"Javier Milei (prezydent Argentyny - przyp.red.) zliberalizował prawo najmu. Czołowy argentyński dziennik biznesowy podaje, że liczba lokali do wynajęcia w Buenos Aires już się podwoiła, a ceny spadły o 20 proc. Wcześniej większość umów podpisywano w dolarach, teraz znowu w pesos" - napisał na portalu X ekonomista Rafał Trzeciakowski.
Liberalizacja prawa o ochronie lokatorów pomoże rynkowi?
Cezary Kaźmierczak, prezes Związku Przedsiębiorców i Pracodawców, uważa, że to samo łatwo można zrobić w Polsce. "Wystarczy wyrzucić ustawę o ochronie lokatorów i biznes zacznie budować mieszkania na wynajem. Przy obecnej ustawie nikt o zdrowych zmysłach tego nie zrobi" - przekonuje.
Sam Trzeciakowski, odpowiadając na pytanie innego internauty "Czy u nas prawa lokatorów ograniczają w jakikolwiek sposób podaż lokali do wynajęcia?", napisał, że "raczej nie tak jak w Argentynie".
"Ale generalnie to z pewnością - mamy bardzo wiele kategorii osób wyłączonych z eksmisji i liczne historie z nieuczciwymi lokatorami wykorzystującymi przepisy" - zauważył.
"Oh nie, ale jak to? Regulacja wysokości czynszów, restrykcyjna ochrona lokatorów i naruszanie praw własności wynajmujących nie działa!? No kto by pomyślał" - napisał z kolei Mikołaj Pisarski, prezes liberalnego Instytutu Misesa.
Przeciwwaga dla stowarzyszeń broniących lokatorów
Na forach wynajmujących o skrajnie złych i nieuczciwych lokatorach pisze się per "pasożyty".
Na sugestię, że określenie 'pasożyty' jest dehumanizujące, grupowicze odpowiadają, że trzeba sobie na nie naprawdę zasłużyć. Nie chodzi im bowiem o naprawdę biednych ludzi, którzy mają przejściowe problemy i niespodziewane dramaty życiowe. "Pasożyty" to w tym slangu osoby, które z góry założyły sobie, że będą żyć na czyjś koszt. Często to osoby bystre, potrafiące świetnie manipulować i kłamać, a przy tym niezwykle bezczelne. Wśród nich "recydywiści na rynku najmu" (to też określenie zaczerpnięte z forum), którzy po prostu co kilka miesięcy zmieniają wynajmujących. Doskonale znają prawo lokatorskie i jego luki, są też gotowi dzielić się tą wiedzą z innymi - czytamy w artykule poświęconym na ten temat w Gazecie Wyborczej.
Dlatego jako przeciwwaga dla stowarzyszeń broniących praw lokatorów w 2022 r. powstał Ruch Obywatelski Zjednoczeni Wynajmujący.
Na stronie Ruchu możemy przeczytać, że celem organizacji są "zmiany na rynku wynajmu".
Uważamy, że prawo powstałe ponad dwadzieścia lat temu jest złe chroni zdecydowanie jedną z stron umowy i wymaga pilnej zmiany. Szczególną uwagę koncentrujemy na Ustawie z dnia 21 czerwca 2001 r. o ochronie praw lokatorów. Naszym zdaniem Ustawa ta zaburza równowagę pomiędzy Wynajmującym i Najemcą, komplikuje zasady wynajmu, niejednokrotnie doprowadza do przewlekłych postępowań sądowych, generuje problemy finansowe i zdrowotne nas – Wynajmujących - piszą założyciele ruchu.
Historia Pani Urszuli
Przedstawiają oni na swoich stronach różne przypadki nieuczciwych lokatorów. Symptomatyczna jest historia Urszuli i jej dwóch lokatorek, która zdaniem Ruchu, "stanowi podręcznikowy opis procederu stosowanego przez koczowniczych lokatorów, bezradności właściciela i obojętności organów ścigania".
- (...) moje lokatorki nie zapłaciły już pierwszego czynszu. Przypomniałam im o obowiązku zapłaty. Tłumaczyły wtedy, że ich pracodawca nie przelał środków. Przeprosiły i zapewniały, że uregulują zaległość. Niestety, nigdy to nie nastąpiło. Bardzo żałuję, że zgodziłam się na prolongatę zapłaty do ostatniego dania października (pierwszy miesiąc najmu), bo 'wpadliśmy' wtedy w okres ochronny, tj. czas, w którym nie są wykonywane eksmisje - opowiada Pani Urszula.
Według niej lokatorki nie widziały problemu, a ona zgodnie z zapisami umowy wręczyła im wypowiedzenie umowy oraz wyznaczyła termin opuszczenia mieszkania. - Nie było szansy na to, by zechciały mnie wpuścić do mieszkania i porozmawiać o rozwiązaniu sporu. Przez ich postawę było mi bardzo trudno doręczyć wypowiedzenie lokatorkom. W końcu się to udało, ale musiałam poprosić o pomoc osoby trzecie. Nawet w obecności agenta nieruchomości i patrolu policji nie udało się niczego wynegocjować. Lokatorki obiecały, że się wyprowadzą, ale bez podania konkretnej daty taka deklaracja nic nie była warta - wyjaśnia właścicielka mieszkania.
- Zrozumiałam wtedy, że pozostaną w mieszkaniu tak długo, jak zechcą. Przestałam tam jeździć, postanowiłam, że wszelkie informacje będę kierować do nich w formie korespondencji, którą konsekwentnie lekceważyły - dodaje.
- Lokatorki nie przyjmowały żadnych argumentów, nie chciały wywiązywać się z umowy. Wezwani na interwencje funkcjonariusze policji wycofali się, stwierdzając, że nie zaistniało zagrożenie zdrowia i życia, wobec tego nie są potrzebni, a roszczeń dochodzić mogę na drodze cywilnej. Dalej było już tylko gorzej: usłyszałam od lokatorek, że mogą 3 miesiące mieszkać i nie płacić. Kiedy zaczęłam poszukiwać rozwiązań prawnych dla mojej sytuacji i opowieści osób, które batalie z koczownikami mają za sobą, jedyne, co poczułam, to bezsilność - kończy Pani Urszula.