W poniedziałek rano redakcja money.pl jako pierwsza przedstawiła rewolucyjne propozycje Komisji Europejskiej dotyczące zmian ram finansowych państw członkowskich. Chodzi o nadchodzącą reformę reguł i zasad, jakimi mają kierować się stolice Wspólnoty, konstruując krajowe budżety (więcej piszemy o tym TUTAJ).
Rząd będzie musiał powołać nową instytucję - Radę Fiskalną, Unia chce zmienić także sposób patrzenia na finanse danych krajów i przenieść mechanizm kamieni milowych do corocznych planów przygotowywanych przez ministerstwa finansów. Zmian jest o wiele więcej i kilka nie podoba się polskiemu resortowi finansów. Jak udało nam się dowiedzieć, nie tylko jemu.
Reforma finansów Polski przez Unię Europejską. MF będzie krytykował niektóre rozwiązania
Po pierwsze, Unia proponuje, aby budżety krajowe były konstruowane w taki sposób, aby dług był w dłuższej perspektywie stabilny, czyli nie rozrósł się do niebezpiecznych poziomów. W tym celu ma powstać nowe narzędzie tzw. analiza stabilności długu (ang. Debt Sustainability Analysis – DSA). Następnie Bruksela za pomocą tej analizy będzie kontrolować dane kraje. Zdaniem resortu finansów jest to niebezpieczny pomysł, gdyż w DSA będą brane pod uwagę trudno mierzalne wskaźniki.
DSA nie jest nowym narzędziem, dotychczas Komisja wykorzystywała je pomocniczo, m.in. do opracowywania raportów o stabilności finansów publicznych i zadłużeniu. Nasze obawy budzi natomiast wykorzystanie DSA jako kluczowego narzędzia nadzoru finansów publicznych w UE. Główną rolę w DSA odgrywają nieobserwowalne zmienne, takie jak luka produktowa i strukturalny wynik pierwotny. Wynik analizy zależy od przyjętych założeń co do kształtowania się zmiennych ekonomicznych w perspektywie kilkunastu lat – przekonuje MF.
To może rodzić obawy, że obraz finansów danego kraju będzie uzależniony od wprowadzonych zmiennych, które szybko mogą się dezaktualizować.
Unia kontra krajowe rządy
Po drugie, sprzeciw budzą także pomysły, aby plany budżetowe były wiążące dla rządów, tzn. jeśli MF założy plan wydatkowy na dany rok, to bez powodu nie może nagle zwiększyć wydatków bez pokrycia, bo np. takie jest "widzimisię" danej ekipy rządzącej.
Według rządu ten spór jest jednak głębszy i zahacza już o to, na jakie decyzje Unia może wpływać, a na jakie już nie powinna.
"Kolejną kwestią problematyczną jest proponowany przez Komisję Europejską wiążący charakter ścieżki wydatkowej dla kilku ustaw budżetowych, gdyż pozbawiłoby to parlamenty możliwości decydowania o budżecie. Tymczasem to instytucje krajowe ponoszą odpowiedzialność za realizację krajowego budżetu. Zaangażowanie krajów w zarządzanie gospodarcze może ulec zmniejszeniu, jeśli będą one odbierać ścieżki wydatkowe jako narzucone przez UE" – przekonuje resort finansów.
KPO na co dzień? MF: to zły pomysł
Ale to nie wszystko. Jak pisaliśmy, plany przesyłane do Brukseli będą dotyczyły nie tylko aspektów fiskalnych, ale również reform strukturalnych. Będzie to jeden dokument.
Czyli już nie tylko w KPO, ale także corocznie w aktualizowanych, czteroletnich planach strukturalno-fiskalnych Polska będzie musiała się tłumaczyć, jak realizuje kwestię np. niezależności sądów. Istotne, strukturalne kamienie milowe będę zatem corocznym elementem procesu budżetowego – mówił w rozmowie z money.pl Sławomir Dudek, prezes Instytutu Finansów Publicznych, który będzie śledził proces wdrażania ram fiskalnych w Polsce.
Ekipa Zjednoczonej Prawicy i w tym aspekcie nie zgadza się z Komisją Europejską. Jak przekonują nas urzędnicy MF, nie jesteśmy w tym osamotnieni.
Komisja Europejska proponuje faktycznie, aby reformy i inwestycje przedstawiane w planie średniookresowym stanowiły (podobnie jak w KPO) odpowiedź na wszystkie lub znaczną część rekomendacji Rady UE. W ocenie Polski wybór reform i inwestycji powinien jednak należeć wyłącznie do państw członkowskich. Opinię taką wyrażają także inne państwa – argumentuje MF.
"Są one też zgodne, że przedstawiane w przyszłych planach średniookresowych reformy i inwestycje miałyby charakter zobowiązania danego państwa wobec UE tylko w przypadku, gdyby dany kraj ubiegał się o dłuższy okres na redukcję nadmiernego długu (czyli wydłużenie ścieżki dostosowawczej). Zgodnie z propozycją Komisji, unijny nadzór finansów publicznych bazowałby wyłącznie na przestrzeganiu ścieżki wydatków pierwotnych" – dodaje resort.
Reguła wydatkowa powinna pomijać wydatki na zbrojenia
Zmiany, o których piszemy, będą oczywiście dotyczyć nie tylko obecnego rządu. Dużym wyzwaniem dla nowych ekip rządzących będzie ujednolicenie w ramach Wspólnoty reguły wydatkowej. W największym skrócie: reguła blokuje bezkarne zadłużanie się rządu. Politycy dzięki niej muszą znaleźć źródła dochodu dla przewidzianych wydatków. PiS przez lata w kilku krokach rozwadniał krajową regułę, by móc zwiększyć przestrzeń wydatkową. Ostatnim takim posunięciem jest m.in. wyłączenie spod reguły wydatków na zbrojenia.
Po reformie nie będzie to już możliwe. To oznacza, że jeśli po jesiennych wyborach partia, która wygra, będzie kontynuować wielomiliardowe zbrojenia, zostanie zobligowana do wykazania ich źródeł finansowania. To wywoła finansową presję, by ograniczyć inne wydatki. Zdaniem rządu tak być nie powinno.
"W opinii Polski wydatki obronnościowe służą solidarności międzynarodowej i wspierają osiąganie wspólnego celu UE, jakim jest szeroko rozumiane bezpieczeństwo. Zdaniem rządu zwiększenie wydatków na obronę skutkujące przekroczeniem przez deficyt progu 3 proc. PKB i wzrostem zadłużenia powinno więc być bezwzględnie brane przez Komisję pod uwagę jako czynnik wyraźnie łagodzący ocenę w procedurze nadmiernego deficytu i w analizie stabilności długu" – czytamy w odpowiedzi na nasze pytania.
Damian Szymański, dziennikarz i zastępca szefa redakcji money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.