W Polsat News Domański podkreślił, że bary mleczne dostaną tyle pieniędzy, o ile zawnioskują. - To nie są duże kwoty, około 10 mln zł. Nie wszystkie bary mleczne o takie dofinansowanie się zwracają - zauważył. Poinformował, że na przykład w tym roku, w ciągu 9 miesięcy, wykorzystano zaledwie 50 proc. kwoty, którą na 2024 r. rok Ministerstwo Finansów przeznaczyło.
- Więc widać, że to zapotrzebowanie ze strony barów mlecznych, które osobiście bardzo lubię, nie jest wykorzystywane w pełni. Jeżeli w przyszłym roku okazałoby się, że ze strony barów mlecznych zapotrzebowanie na dofinansowanie jest większe, to chciałbym zapewnić, że znajdą się na to środki - oświadczył.
Bary mleczne walczą o przetrwanie
Bary mleczne to ostatnie miejsca, w których można niedrogo i zarazem smacznie zjeść. Przyciągają mniej zamożnych i tych, którzy chcą oszczędzić: seniorów, czy studentów.
Kilka miesięcy temu Radio Zet alarmowało o trudnej sytuacji barów mlecznych. Cały czas walczą z trudną sytuacją, niektóre nie wytrzymują i się zamykają. Mimo że bary mleczne są beneficjentami rządowego wsparcia, dotacje nie pokrywają rosnących kosztów.
Rządowa dotacja dotyczy produktów bezmięsnych wynosi 40 proc. ich ceny, powiększonej o narzut, który nie może być większy niż 56 proc. I co ważne poprawne rozliczenie rządowej dotacji nie jest łatwe.
- Jeżeli chodzi na przykład o racuchy, do drożdży nie ma dotacji, więc nie ma dotacji do całej potrawy. Na przykład w schabowym dotacja dotyczy tylko panierki, a nie mięsa, a kiedyś był czas, że nie można było solić i pieprzyć potraw, bo przyprawy nie były dotowane - mówiła wówczas Hanna Król-Rączka ze spółdzielni Społem w rozmowie z reporterem Radia ZET.