Rząd chciał pomóc, ale koniec końców sam mógł sobie rzucić kłody pod nogi - taka refleksja nasuwa się po przeczytaniu komentarzy ekonomistów po wprowadzeniu tzw. tarczy antyinflacyjnej. Przypomnijmy, że w zeszłym tygodniu "tarczę" ogłaszał sam premier Morawiecki.
Zaoferował on Polakom przejściową obniżkę stawki podatku VAT na gaz i energię elektryczną, obniżenie akcyzy na prąd i paliwa oraz zwolnienie sprzedaży paliw z opłaty emisyjnej i podatku od sprzedaży detalicznej. A także pakiet osłonowy dla najbiedniejszych od 400 do 1150 zł (w zależności od liczby osób w gospodarstwie domowym) wypłacany w dwóch ratach.
Pompowanie gospodarki wzmocni inflację
Taka "tarcza" ma obniżyć inflację w pierwszym kwartale 2022 r. o nawet 1,5 proc., czyli zamiast szczytu na poziomie ok. 8-9 proc., możemy spodziewać się 7-8 proc. Niestety, będzie to obniżka tylko czasowa. Bo później nastąpi wzrost cen większy, niż przewidywano przed wprowadzeniem "tarczy" - szacują ekonomiści. Dlaczego?
Z jednej strony premier chce gasić inflację, a z drugiej ją podsyca. Sam Polski Ład poprzez obniżki podatków oraz dodatkowe programy socjalne będzie oznaczał impuls fiskalny rzędu 21 mld zł - wyliczał jakiś czas temu Narodowy Bank Polski.
- Doliczając do tego ok. 4-5 mld zł osłony dla 5,5 mln gospodarstw domowych, otrzymujemy kwotę rzędu ok. 25 mld zł, czyli ok. 1 proc. PKB - wyliczał w rozmowie z money.pl Rafał Benecki, główny ekonomista ING Banku Śląskiego. Tyle pieniędzy zostanie wrzuconych w gospodarkę, w której brakuje surowców, towarów, komponentów oraz ludzi do pracy. - To jak gaszenie pożaru benzyną - przekonywał.
- Chociaż zmiany podatkowe ograniczą inflację w najbliższych miesiącach, nie zrobią one nic, aby usunąć źródło problemu. Kluczowym czynnikiem inflacyjnym w Polsce jest silny popyt krajowy, który rośnie w tempie szybszym niż podaż. W tej sytuacji jedynym sposobem na obniżenie presji cenowej jest spowodowanie wyhamowania gospodarki do poziomów zbliżonych do potencjału lub ewentualnie doprowadzenie do umocnienia złotego - dodają do tego eksperci Citi Handlowego.
"Tarcza antyinflacyjna" a inflacja w 2023 r.
Czym to będzie skutkować? Wyższą inflacją w pozostałych miesiącach, kiedy "tarcza" już wygaśnie.
Według szacunków PKO BP średnioroczna inflacja w 2022 r. obniży się do 6,4 proc. r/r z 6,9 proc. r/r w scenariuszu bez wsparcia rządu, ale co najważniejsze, "ograniczony w czasie charakter działań spowoduje efekt niskiej bazy w pierwszym półroczu, co w całym 2023 r. może podnieść inflację do 4,9 proc. względem wcześniej prognozowanych 4,5 proc.". To jedynie efekt statystyczny.
Jednak z takim postawieniem sprawy zgadzają się również specjaliści z Credit Agricole. Jak zaznaczają, o ile rozwiązania zaproponowane przez rząd są antyinflacyjne w krótkim okresie, to w długim okresie będą miały one działanie proinflacyjne.
"Zaoszczędzone (i dodatkowe) dochody gospodarstw domowych będą bowiem napędzały popyt, co będzie oddziaływało w kierunku wzrostu cen" - tłumaczą.
Podobną opinię przedstawiają ich koledzy z Citi. "Pomimo spadku inflacji CPI w 2022 roku o 0,3 pkt. proc. (średniorocznie), na skutek pakietu spodziewamy się jednocześnie wzrostu inflacji bazowej (takiej z wyłączeniem cen żywności i energii) o około 0,1 pkt. do 5,3 proc." - szacują.
4,9 proc., jakie prognozuje PKO BP, to znacznie więcej, niż przewidywał w swojej listopadowej prognozie Narodowy Bank Polski (3,6 proc.) oraz dużo powyżej celu inflacyjnego - 2,5 proc. z możliwością odchyłu o 1 pkt. proc. w górę lub w dół. Problem ekonomiczny urasta w tym przypadku również do rangi politycznego, ponieważ za dwa lata czekają nas wybory do parlamentu i wiele wskazuje na to, że będziemy głosować w niesprzyjającym otoczeniu gospodarczym. A to może wpłynąć na nastroje społeczne.
Wyższe ceny - wyższe stopy
Z jednej strony Polaków więc będzie czekać wyższy, niż do tej pory oczekiwaliśmy, wzrost cen. Ale to nie wszystko. Nasze wydatki mogą wzrosnąć jeszcze bardziej przez spodziewane podwyżki stóp procentowych. Głównym mandatem Narodowego Banku Polskiego jest bowiem walka ze spadającą siłą nabywczą złotego, a prezes banku prof. Adam Glapiński przekonywał ostatnio, że zrobi wszystko, aby wysoka inflacja się nie utrzymała.
Według ekonomistów Credit Agricole wyższe ceny będą wymagały "większej skali zacieśniania polityki pieniężnej przez RPP, aby osiągnąć cel inflacyjny w 2023 r.". - Taki scenariusz jest już wyceniany przez rynki - dodają.
Zgadzają się z nimi eksperci Santander Bank Polska:
Wydaje się, że "spłaszczenie" trajektorii CPI w pierwszych miesiącach 2022 może dla RPP być argumentem, żeby po podwyżce stóp procentowych w grudniu (której wciąż się spodziewamy, w skali 75 pb) pozwolić sobie na przerwę w dalszym zacieśnianiu polityki pieniężnej i obserwację sytuacji do publikacji marcowej projekcji. Dalsze podwyżki będą jednak zapewne niezbędne, więc nadal zakładamy, że stopa referencyjna NBP może dojść do 3 proc. jeszcze w I półroczu 2022.
Podwyżki stóp mogą być jednak bardziej rozłożone w czasie. Dużą niewiadomą w całym zestawieniu jest także nowy wariant koronawirusa - Omikron.
"Przy niższej ścieżce inflacyjnej łatwiej będzie RPP rozłożyć podwyżki w czasie, a dzięki temu Rada będzie mogła zmniejszyć ryzyko przestrzelenia stóp procentowych powyżej 'optymalnego' poziomu. W połączeniu z pojawieniem się nowej mutacji wirusa 'tarcza antyinflacyjna' zwiększa szansę, że RPP będzie mogła w grudniu podnieść stopy procentowe w bardziej umiarkowanym tempie" – np. o 50 punktów bazowych - podsumowują specjaliści Citi Handlowego.