Zamknięcie granic w związku z pandemią spowodowało chwilowy odpływ Ukraińców z Polski. Szacuje się, że obecnie pracuje ich o 300 do 400 tys. mniej niż przed lockdownem, ale wracają. W maju br. przyjechało ich do Polski 94 tysiące, czyli trzy razy więcej niż w kwietniu.
Pracodawcy sprowadzają ich, mimo że oznacza to dla nich duże wydatki związane m.in. z obowiązkową kwarantanną. Czy stanowią konkurencję i zagrożenie dla słabiej wykwalifikowanej kadry polskiej? Pytamy o to ekspertów.
Ukrainiec jest tani?
Wielu uważa, że Ukraińcy są tańsi od Polaków, dlatego pracodawcy ich wybierają. Ukrainiec i Polak na tym samym stanowisku pracy zgodnie z przepisami muszą zarabiać dokładnie tyle samo.
Dodatkowo pracodawca, decydując się na Ukraińca, zapewnia mu jeszcze bezpłatne zakwaterowanie, a obecnie, w związku z koronawirusem, również pokrywa koszty jego dwutygodniowej kwarantanny.
– Zatrudniając Ukraińca, firma musi się liczyć z tym, że nie będzie mogła go zatrudnić od następnego dnia po przyjeździe do kraju, ale dopiero po dwóch tygodniach. Polak byłby dostępny od razu. Pracodawcy wydają na wymogi sanitarne, którymi objęci są teraz Ukraińcy, bardzo duże kwoty. To są ekstra koszty, których ci ludzie im nie zwracają – przypomina Krzysztof Inglot, prezes zarządu agencji zatrudnienia Personnel Service.
Ukraińcy nie są tani. Jak dowodzi ostatnie badanie "Barometr Polskiego Rynku Pracy" z czerwca br. opracowane przez Personnel Service, tylko 3 proc. spośród Ukraińców zarabia minimalna krajową, czyli 2600 zł brutto (1,878 tys. zł na rękę). Ponad 26 proc. (najwyższy odsetek w badaniu) dostaje ponad 3 tys. zł. netto, czyli ponad 4 tys. brutto. Natomiast zarobki 12 proc. spośród nich wahają się w przedziale 4 do 5 tys. zł netto.
Biorąc pod uwagę, że większość Ukraińców w Polsce pracuje fizycznie (tylko 3 proc. umysłowo i 1 proc. to kadra zarządzająca), kwoty te biorą się stąd, że ludzie ci pracują średnio ponad 200 godzin miesięcznie.
CZYTAJ TEŻ: 2800 zł: płaca minimalna kością niezgody
Porzucają pracę dla innej
Zgodnie z przepisami, polski pracodawca może ich zatrudnić maksymalnie na 6 miesięcy. Wykorzystują więc ten czas, aby zoptymalizować swoje dochody. Zwykle nie mają w Polsce rodzin i domowych obowiązków. Poświęcają się całkowicie pracy.
Często zdarza się, że porzucają jedną pracę, przechodząc do innej, tylko nieznacznie lepiej płatnej. Dla nich liczy się jednak każdy grosz. Żyją bardzo oszczędnie. Aż 42 proc. deklaruje, że jest w stanie utrzymać się za 500 zł miesięcznie. Średnio do domów na Ukrainę transferują od 770 do 900 zł miesięcznie. Ogółem miesięcznie wychodzą przelewy na Ukrainę w kwocie 350 tys. zł - informuje firma PayUkraina.
– Pracodawcy mówią o ich nielojalności, ale z ich punktu widzenia, to jest racjonalne działanie. Nie przyjeżdżają do nas dla przyjemności, tylko po zarobek. U siebie w kraju zarobiliby 3-krotnie mniej niż w Polsce, więc nie wahają się, kiedy inny pracodawca oferuje im o złotówkę czy dwie więcej za godzinę — tłumaczy Inglot.
Skoro pracownicy z Ukrainy są drodzy w utrzymaniu i często nielojalni, dlaczego pracodawcy wciąż ich sprowadzają? Bo nie mają wyjścia. Pomimo kryzysu i rosnącego bezrobocia są sektory i zajęcia, których nie chcą bezrobotni Polacy.
Polacy nie chcą iść do produkcji
Według prezesa Personnel Service, dobrym przykładem może być cały przemysł spożywczo-przetwórczy oraz produkcja detaliczna. Po kilkumiesięcznym uśpieniu, kiedy Polacy mało kupowali, teraz znowu konsumpcja wróciła do stanu sprzed pandemii. Fabryki zdążyły jednak zamknąć już część działów i zwolnić ludzi.
Teraz wznawiają działalność, uruchamiają nocne zmiany i jest problem, bo ludzi do pracy już nie ma. – Podam przykład: mamy klienta z branży produkcyjnej, który zgłosił nam duże zapotrzebowanie na pracowników. Zgłosiło się 15 Polaków i 200 Ukraińców – informuje Inglot.
Praca jest, ale fizyczna i ciężka. Polacy jej na ogół nie chcą, a Ukraińcy nie wybrzydzają. Biorą wszystko.
Wczesną wiosną, kiedy kraje Unii Europejskiej zamknęły swoje granice z powodów sanitarnych, pracownicy sezonowi z Polski nie mogli wyjechać do pracy za granicę. Byli zmuszeni zostać w Polsce, więc dorywczo zatrudniali się w produkcji.
W czerwcu, kiedy podróżowanie znowu stało się możliwe, wyjechali do swoich lepiej opłacanych zajęć w Niemczech, Holandii, Norwegii, Szwajcarii, Irlandii czy Wielkiej Brytanii. Pozostawiając polskich pracodawców.
W kraju pozostała jednak rzesza bezrobotnych – głównie z sektora usług: pracownicy hoteli, gastronomii, turystyki, pracownicy galerii handlowych itd. – Są to na ogół młodzi ludzie, bez dużego doświadczenia zawodowego, którzy dorabiali sobie i jednocześnie studiowali lub uczyli się. Ich praca na produkcji nie interesuje, nie są w stanie wynieść się poza miasto do fabryki. Nie są skłonni też, aby się przekwalifikować – uważa prezes agencji zatrudnienia.
Ukraińcy to nie konkurencja
Zdaniem naszego rozmówcy, polscy przedsiębiorcy pomimo kryzysu nadal sprowadzają Ukraińców tylko dlatego, że nie mają na te wolne miejsca chętnych Polaków. Ukraińcy nie stanowią zagrożenia czy konkurencji, ale uzupełniają rynek pracy tam, gdzie występują braki kadrowe.
Z kolei Monika Fedorczuk, ekspertka rynku pracy z Konfederacji Lewiatan zwraca uwagę, że kryzys związany z COVID-19 spowodował wzrost rejestrowanego bezrobocia o około 117 tys. osób (przyrost między marcem a czerwcem 2020 r.). - Zakładając dalszy przyrost liczby bezrobotnych widać, że nie jest on wyższy niż liczba pracowników ukraińskich pracujących w Polsce – podkreśla ekspertka rynku pracy.
Poza tym przyrost bezrobocia nie zawsze ma miejsce na tych terenach, gdzie są potrzebni pracownicy – częściej dotyczy terenów słabiej rozwiniętych gospodarczo. Pracodawcom potrzebni są pracownicy mobilni. Ukraińcy nie mają z tym problemu, jadą tam, gdzie są potrzebni.
Według Fedorczuk pracodawcy z takich sektorów jak: branża produkcyjna, transport czy budownictwo oraz usługi medyczne i opiekuńcze, są w jakimś stopniu już uzależnieni od pracy Ukraińców. Podobnie jak rolnictwo. Z tym że w rolnictwie, przy pracach sezonowych prawo dopuszcza stawki niższe, niż wynosi ustawowe minimum, czyli 17 zł brutto za godzinę. I stąd coraz trudniej tam m.in. o pomoc przy zbiorach.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl