Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
KFM
|

Rosja wchodzi w gospodarkę wojenną. Oligarchom już nie jest do śmiechu

Podziel się:

Wojna trwa w najlepsze. Putin za nic nie przyzna, że przegrywa lub rujnuje swój kraj. Rosyjska gospodarka pełną parą wchodzi w tryby wojenne. Oligarchom nie jest już do śmiechu. Obawiają się, że presja państwa na ich firmy tak naprawdę dopiero się zaczyna.

Rosja wchodzi w gospodarkę wojenną. Oligarchom już nie jest do śmiechu
Putin w końcu sięgnie po majątki "niewiernych" oligarchów? (Getty Images, Contributor#8523328)

"Bloomberg" opublikował ciekawą analizę relacji pomiędzy zaangażowanym w wojnę Kremlem a uwikłanym w jej finansowanie dużym biznesem. Agencja przekonuje, że narasta obawa oligarchów o to, że państwo sięgnie po więcej ich pieniędzy.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Zobacz także: Inwestycja Żabki w małą gastronomię. To już nie tylko sklep

Kreml ostrzy zęby na majątki oligarchów?

O tym, że nie są to obawy wyssane z palca, może wskazywać pomysł nowego podatku, o jakim myśli Kreml. Miałby być jednorazowy i dotyczyć dużego biznesu. Jego celem jest poprawienie budżetowych przychodów, zrujnowanych przez sankcje i wydatki wojenne. A prawo wojenne, jakie działa w Rosji, daje władzy duże pole do popisu.

Może nakładać podatki, dyktować de facto firmom, jak mają działać, za ile coś mają sprzedawać lub produkować. Kreml przyznał sobie te uprawnienia w zeszłym roku, ale jak dotąd trzyma je w roli asa w rękawie. Im bardziej pustoszeje rosyjski skarbiec, tym większa obawa, że w Putin w końcu tym asem zagra.

Putin przymila się "ludowi"

Do tego dochodzi wymiar społeczno-propagandowy. Kreml usilnie próbuje przekonać obywateli, że Rosją rządzą oni sami. Z mediów wylewa się propaganda szyta pod tanią demagogię, o przywróceniu znaczenia ludowi, zwiększeniu jego bogactwa, walki ze "zgniłym" Zachodem czy wreszcie zepsutymi lokalnymi elitami. Tak określa się oligarchów, którzy bardziej lubią pieniądze niż Putina. Ośmielili się skrytykować wojnę, przewidując, jak to wpłynie na ich dotychczasowe biznesy.

Jak czytamy w "Bloombergu", oligarchowie obawiają się wygryzienia z własnych przedsięwzięć. Ich udziały, przy wsparciu państwa, mieliby zająć lojalni władzy rosyjscy krezusi. Mówi się nawet o nacjonalizacji części przedsiębiorstw. Dymitrij Miedwiediew, który przychylność próbuje zdobyć głównie agresywnymi wpisami na Twitterze, nazwał ich nawet "zdrajcami narodu", mówi się o pozbawieniu obywatelstwa krytycznych oligarchów.

- Jeśli ktoś nie wiążę swojego życia z tym krajem, a jedynie wywozi pieniądze i trzyma wszystko na zewnątrz, to nie ceni kraju, w którym mieszka, tylko ten, w którym trzyma swój majątek i konta. Taka osoba stanowi dla nas zagrożenie - mówił Putin rosyjskim mediom pod koniec grudnia.

Rozmówcy "Bloomberga" powiązani z dużym rosyjskim biznesem, a z oczywistych względów chcący zachować anonimowość, nie wierzą Kremlowi. Zapewnienia o respektowaniu granic biznesowych uważają za puste, bo dla Putina nie liczy się nic poza wojną i dowiedzeniu całemu światu, że tylko on jeden miał rację.

"Dywidendowi arystokraci"

- Styl życia arystokratów dywidendowych minął bezpowrotnie - powiedzieli "Bloombergowi" rozmówcy. Mowa o przedsiębiorcach, którzy żyli wygodnie z ogromnych zysków swoich firm. Warto tu wspomnieć, że to kuje w oczy pogrążające się w coraz większym ubóstwie społeczeństwo rosyjskie. Putin w swoich przemówieniach przekonywał, że "czas wojny wymaga poświęceń od wszystkich".

Jak pisze "Bloomberg", obawy rosyjskiej śmietanki biznesowej są na tyle poważne, że część z nich zleciła analizę historyczną. Sprawdzano, jak potoczyły się losy gigantów przemysłowych w krajach Osi - głównie w Niemczech i Włoszech w czasie II wojny światowej, próbując dociec, czy da się znaleźć pewne analogie do obecnej sytuacji, a co za tym idzie, przewidzieć zawczasu jakiś ruch władzy.

Choć Putin oficjalnie sprzeciwia się zakrojonej na szerszą skalę nacjonalizacji, zdaniem "Bloomberga" ma parę osób na celowniku. Wśród tych, którzy najbardziej podpadli rosyjskiej głowie państwa wymienia się Arkadija Wołoża (przebywa w Izraelu), czyli współzałożyciela Yandexu, który można w uproszczeniu określić mianem "rosyjskiego Google". Kolejnym przykładem jest Oleg Tinkow, miliarder, założyciel Tinkoff Banku, który powiedział, że został zmuszony do odsprzedania udziałów z dużą przeceną po tym, gdy publicznie potępił wojnę.

Jak pisaliśmy w money.pl w listopadzie, rosyjski budżet wciąż ma rezerwę. - Kreml wciąż nie wydał na cele wojenne relatywnie dużo pieniędzy z budżetu federalnego. W 2023 r. Rosja planuje przeznaczyć na ten cel równowartość 4 proc. PKB albo 19,1 proc. budżetu federalnego (ok. 5 bln rubli - przyp. red.). Dla porównania Ukraina na cele obronne w analogicznym okresie zamierza wydać odpowiednio 18,2 proc. albo 43 proc. (ok. 1,18 bln hrywien - przyp. red.) - porównuje ekonomista.

Pomimo - relatywnie - całkiem dużych możliwości finansowych wzmocnienie militarne nie będzie dla Rosji łatwe. Sektor zbrojeniowy przez ostatnią dekadę pracował na wysokich obrotach, osiągając pełnię możliwości realizacji rządowego programu przezbrojenia armii. Skutki tych wysiłków, delikatnie mówiąc, nie powalają.

Zbrojeniowa gałąź gospodarki odpowiada za ok. 3 proc. PKB Rosji. To mniej niż rolnictwo, które zapewnia ponad 4 proc. Wiśniewska wątpi, by coraz bardziej obciążone sankcjami państwo było w stanie znacząco zwiększyć produkcję pod kątem wojennym. Tym bardziej że do produkcji sprzętu militarnego potrzebna jest elektronika, którą Rosja głównie importowała. A wskutek sankcji staje się to dla niej coraz większym wyzwaniem. Cały czas liczy na wsparcie Iranu czy Korei Północnej, ale te obłożone sankcjami dyktatury również nie mogą pochwalić się technologią, która zapewniłaby na polu walki przewagę nad bronią dostarczaną Ukrainie przez Zachód.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Źródło:
money.pl