O godz. 10 w 40 szpitalach w całym kraju pielęgniarki i położne planują odejść od łóżek pacjentów, jednak, jak zapewniają, żaden ciężko chory pacjent nie zostanie bez opieki. Strajk ostrzegawczy ma trwać dwie godziny. Pielęgniarki zapewniają, że najbardziej potrzebujący pacjenci mają zapewnioną opiekę i nic im nie grozi.
Równolegle w wielu polskich miastach zaplanowane zostały manifestacje. W Warszawie pielęgniarki zebrały się na Placu Bankowym, na którym zamierzają przekazać władzom swoje żądania.
Pielęgniarki domagają się lepszych zarobków i tego, by nowymi regulacjami do zawodu zachęcić młodych ludzi, aby zwiększyć kadrę w szpitalach i odciążyć je w pracy.
- W ciągu najbliższych pięciu lat odejdzie z zawodu 100 tys. pielęgniarek. Średnia wieku to 52 lata i cały czas się zwiększa. Jeśli teraz nie poprawimy ustawy o wynagrodzeniach, znikną 272 szpitale - mówiły pielęgniarki podczas manifestacji w Warszawie.
Po godzinie do manifestujących w Warszawie wyszedł wojewoda mazowiecki Konstanty Radziwiłł.
- Zniechęcicie państwo do pracy nie tylko osoby młode, ale i emerytki - powiedziała szefowa związku Krystyna Ptok, po czym wręczyła wojewodzie listę postulatów.
- Rządy Zjednoczonej Prawicy to czas, w którym pensje pielęgniarek rosną - powiedział Konstanty Radziwiłł. Mówił też o "obietnicach bez pokrycia", składanych przez poprzednią ekipę. Został przez protestujących zakrzyczany.
Pielęgniarki wyzwały go od kłamców.
W sprawie strajku wypowiedział się też premier Mateusz Morawiecki.
- Zmiana w służbie zdrowia w ciągu najbliższych kilku lat będzie bezprecedensowa i pomyślana przede wszystkim pod kątem pacjenta - powiedział premier. Zaprosił też przedstawicieli związków zawodowych do rozmów o proponowanych rozwiązaniach.
Protest skomentował też rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz, który zapewnił, że ministerstwo docenia rolę pielęgniarek w polskim systemie ochrony zdrowia.
- Należy tu docenić ciężką pracę, którą panie pielęgniarki wykonały szczególnie w tym ostatnim niecałym półtora roku, kiedy zmagamy się z epidemią covidu. Była to bardzo ciężka i bardzo wytężona praca, za którą należą się nie tylko pieniądze, ale i szacunek – powiedział.
Głównym powodem protestu jest ustawa o ustalaniu najniższego wynagrodzenia pracowników medycznych. Ustawa weszła w życie pomimo licznych protestów przedstawicieli branży.
Zmienia się tzw. współczynnik pracy, który jest wykorzystywany do wyliczenia zarobków w zawodach medycznych. Chodzi o relację między płacą zasadniczą dla danego zawodu a przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce za rok poprzedni (w 2020 roku było to 5167,47 zł).
Zdaniem pielęgniarek, nowy system jest niesprawiedliwy i zniechęca do rozwoju. Nie zapewnia też stabilnego wzrostu wynagrodzeń.
Dodatkowo w znacznie gorszej sytuacji stawia osoby, które pracują w zawodzie od wielu lat, ale mają ukończone liceum pielęgniarskie, a nie studia. Płaca takich osób będzie praktycznie zrównana z zarobkami młodych pracowników, którzy dopiero przychodzą do zawodu.
Uchwałę o przygotowaniu do protestów Zarząd krajowy Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pielęgniarek i Położnych przyjął w listopadzie. Związkowcy nie wykluczają, że protest będzie eskalował.
"W gotowości do drugiej fali strajków ostrzegawczych jest kilkaset szpitali objętych zakresem działania OZZPiP, w których trwają procedury sporów zbiorowych" - czytamy w komunikacie.