udział ponad stu rolników - podaje agencja LETA. Organizatorka tamtejszej akcji, Liene Grantina, wyraziła swoje zadowolenie z frekwencji, mówiąc, że przekroczyła ona najśmielsze oczekiwania.
Jesteśmy Europą, a nie przedmieściami Moskwy. Nasza łotewska armia nie musi jeść rosyjskich ciastek, a nasze dzieci nie muszą jeść chleba ze zboża, które wyprodukowano przy użyciu środków ochrony roślin, zakazanych od 30 lat - powiedziała Grantina, wyrażając swoje zaniepokojenie.
Łotewski minister rolnictwa Armands Krauze stwierdził, że większość żądań rolników została zrealizowana. Na przykład przygotowano już projekt ustawy zakazujący importu zboża z Rosji i Białorusi — podkreślił, cytowany przez portal LSM.
Protesty rolników w Europie
W ostatnim czasie przez Europę przelewa się fala protestów rolników. Masowe strajki - przypomnijmy - od początku roku odbyły się m.in. w Niemczech, Francji, Rumunii, Grecji, a także w Polsce. Ostatnio natomiast nie ominęły Brukseli, gdzie rolnicy udali się przed Parlament Europejski.
- Rozpoczęliśmy międzynarodowy ruch od Irlandii po Polskę - zapowiadała pod koniec stycznia Sieta van Keimpema, sekretarz organizacji Farmers Defence Force.
- Jesteśmy tu po to, żeby bronić naszego rolnictwa. Od trzech lat próbujemy bezskutecznie zwrócić uwagę belgijskiego rządu na nasze problemy. Musimy wreszcie się otrząsnąć i wraz z całą Europą walczyć o wspólną sprawę: o możliwość wykonywania zawodu rolnika dla nas i naszych dzieci - powiedziała podczas protestu w Bruskeli w lutym 2024 r. Isabel Proost, rolniczka z Flandrii.
Wskazała, że "elity brukselskie chcą ich zniknięcia". - Unijne regulacje, pod pozorem ochrony środowiska nakładają na nas restrykcyjne normy, którym nie możemy podołać. Dodatkowo import z Ukrainy i innych krajów pozaeuropejskich wywiera na nas presję cenową. To nieuczciwa konkurencja - dodała.