To będzie najdroższy sezon grzewczy w historii Polski. Prezydent Andrzej Duda podpisał we wtorek ustawę zamrażającą ceny gazu dla odbiorców indywidualnych oraz MŚP w 2023 r. na poziomie 2022 r. Dla finansów publicznych to obciążenie na poziomie 30 mld zł.
Do tego trzeba doliczyć jeszcze koszt blokady energetycznej w 2023 r., która pochłonie kolejne 26,8 mld zł. To w sumie daje kwotę bliską 57 mld zł.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zdaniem niektórych ekspertów "wyrzucanie przez rząd pieniędzy z helikoptera" nie rozwiążą problemu poszerzającego się ubóstwa energetycznego, tylko odsuną go w czasie i to nie na długo.
Co można zrobić z 57 miliardami złotych?
Zdaniem Greenpeace Polska rząd - gigantycznym kosztem - funduje Polakom parasol ochronny, czyli czasowe zamrożenie cen gazu i energii, ale na bardzo krótko.
Potem, czyli już w 2024 r., czeka nas bowiem ogromny szok cenowy, który dla wielu Polaków będzie zabójczy finansowo, a państwo nie będzie mogło nic już z tym faktem zrobić, bo kolejny budżet już takiego obciążenia nie wytrzyma.
Jak podkreśla Piotr Wójcik, analityk rynku energetycznego w Greenpeace Polska, rząd będzie musiał uwolnić ceny rynkowe energii i gazu i wtedy okaże się, że zmarnowaliśmy nie tylko czas, ale i potężne środki. I to na jeden sezon grzewczy.
Tymczasem, jak wyliczyli działacze z Greenpeace, gdyby zainwestować te 57 mld zł w ocieplenie domów, to ponad 2,2 miliona polskich rodzin (ponad 40 proc. domów jednorodzinnych w Polsce) - mogłoby uzyskać po 25 tys. zł dotacji do ocieplenia domu.
Alternatywnie - jak policzyli - inwestując te pieniądze w termomodernizację budynków wielorodzinnych, można by ocieplić 160 tysięcy takich budynków, czyli 77 proc. budynków wielorodzinnych, które tego wymagają.
"Dzięki takim inwestycjom można by obniżyć zapotrzebowanie na energię w blokach czy kamienicach o 54 proc." - czytamy w komunikacie Greenpeace Polska.
25 tys. zł przy obecnych cenach materiałów i usług budowlanych to bardzo niewiele i dopłata taka w wielu przypadkach nie starczyłaby na pokrycie wszystkich kosztów termomodernizacji, ale jak przekonują w rozmowie z money.pl działacze organizacji, kwota ta byłaby pewnym impulsem do uruchomienia przez Polaków swoich oszczędności.
Rząd "wyrzuca pieniądze z helikoptera". To się źle skończy
Eksperci rynku energetycznego, z którymi skontaktował się money.pl, uważają, że rząd jest nieprzygotowany na kryzys energetyczny wywołany wojną w Ukrainie, działa na oślep i po omacku. Ich zdaniem rząd próbuje przykryć problem pieniędzmi, które nakręcą inflację. Nie ma też żadnej wizji i strategii sięgającej dalej niż do wyborów w 2023 r.
- Programy są pisane na kolanie, bez pogłębionej analizy rynkowej i wiedzy o potrzebach. Za przykład można podać dofinansowanie do samochodów elektrycznych dla taksówkarzy. Nikt się nie zgłosił po te środki - mówi nam anonimowo jeden z ekspertów.
Kolejny przykład to program "Czyste powietrze". - Napisany był tak, że rząd miał do tej pory duży problem z wydaniem tych środków. Dopiero kilka dni temu zmieniono przepisy w tym zakresie - dodaje.
Eksperci zajmujący się rynkiem energetycznym w Polsce zgodnie przyznają, że ochrona najbardziej potrzebujących i wrażliwych polskich rodzin jest potrzebna, ale proponowane przez rząd rozwiązania są krótkowzroczne i niczego na dłuższą metę nie rozwiązują. Utrwalają jedynie postawy bierne i roszczeniowe.
- Wprowadzony przez rząd pakiet rozwiązań osłonowych dla wszystkich (bez kryterium dochodowego) zmniejsza impuls do inwestycji w rozwiązania, które od lat oferują tańszą i czystą energię dla gospodarstwa domowego - uważa Wójcik.
Osoby prywatne, ale też samorządy, które zainwestowały znaczące pieniądze w termomodernizację oraz alternatywne źródła energii, twierdzą, że mają dzisiaj dużo trudniejszą sytuację niż ci, którzy nie zrobili w tym zakresie nic.
I to za sprawą właśnie rządu, który zmieniał w czasie gry jej reguły, wprowadzając nowe, niekorzystne przepisy prawa. Dotyczy to m.in. fotowoltaiki czy wiatraków.
Również zdaniem Andrzeja Rubczyńskiego, eksperta ds. strategii ciepłownictwa z Forum Energii Polska, rząd za wszelką cenę chce uniknąć szoków społecznych w 2023 r., który jest rokiem wyborczym. - Ceny energii trzeba będzie wreszcie uwolnić. Pewnie będzie to w 2024 r. Ten przeskok z pewnością wywoła szok społeczny - uważa nasz rozmówca.
Jego zdaniem potrzebne są przemyślane, pogłębione wnikliwą analizą rynkową zmiany systemowe oraz programy zmieniające ludzką mentalność.
Wojna i kryzysy przyspieszają zmiany społeczne
Jak przypomina Rubczyński, podobną trudną lekcję - tyle że bez parasola ochronnego państwa - wiele zachodnich gospodarek przechodziło po wielkich kryzysach paliwowych w latach 70. i 80.
Przykładowo Duńczycy po szoku wywołanym przerwaniem dostaw ropy naftowej i spekulacjami cenowymi postanowili odejść od tego paliwa i w ciągu dwóch dekad zbudowali w kraju nowy system energetyczno-ciepłowniczy. Postawili na efektywność energetyczną oraz na energię odnawialną, głównie wiatr i biomasę.
- W relatywnie bardzo krótkim czasie, bo około dwudziestu lat, zniknęły wszystkie klasyczne elektrownie kondensacyjne, które zastąpiono rozproszonymi elektrociepłowniami. Intensywnie zaczęto również rozwijać energetykę wiatrową, co pozwoliło nie tylko na wzrost produkcji czystej energii elektrycznej, ale też na rozwój nowych gałęzi przemysłu - wylicza ekspert z Forum Energii.
Dziś, dzięki przyjęciu długoterminowej wizji niezależności energetycznej oraz podjętym inwestycjom, Duńczycy są bardziej uodpornieni na wstrząsy światowe, niedobory surowców i wahania ich cen.
- Polska może pójść tą samą drogą, jeżeli nie zmarnujemy obecnego kryzysu i zostaną podjęte działania długoterminowe, a nie te, które dają jedynie przejściową ulgę - podkreśla ekspert.
Dalekosiężna strategia, a nie kampania wyborcza
Jan Ruszkowski z Departamentu Energii i Zmian Klimatu Konfederacji Lewiatan podkreśla, że w sytuacji kryzysowej, gdy rynkowy koszt energii i paliw wzrasta kilkukrotnie, jednym z ważnych zadań państwa jest zapewnienie niezbędnej pomocy, ale jedynie osobom realnie zagrożonym ubóstwem energetycznym i ekonomicznym.
Tymczasem - jak zauważa ekspert - osoby najbardziej dotknięte ubóstwem, a zarazem odpowiedzialne nieraz za znaczną emisję zanieczyszczeń, mieszkają często w domach, których głęboka termomodernizacja jest albo całkowicie nieopłacalna, albo wręcz technicznie niemożliwa.
- Potrzebują oni innych rozwiązań systemowych, które warto poddać równie pilnym co szerokim konsultacjom i które powinny zostać ujęte w kompleksowym planie walki z ubóstwem energetycznym – podkreśla nasz rozmówca.
Według Ruszkowskiego, zamiast wszystkim sztucznie obniżać rachunki za energię, bardziej efektywnie byłyby inwestycje w edukację, zachęty i pomoc finansowa w ograniczeniu zapotrzebowania gospodarstw domowych na energię.
Czy rząd ma plan, jak uniezależnić naszą gospodarkę od kolejnych szoków cenowych i spekulacji na rynkach energetycznych i paliwowych?
- Nawet gdyby taki strategiczny plan istniał (oby powstał), to nie działałby on w próżni - mówi ekspert Lewiatana i dodaje, że walczymy nie tylko o redukcję ubóstwa energetycznego, ale i poprawę jakości powietrza, uniezależnienie małej i dużej energetyki od paliw kopalnych i o rozwój zdecentralizowanej energetyki odnawialnej.
Z kolei Piotr Wójcik uważa, że wyeliminowanie wspólnej przyczyny kryzysu cenowego, energetycznego i klimatycznego może doprowadzić - przy umiejętnej polityce rządu - do tego, że Polacy otrzymają niższe rachunki za energię już w ciągu kilku najbliższych lat.
- Takim rozwiązaniem są inwestycje w OZE (m.in. fotowoltaikę, energię z wiatru na lądzie i morzu, pompy ciepła) oraz poprawa efektywności energetycznej - w szczególności termomodernizacja domów, bloków i kamienic – wylicza analityk.
Według niego sprawne przeprowadzenie transformacji energetycznej będzie dla rządu prawdziwym egzaminem dojrzałości. - Jak na razie rząd Morawieckiego ten egzamin oblewa - ocenia krótko nasz rozmówca.
Katarzyna Bartman, dziennikarz money.pl