Kamery, lustra weneckie oraz rosyjska flaga - tym wyróżnia się niepozorny z daleka siedmiopiętrowy "szpiegowiec", czyli budynek zajmowany bezprawnie przez rosyjskich agentów wywiadu na wyspie Lidingoe pod Sztokholmem. W Szwecji nazywają go Rosyjskim domeme - Rysshuset. "To nie był zwykły blok" - potwierdza szwedzki parlamentarzysta, który mieszkał w nim jako dziecko. Rosjanie nigdy nie chcieli oddać budynku ani nie płacili czynszu.
Niepozorny żółty budynek
Budynek znajduje się pośrodku niewielkiego osiedla przy ulicy Kostern 5. Przy wejściu dwie, nieco zniszczone tablice informują po szwedzku i rosyjsku, że mieści się tu Przedstawicielstwo Handlowe Federacji Rosyjskiej. W rzeczywistości są to mieszkania zajmowane przez Rosjan.
Wśród nich szwedzka telewizja SVT zidentyfikowała Nikołaja Banatowa, oficera rosyjskiego wywiadu wojskowego GRU oraz Michaiła Kiselewa, działającego w służbie wywiadu zagranicznego SVR.
Do bloku przylega przybudówka z wjazdem do garażu i pomieszczenia bez okien, mogące służyć innej działalności niż mieszkalna. Obok sąsiadują dostępne dla wszystkich pawilony: salon masażu tajskiego, bar sushi oraz klub fitness.
"Oni żyją swoim życiem"
Wychodząca z siłowni kobieta, pytana przez PAP o mieszkających po sąsiedzku Rosjan, odpowiada, że nigdy ich na siłowni nie widziała".
"Oni chyba żyją swoim życiem" - mówi. Po chwili pod budynek podjeżdża samochód, z którego wychodzą dwaj rozmawiający po rosyjsku mężczyźni. Z bagażnika wyjmują siatki z logo popularnego supermarketu.
Budynek powstał w latach 60, początkowo mieścił biura radzieckiego przedstawicielstwa handlowego, gdzie praktyki odbywał syn Leonida Breżniew, Jurij, oraz mieszkania służbowe.
"To nie był zwykły blok"
Pod koniec lat 90. w bloku mieszkał jako dziecko mający rosyjskie pochodzenie parlamentarzysta partii Szwedzcy Demokraci Leonid Yurkovskiy. "To nie był zwykły blok, było coś w nim podejrzanego" - ocenia polityk, który przybył do Szwecji wraz z matką jako trzylatek. Jak twierdzi w wywiadzie udzielonym SVT, w tamtym czasie część mieszkań o niższym standardzie było wynajmowanych zwykłym Rosjanom. Wyremontowane lokale zajmowali oficjele. Według Yurkovskiy'ego, gdy wraz z matką otrzymał obywatelstwo szwedzkie, musiał się z tego budynku wyprowadzić.
Dziś z powodu widocznych dziur w elewacji sprawia wrażenie wymagającego remontu, a lokatorom nie zależało na inwestycjach w nieruchomość, do której nie mają prawa. Formalnie właścicielem bloku jest Szwed Stefan Haege, który w 2014 roku nabył nieruchomość na licytacji. Wcześniej należała ona do niemieckiego biznesmena Franza Sedelmayera, a wcześniej została nakazem sądowym odebrana Federacji Rosyjskiej.
Rosjanie nigdy nie chcieli oddać budynku
Rosjanie nigdy nie chcieli oddać budynku ani nie płacili czynszu. Szwedzki właściciel nieruchomości wystąpił na drogę prawną przeciwko Federacji Rosyjskiej, domagając się uregulowania zaległości za wynajem. Miesięczny czynsz wynosi 275 tys. koron (ok. 25 tys. euro). Rosja za każdym razem zasłania się immunitetem dyplomatycznym.
Władze gminy Lidingoe bezskutecznie próbowały odciąć Rosjanom wodę z powodu zaległości w płaceniu rachunków. Zamiar ten został wstrzymany przez szwedzkie MSZ, które potwierdziło status dyplomatyczny tego miejsca. Z tego samego powodu policja umorzyła śledztwo w sprawie przestępstw, o jakie podejrzani byli mieszkańcy bloku. W 2016 roku jeden z Rosjan został oskarżony o pobicie, a inny o znaczne przekroczenie prędkości.