Trwa ładowanie...
Notowania
Przejdź na
Witold Ziomek
Witold Ziomek
|

Rząd otworzy szkoły, choć koronawirus jest w natarciu. Rodzice boją się o dzieci

516
Podziel się:

Mimo wzrostu zakażeń MEN ogłosiło, że 1 września dzieci wrócą do szkół. Część rodziców już zaczyna się buntować. - Nie puszczę dziecka do szkoły, dopóki nie będę mieć pewności, że jest bezpieczne - mówi mama piątoklasisty. Pytamy prawnika, czy dziecko będzie mogło nie wrócić na lekcje i jakie będą konsekwencje.

Powrót do szkół. Rodzice boją się o swoje pociechy
Powrót do szkół. Rodzice boją się o swoje pociechy (Daniel Dmitriew / Forum)

Też boisz się posłać dziecko do szkoły? A może masz powód, by tego nie robić? Opisz nam swoją historię na #dziejesie

640 nowych zakażeń, 18 osób zmarło. To statystyki dotyczące koronawirusa według stanu na środę 5 sierpnia. To co prawda nie rekord, ale wciąż jeden z najwyższych wyników. Tego samego dnia minister edukacji Dariusz Piontkowski ogłasza: od 1 września dzieci wracają do szkół.

- Nie ma obowiązku zasłaniania ust i nosa w szkołach. Nie będziemy oczywiście tego zakazywali, a w większych grupach będzie to obowiązywać. Natomiast w przypadku standardowych zajęć nie przewidujemy takiego obowiązku - precyzuje Piontkowski.

Poza tym wytyczne zakładają, że w razie stwierdzenia większego zagrożenia epidemicznego w danym regionie lub w przypadku wykrycia koronawirusa wśród uczniów, szkoły będą mogły przejść na pracę zdalną lub częściowo zdalną. Mają o tym decydować dyrektorzy szkół w porozumieniu z inspektorami sanitarnymi.

Nie ma jednak ogólnego zalecenia, by w związku ze wzrostem liczby zakażeń w całym kraju prowadzić lekcje zdalnie. Co więcej, minister pytany na konferencji o możliwość lekcji online dla dzieci, których rodzice boją się zakażenia, odpowiedział, że "rodzice nie są wirusologami".

Tymczasem część rodziców już szykuje się do buntu.

- Szkoły zamknięto, gdy dziennie pojawiało się po 200-300 nowych przypadków. Teraz dobijamy do 700 i ja mam się nie bać puścić dziecka do szkoły? - pyta pani Aneta, mama piątoklasistki z Łodzi. - Ja naprawdę nie należę do osób łatwo ulegających panice. Ale popatrzmy na sprawę logicznie - tłumaczy.

Nad tym, czy puścić dzieci do szkoły, zastanawia się też pan Marcin z Gdańska.

- Czy ta szkoła będzie teraz lepiej zorganizowana? Czym ona się różni od tej szkoły, która była w marcu? W jaki sposób sprawimy, że ona będzie bezpieczniejsza? Mam wrażenie, że podobnie jak w całym kraju, po prostu przyzwyczailiśmy się do koronawirusa - mówi w rozmowie z money.pl. - 31 sierpnia usiądziemy z żoną i zastanowimy się, co robić. Jeśli liczba zachorowań dalej będzie rosła tak jak rośnie, to poszukamy jakiegoś rozwiązania, żeby jednak dzieci do tej szkoły nie chodziły - zapowiada.

Jak upilnować dzieci

W wytycznych dotyczących organizacji nauki po wakacjach znalazły się m.in. zapisy o wietrzeniu korytarzy czy separacji boksów w szatniach (tak, by zachować odstęp). Jest też informacja o tym, że każdy uczeń powinien przynosić do szkoły własne przybory szkolne i nie wymieniać się z innymi.

- To jest niewykonalne. Dwójki dzieci się nie da upilnować, a co dopiero trzydziestu - ocenia pan Marcin.

- Dzieci się dzielą napojami i jedzeniem, to jest dla nich naturalne. Jak minister wyobraża sobie, że zakażemy im dzielenia się kredkami? - pyta pani Aneta. Jest nie tylko mamą, ale i nauczycielką. - Podobno pan minister jest nauczycielem. Chyba dawno w szkole nie był - komentuje.

Obowiązek szkolny

Rodzice, którzy nie będą chcieli puścić dzieci do szkoły, będą jednak musieli uważać. Zgodnie z polskimi prawem nasze pociechy muszą uczęszczać na lekcje, a odpowiedzialność za wypełnianie obowiązku szkolnego spoczywa na rodzicach.

- Obowiązek nauczania dotyczy dzieci do 18. roku życia. Rodzice, jeśli nie będą się do tego stosować, mogą naruszyć obowiązki związane ze sprawowaniem władzy rodzicielskiej. A to w skrajnych przypadkach mogłoby nawet otrzeć się o sąd rodzinny - mówi w rozmowie z money.pl adwokat Andrzej Śmigielski.

Teoretycznie rodzice mogą nie posłać dziecka do szkoły i usprawiedliwić jego nieobecność. Jeśli jednak dziecka nie będzie w szkole zbyt długo i w ciągu półrocza nieobecności na zajęciach przekroczą 50 proc., zgodnie z prawem oświatowym będzie nieklasyfikowane i nie zda do następnej klasy.

- Nie wiem jeszcze, co zrobię we wrześniu - mówi pan Marcin. - Brakuje mi ze strony władz jakiejś deklaracji, że sytuacja będzie monitorowana, że będzie mogła się zmienić, jeśli okaże się, że jest niebezpiecznie - ocenia.

Pozwać szkołę

Do rozpoczęcia roku szkolnego został niecały miesiąc. Do tego czasu świat raczej nie zdąży pokonać pandemii koronawirusa. Należy się więc liczyć z tym, że w niektórych szkołach ogniska zakażeń mogą wybuchnąć.

Zgodnie z deklaracjami ministra edukacji w przypadku wykrycia osoby zarażonej, szkoła będzie mogła przejść na tryb zdalny lub częściowo zdalny.

Gdyby do zakażenia doszło na terenie szkoły, rodzice mogą próbować domagać się od placówki odszkodowania. Choć proces z pewnością byłby czasochłonny.

- Zgodnie z art. 417 kodeksu cywilnego, za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa, jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa. Czyli w przypadku szkoły np. gmina czy powiat - tłumaczy mec. Śmigielski.

- Żeby domagać się naprawienia tej szkody, musielibyśmy udowodnić, że do zarażenia doszło na terenie szkoły, a w placówce nie przestrzegano wytycznych związanych z bezpieczeństwem - dodaje.

Problem w tym, że tych wytycznych na razie jest niewiele.

"Główną wytyczną jest bezwzględne przestrzeganie podstawowych zasad higieny: częste mycie rąk, ochrona podczas kichania i kaszlu, unikanie dotykania oczu, nosa i ust, obowiązkowe zakrywanie ust i nosa przez osoby trzecie przychodzące do szkoły lub placówki, regularne czyszczenie pomieszczeń" - czytamy na stronie MEN.

W informacjach ministerstwa mowa jest też o tym, że do szkół będą mogli być wpuszczani jedynie zdrowi uczniowie i nauczyciele. Nie ma jednak informacji o żadnych obowiązkowych testach.

- Myślę, że to rozwiązanie zdałoby egzamin - mówi mec. Śmigielski. - Poddanie obowiązkowym testom wszystkich nauczycieli, którzy będą mieli kontakt z uczniami, mogłoby pomóc w ograniczeniu rozprzestrzeniania się choroby - tłumaczy.

Co na to dzieci

Pan Marcin ma dwóch synów. Starszy wirusa się nie boi, choć jest świadomy zagrożenia. Trenuje piłkę nożną w zamkniętej grupie, był nawet na obozie sportowym.

Młodszy, 11-letni Tymek, na obóz jechać nie chciał. Unika wychodzenia do sklepu, regularnie dezynfekuje ręce. Śledzi też media. Teraz mówi w rozmowie z ojcem: - Zamknęli nam szkołę, gdy było 200 przypadków. Teraz jest 640 i chcą otworzyć. Tato, ja tego nie rozumiem.

Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
KOMENTARZE
(516)
WYRÓŻNIONE
KN
4 lata temu
Wreszcie!!! Jak czytam ze sie boja o dzieci to sie pytam - w nieskonczonosc bedziecie je w domu trzymac?
Aaa
4 lata temu
Szkoła musi być otwarta, nauczanie zdalne to fikcja. Dzieci bez rówieśników słabiej się rozwijają.
GG
4 lata temu
Mam dziecko które od września idzie do 1 klasy. Obecnie przebywam w szpitalu oczekując na operację. Pomimo że dzieci są najmniej narażone nikt nie zastanawia się nad zagrożeniem które mogą przynieść do domu. Szkoła to skupiska 800 ludzi. Nie można tego zagrożenia porównywać nawet do zakładu pracy w którym zwykle przebywa się w otoczeniu kilku współpracowników. Nikt nie zastanawia się nad tym jakie te dzieci będą niosły ryzyko dla swoich blizskich: dziadków z którymi mieszkają, rodziców po operacji czy chorym np. Na białaczkę rodzeństwie. Psychika dziecka jest bardzo ważna ale czy życie nie jest cenniejsze. Mniejsze zagrożenie niosą kontakty z rówieśnikami w mniejszym poza szkolnym gronie niż tworzenie takiego zagrożenia dla dzieci i ich całych rodzin. Tak samo jak szkoła rodzice również powinni nie prawo do decyzji w tej kwestii. Każda rodzina ma inną sytuację. Nie wszyscy rodzice pracują i nie mają możliwości wspierać dziecka w nauce zdalnej. Z kolei nauczanie mieszane i podział dzieciaków na grupy które mogłyby na przemian chodzić do szkoły to jedno z lepszych rozwiązań które może pomóc uniknąć zakażeń na szeroką skalę.
NAJNOWSZE KOMENTARZE (516)
Proste
4 lata temu
proszę bardzo jakie farmazony, te wasze artykuły to psu na budę, mącicie ludziom w głowach! jaki wirus jest w natarciu 6 sierpnia? macie pojęcie ile było w sierpniu nowych przypadków a ile jest dzisiaj w listopadzie 2020. Najlepiej to poczytać te wasze wypociny po kilku miesiącach albo latach gdy już wiadomo co i jak i okazuje się że wszelkie informacje w Internecie to jeden wielki bełkot na zamówienie (w tym przypadku na zamówienie opozycji)
Swojak
4 lata temu
Wyobrażam sobie taką sytuację dziecko za kaszel bo miało flegme to co będzie wybuch paniki i wzywanie rodziców czy nie
Tomasz
4 lata temu
To my pracujemy on-line bo boimy się o zdrowie własne i rodziców, a dzieci mamy na front wysłać? Pogięło ich!!! To jest jakieś nieporozumienie!!!
Aleksandra
4 lata temu
W Anglii są szkoły pozamykane, w Kanadzie rodzice mają wybór i często ich dzieci uczą siè on-line, a do tego Prof. Simon apeluje o przestrzeganie zasad sanitarnych. Jeżeli nie dla siebie, to dla innych, bo jak zauważa ekspert: 9,5 mln ludzi w tym kraju jest zagrożonych ciężkim przebiegiem COVID-19. Ich los zależy od 30 pozostałych milionów Polaków, więc bądźmy solidarni społecznie i dbajmy nawzajem o siebie.
Obywatel
4 lata temu
Dlaczego ministrowie siedzą sami w klimatyzowanych biurach?! Dlaczego w masce mówią do mikrofonu?! Każdy z urzędasów obowiązkowo do szkoły, na przerwy, do klas, bez masek!
...
Następna strona