Wiele wskazuje na to, że zakres przyszłorocznych zmian w składce zdrowotnej będzie taki, jaki opisywaliśmy na money.pl. Nieoficjalnie usłyszeliśmy, że w środę rząd 13 listopada zatwierdzi zmianę polegającą na obniżeniu wymiaru minimalnej składki (płaconej nawet przez przedsiębiorców zarabiających poniżej wynagrodzenia minimalnego) - będzie to 9 proc. liczone nie od całości minimalnej pensji obowiązującej w danym roku, lecz od 75 proc.
Ostatecznie decyzje nie zapadły. "Rząd zapoznał się w środę z informacją ministerstw nt. propozycji zmian w rozliczaniu składki na ubezpieczenie zdrowotne na lata 2025-26, a po kierunkowej akceptacji konkretne rozwiązania zostaną przedstawione na najbliższym posiedzeniu Rady Ministrów" - podało Centrum Informacyjne Rządu po posiedzeniu.
Składka do zmian. W końcu
Zmiana wejść ma w życie w przyszłym roku razem z obiecaną likwidacją obowiązku uiszczania składki przy sprzedaży środków trwałych. Nowy element najprawdopodobniej zostanie dołączony jako autopoprawka do rządowego projektu dotyczącego środków trwałych, nad którym już trwają prace w Sejmie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koszt reformy, według naszych rządowych rozmówców, powinien wynieść 2-2,5 mld zł. To oznacza, że minister finansów Andrzej Domański zaoszczędzi ponad 1 mld zł (wcześniej deklarował kwotę 4 mld zł na przyszłoroczną reformę składki), które on sam chciałby przeznaczyć na obniżenie deficytu budżetowego. Ale zapewne o te pieniądze zawalczą inni ministrowie - w pierwszej kolejności minister zdrowia Izabela Leszczyna, która nieustannie potrzebuje pieniędzy na obszar zdrowia, czy minister klimatu Paulina Hennig-Kloska, która domaga się zamrożenia cen energii na cały przyszły rok.
Dalsze zmiany w składce miałyby wejść w życie dopiero w 2026 roku. Chodzi o tzw. punkt odcięcia, wynoszący 1,5-krotność przeciętnego wynagrodzenia w całym roku. Poniżej tego progu składka miałaby być ryczałtowa i wynosić 210 zł, a powyżej progu - stanowić 4,9 proc. dochodów, tak jak dziś opłacają ją liniowcy.
Według części naszych rozmówców w ostatnich dniach minister finansów liczył skutki dotyczące obniżenia minimalnego wymiaru składki dla pracujących emerytów i rencistów. Jak pisaliśmy, już blisko milion pracowników i przedsiębiorców w wieku emerytalnym jest na rynku pracy. - To często są właśnie mikroprzedsiębiorcy, więc ich te zmiany obejmą - wskazuje rozmówca z rządu.
Jednak na podkreśleniu kwestii seniorów w nadchodzącej reformie składki zależało zwłaszcza Lewicy, która do tej pory kręciła nosem na zmiany wykraczające poza zmianę w kwestii środków trwałych. - Podkreślenie sprawy seniorów może wpisać się w realizację jednego z kamieni milowych KPO - zaznacza nasz rozmówca z Lewicy.
Ciemne chmury nad reformami minister Leszczyny
Na środowym posiedzeniu rządu, poza składką, przedstawiona miała być także "informacja ministra zdrowia o planowanych i realizowanych zmianach systemowych w ochronie zdrowia". Nasi rozmówcy nie wiedzieli lub nie chcieli powiedzieć, z czym na rząd przyjdzie Izabela Leszczyna. Tym bardziej, że sama minister w ostatnim czasie raczej wycofuje się z wcześniej planowanych zmian, zamiast je forsować. Dobitnie świadczy o tym fakt, że z porządku środowego posiedzenia wypadł punkt dotyczący reformy szpitali. Plany reform okazują się kłopotliwe politycznie, bo zakładają zmiany w sieci szpitali i ich przekształcenie, ale to wywołuje obawy i protesty oraz pytania o polityczne efekty zmian.
Przykładem jest temat likwidacji części porodówek. Z przyjętych pierwotnie przez resort założeń wynikało, że około jednej trzeciej tego typu oddziałów miało być zlikwidowanych. Korekta miała się odbywać na podstawie rocznej liczby porodów w danym szpitalu. Ten wskaźnik miał podać resort zdrowia - w projekcie ustawy było to 400 urodzeń. Ale minister Leszczyna już zapowiedziała korektę projektu. Teraz o tym, ile i gdzie będzie porodówek, ustalą zespoły powoływane przy wojewodach. Będą je tworzyć: wojewoda, organy tworzące szpitale (starostowie, marszałkowie, prezydenci miast, konsultant wojewódzki ds. ginekologii i położnictwa).
Minister zdrowia nie może pozwolić na to, żeby ludzie żyli w lęku, że im zabiorą szpital albo zabiorą porodówkę i kobiety nie będą miały gdzie rodzić. Dlatego postanowiłam zmienić ten twardo brzmiący przepis w ustawie, że minister zdrowia określi liczbę porodów - mówiła niedawno Izabela Leszczyna.
Pytanie, na ile to, co się stało, wpłynie szerzej na plany zmian w sieci szpitali, co jest kamieniem milowym w KPO. Już PiS miał kłopoty z tą reformą, ponieważ propozycje zmian były kontestowane przez lokalnych polityków i posłów, wśród których potencjalna likwidacja szpitala w powiecie wywoływała lęki o reakcję wyborców. Zastrzeżenia pojawiają się także na poziomie koalicyjnym.
Nie będzie zgody na prywatyzację szpitali w jakiejkolwiek formie, jeżeli chodzi o Lewicę. Według nas szpitale nie są po to, żeby zarabiać pieniądze, tylko po to, żeby leczyć ludzi - powiedział w środę na antenie Polsat News Włodzimierz Czarzasty z Lewicy.
Chodzi m. in o możliwość łączenia szpitali ze spółkami, co rodziło obawy z jednej strony o prywatyzację szpitali, a z drugiej np. o to, co stanie się z zadłużeniem jednostek. Ale także w tym przypadku, tak samo jak w przypadku porodówek, resort koryguje zapisy. Wycofywanie się Ministerstwa Zdrowia z kolejnych pomysłów, może postawić znak zapytania nad całą reformą szpitali. Kłopotem jest to, że KPO przewiduje 17 mld zł na ochronę zdrowia i beneficjentami dużej części tej sumy mają być właśnie szpitale.
Rząd chce przystopować podwyżki
W rządzie coraz częściej słychać też opinie, że trzeba w jakiś sposób zaciągnąć hamulec, jeśli chodzi o mechanizm corocznych podwyżek dla kadr medycznych.
W przyszłym roku musimy chyba pójść na zderzenie. Nie stać nas na takie podwyżki, które pochłaniają 90 proc. tego, co dodatkowo pompujemy w system ochrony zdrowia - wskazuje rządowy rozmówca.
- Ustawa o minimalnym wynagrodzeniu spełniła swoje zadanie. Nie ma już problemu z niskimi wynagrodzeniami w ochronie zdrowia. Tylko, że roczny koszt realizacji tej ustawy to około 15-16 mld zł, a dynamika przypisu składki to około 14 mld zł. Oznacza to, że sama realizacja ustawy o minimalnym wynagrodzeniu w niektórych zawodach medycznych konsumuje nam w 100 proc. dodatkowe środki uzyskane ze składki zdrowotnej - tłumaczy wiceprezes NFZ Jakub Szulc.
W rządzie słychać rozważania, że w idealnym scenariuszu przyszły rok byłby "rokiem spokoju" w obszarze zdrowia - bez kolejnej akcji podwyżkowej, która zostałaby przesunięta z połowy 2025 roku na początek 2026 roku, co umożliwiłoby przeprowadzenie reformy szpitali i rozliczenia przez NFZ większej części nadwykonanych świadczeń.
Przyszły rok to rok wyborów prezydenckich, więc pójście na wojnę ze środowiskiem medycznym to proszenie się o polityczne kłopoty. Co prawda minister zdrowia decyzję o skali podwyżek podejmuje w lipcu (na podstawie rekomendacji Agencji Oceny Technologii Medycznych i Taryfikacji), a więc już po wyborach.
Jednak wieści o tym, że rząd szykuje się do niższego wariantu podwyżek czy np. nowelizacji zamrażającej wynagrodzenia na obecnym poziomie, zapewne rozejdą się wcześniej i wywołają kłopoty w kampanii kandydatów koalicji rządzącej. - Trudno ludzi odzwyczaić od myślenia, że nawet jak mają budynek prawie bez lekarzy i sprzętu, to ciągle jest to szpital - przyznaje osoba z rządu.
Tomasz Żółciak i Grzegorz Osiecki, dziennikarze money.pl