Rozmowy z dyrektorami przychodni nie są teraz łatwe. Wszyscy żyją od marca 2020 w dużym stresie, a teraz jest jeszcze gorzej.
- To jest paranoja. Ja i wszyscy moi ludzie czekamy na szczepienie w grupie 0. Dzwonimy do szpitala, który to organizuje, ale już przestali odbierać, bo szczepionek mało i idzie to ślamazarnie. Zaraz się okaże, że niezaszczepieni medycy będą szczepić kolejną grupę. To tylko w Polsce może się zdarzyć - mówi Katarzyna.
Zarządzający punktami szczepień narzekają też na brak wystarczających informacji i fakt, że zasady ciągle się zmieniają. Pierwsze, już bardziej konkretne informacje o szczepieniu grupy 1 dostali we wtorek 12 stycznia, jednak dotyczyła ona tylko utworzonego na potrzeby Narodowego Programu Szczepień systemu informatycznego.
Co problemy te problemy mogą oznaczać dla Kowalskiego? Po prostu informacje o tym, że jesteśmy przypisani do konkretnego punktu szczepień i czekamy na nie, mogą się nie spotkać z wiedzą na ten temat w konkretnej przychodni, która nie będzie miała dla nas szczepionki.
- Dają jakieś numery do kontaktu w przypadku problemów, ale już to widzę, jak ktoś odbiera, gdy cała Polska zacznie dzwonić. Już teraz nie odbierają. Siedzę na telefonach z informatykami, łapię ludzi po nocach. A to początek chaosu, który nas czeka - dodaje Katarzyna.
Dr Michał Sutkowski, prodziekan Wydziału Medycznego Uczelni Łazarskiego i rzecznik Kolegium Lekarzy Rodzinnych w Polsce, nie jest zaskoczony tym, że nie udało się zaszczepić jeszcze wszystkich pracowników ochrony zdrowia, którzy mają szczepić kolejną grupę.
Harmonogram nie do utworzenia
- Szczepienie grupy zero jest na ukończeniu, ale zdarzają się przypadki, że ktoś gdzieś jeszcze czeka na swoją kolej. Sam jestem takim przypadkiem i część moich lekarzy. Mam jednak nadzieję, że do ok. 20 stycznia to powinno się zakończyć, choć pewności tu nie ma - mówi lekarz.
Nasz rozmówca komentuje też słowa Katarzyny o braku informacji i pewności co do systemów informatycznych.
- Trwają szkolenia i przychodnia nie może nie wiedzieć, co ją czeka i jak to będzie wyglądało. Jednak największy bałagan jest po stronie elektronicznej administracji i komunikacji z urzędami - mówi Sutkowski.
Lekarz ma sieć małych przychodni w okolicach Warszawy. Jest dla nich wszystkich koordynatorem akcji szczepień przeciwko COVID-19. Ma też w każdej z nich koordynatorów, którzy też chodzą na szkolenia. Nie można zatem uznać, że ich poczucie niedoinformowania wynika z braku zaangażowania.
Lekarze POZ szykują się do szczepień. Krajewski
- Co z tego, że my w tym wszystkim bierzemy udział i staramy się przygotować jak najlepiej. W poniedziałek na szkoleniu słyszy się jedno, w środę coś zupełnie innego. Mało tego, przez ostatnie dni nie mogliśmy zalogować się do aplikacji, która pozwala przygotować harmonogram szczepień, bo program po prostu nie działa. Moi koledzy ze szpitali też mają ten problem - mówi Sutkowski.
Bałagan z zamówieniami
Ostatecznie sztuka ta udała się w czwartek po 20. A co by się stało, gdyby komuś nie udało się jednak ustalić harmonogramu? Zapanowałby potworny bałagan, a na to nie możemy sobie pozwolić, bo wirus ciągle jest w natarciu.
- Kiedy, jako zarządzający punktem szczepień, nie stworzę harmonogramu, to nie zamówię szczepionek. Wprawdzie moi pacjenci uzyskają z systemu e-skierowanie, ale to nie trafi do mnie, bo nie mam harmonogramu i ich nie zaszczepię. Chaos jest zbyt duży. Boje się, że zgubią nas technikalia i brak wymiany informacji pomiędzy poszczególnymi jednostkami, które realizują program szczepień - mówi dr Sutkowski.
Czy rzeczywiście jest aż tak źle? Słuchając konferencji prasowych rządu, można odnieść wrażenie, że wszystko idzie zgodnie z planem i jest pod kontrolą. Tymczasem Sutkowski 14 stycznia dowiedział się od kilku DPS-ów, że czekają na niego ze szczepionkami.
- Ja nie zgłaszałem mobilnego punktu szczepień, mam tylko stacjonarne, a w nich nie szczepi się mieszkańców domów pomocy. Hurtownia rozwożąca szczepionki też poinformowała mnie, że jak już zamówię, to część specjalnych dawek dostanę do mobilnych punktów. Tymczasem już w grudniu zgłaszałem, że nie będziemy szczepić mobilnie. Mało tego, system pozwala zamówić 90 szczepionek. To pozostałość po zamówieniach szpitali, nie zmieniono ich liczby do 30, czyli dla szczepienia grupy pierwszej - wylicza Michał Sutkowski. Taki limit tygodniowych zamówień ustala rządowy program szczepień.
"Ludzie dzwonią"
Teoretycznie więc celowo lub przez pomyłkę punkt szczepień może zamówić 90 szczepionek, ale będzie mógł zużyć zgodnie z harmonogramem tylko 30. Zatem jak przyjedzie 90, to 60 może się zmarnować, bo nie wolno ich przewozić pomiędzy punktami należącymi nawet do tego samego właściciela.
Przypomnijmy jeszcze raz. Do punktów szczepień poszczególne dawki dostarcza specjalny kurier i można nimi szczepić jedynie przez 5 dni. Potem są do wyrzucenia. Ze względu na wymagania co do przechowywania (m.in. odpowiednią temperaturę) mają krótki termin przydatności.
- To się w głowie nie mieści. Nigdy, a prowadzę przychodnię 20 lat, nie byłam tak zestresowana. Mają nas gdzieś, ale my to dźwigniemy i jakoś się zaszczepimy. Boję się o naszych starszych, schorowanych pacjentów. Oni ciągle dzwonią i dopytują. Wprawdzie udało nam się utworzyć harmonogram, ale było z tym tyle problemów, że nie wiem, czy to zadziała, czy gdzieś się zapisało, mówiąc kolokwialnie - mówi mocno zdenerwowana Katarzyna z Poznania.
O opinie na temat przygotowania przychodni i innych punktów szczepień do pracy poprosiliśmy również dr Jerzego Banacha, specjalistę medycyny morskiej i tropikalnej (w której szczepienia są podstawą) oraz byłego szefa dolnośląskiego Sanepidu.
Koniec szczepień za 4 lata?
- Przy takim chaosie to zaszczepimy wszystkich Polaków za 4 lata i to jak dobrze pójdzie. Rząd tego, mówiąc młodzieżowo, nie ogarnia. Nic nie wiedzą, a zaraz mają szczepić grupę 1. Nie ma "mapy drogowej" tej akcji, nic nie jest przygotowane, rządzi chaos - mówi Banach.
Lekarz przypomina epidemię ospy prawdziwej z lipca 1963 r. we Wrocławiu. WHO przewidywała, że epidemia potrwa dwa lata i w jej wyniku zachoruje do 2 tysięcy osób, a umrze 200. Przeciw ospie zaszczepiono wówczas 98 proc. mieszkańców miasta i regionu. Epidemia wygasła po 25 dniach od jej wykrycia. Zachorowało 99 osób, a zmarło 7 osób, w tym 4 pracowników ochrony zdrowia.
- Mieszkałem wtedy w Ostrowie Wielkopolskim. Dowiedziałem się o ospie, podjechałem do punktu szczepień i w kilka minut było po wszystkim. Nikt nie robił jakichś wymyślnych dokumentacji, ale w niecały miesiąc było po wszystkim - wspomina dr Jerzy Banach.
Oczywiście trudno porównywać te wydarzenia do obecnej pandemii. Koronawirus zaatakował cały świat, szczepionka dopiero co została wynaleziona i trzeba ją przechowywać i dystrybuować na specjalnych zasadach. Sutkowski uważa, że jednak z tamtej historii płynie jakaś lekcja.
- Doktor Banach ma rację. Powinniśmy przede wszystkim szczepić, a nie bawić się w informatyczne systemy, czyli w coś, co nie daje nowej jakości w procesie ochrony ludzi przed wirusem. Szczepię od 31 lat i wszystko jest na papierze i wszystko jest do odtworzenia, nawet jak po 30 latach przychodzi do nas pacjent. Gubią nas technikalia, a tu trzeba szczepić i to jak najszybciej - podsumowuje dr Sutkowski.
W pierwszym dniu zapisów osób powyżej 80. roku życia szef Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Michał Dworczyk podał, że ciągu pierwszej godziny od rozpoczęcia zapisów stronę wyświetlono 10 mln razy. - Dla 4 487 punktów została uruchomiona rejestracja w ramach centralnego kalendarza. To 1,5 mln terminów do końca marca - mówił szef Kancelarii Premiera. Jak tłumaczył, plan zakładał ok. 6 tys. punktów i ok. 2 mln terminów, ale okazało się, że część punktów nie zdążyła wystawić swoich kalendarzy.