Koalicja Obywatelska, na czele z Donaldem Tuskiem, przed wyborami parlamentarnymi w 2023 r. dużo mówiła o zmianie modelu gospodarczego Polski, tak by przedsiębiorcy mogli spodziewać się przewidywalnego i dobrego prawa. Dzięki temu zaczną oni inwestować, co znacznie przyspieszy rozwój kraju. Mówiła o tym m.in. Izabela Leszczyna, wtedy kandydatka na ministra finansów, obecnie szefowa resortu zdrowia.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Stopa inwestycji w Polsce w I kw. 2024 r. spadła. Czy czeka nas zapaść?
Rzeczywistość póki co odbiega od założeń władzy. Najświeższe dane sugerują, że w I kw. 2024 r. stopa inwestycji, czyli stosunek wartości nakładów brutto na środki trwałe (zwanych potocznie inwestycjami) do PKB, się obniżyła i wyniosła 17,6 proc.
Z kolei w 2023 r. wyniosła 17,8 proc. PKB. To wynik istotnie poniżej średniej unijnej (22,2 proc.) i krajów regionu takich jak Węgry czy Czechy (26-27 proc.).
W pierwszym kwartale inwestycje spadły o 1,8 proc. względem poziomu z 2023 r. Co się stało? Według ekonomistów ING Banku Śląskiego w znaczącym stopniu związane to było z zakończeniem projektów finansowanych z perspektywy finansowej UE na lata 2014-20 i powolnym uruchamianiem projektów z perspektywy 2021-27.
Był to czynnik, który mocno podbił inwestycje publiczne w 2023 r. W ubiegłym roku inwestycje publiczne wyniosły aż 5 proc. PKB (najwięcej od 2011 r.), co jest nie do powtórzenia w 2024 r., m.in. w kontekście opóźnienia Krajowego Planu Odbudowy (KPO). Ubiegłoroczny boom inwersyjny w ok. 2/3 był napędzany inwestycjami publicznymi. Jednak inwestycje przedsiębiorstw (poza paroma dużymi z udziałem Skarbu Państwa) były słabe, szczególnie w sektorze małych i średnich firm. Dane za pierwszy kwartał roku obnażyły te niskie nakłady inwestycyjne przedsiębiorstw - stwierdzają.
Zdaniem Kamila Sobolewskiego, głównego ekonomisty Pracodawców RP na załamanie inwestycyjne należy spojrzeć szerzej.
Wymienia on wśród wielu czynników niepewność firm co do przyszłości. Chodzi m.in. o obawy dotyczące energii i rynku pracy, np. czterodniowego tygodnia pracy czy płacy minimalnej. To fundamentalne kwestie dla rodzimego biznesu, tymczasem wśród polityków trwa przerzucanie się słowami w tych tematach.
Polityczny spór o czas pracy. Ministra ma plan
- Uważam, że tydzień pracy powinien zostać skrócony - stwierdziła Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. - Technologia poszła do przodu, a efektywność pracy nie równa się jej długości. Polacy są tymi pracownikami, którzy są jednymi z najdłużej pracujących w UE i brakuje im czasu na życie, na przyjaźń, na miłość, na spędzanie czasu z rodziną -zaznaczyła ministra rodziny, pracy i polityki społecznej.
Swoją obietnicę złożył też Tusk. W 2022 r. lider PO zapowiedział, że do wyborów parlamentarnych jego partia przedstawi projekt pilotażu skracającego tydzień pracy.
Niechętna temu rozwiązaniu jest Trzecia Droga. Szymon Hołownia jesienią kilkukrotnie powtórzył, że Polacy są pracowitym narodem i wcale nie chcą czterodniowego tygodnia pracy. Polityk przekonywał, że naszym rodakom bardziej zależy, by godnie zarabiać.
mBank: Fetysz stopy inwestycji
Specjaliści mBanku postawili kilka hipotez, które mogą tłumaczyć niechęć firm do inwestowania. Może to być kwestia innej niż w UE struktury gospodarki, gdzie u nas bardziej króluje handel detaliczny i hurtowy, mniej kapitałochłonny (mniej potrzebuje wydatków inwestycyjnych).
Problemem może być również efekt późniejszego dołączenia do rozwiniętych/rozwijających się gospodarek, czy brak silnych instytucji prawnych.
Niskie inwestycje przekładają się na niski poziom kapitału, a kapitał, wraz z pracą są głównymi czynnikami produkcji w gospodarce. Tylko tyle i aż tyle. Tak jak przejmujemy się tym, czy "starczy rąk do pracy", tak powinniśmy przejmować się tym, czy starczy kapitału do pracy - wyjaśniają.
Rząd Tuska odziedziczył po PiS olbrzymi problem
Wyzwanie podniesienia stopy inwestycji spoczywa na barkach rządu Tuska, choć ten odziedziczył go po fatalnych latach z rąk PiS. W 2022 r. stopa inwestycji wyniosła w Polsce 16,8 proc. Rok wcześniej 16,7 proc. - tyle samo, co w pandemicznym 2020 r. Był to najniższy udział inwestycji w PKB od początku lat 90. i najniższy obok Bułgarii w całej UE.
Stopa inwestycji od czasu rządów PiS była na najniższych poziomach w historii. To klęska "wielkiego planu Morawieckiego", czyli Strategii na Rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju.
Rząd zakładał w niej, że do 2020 r. stopa inwestycji w naszym kraju wyniesie od 22 do 25 proc. A poziom 20 proc., jaki Zjednoczona Prawica odziedziczyła po ekipie PO-PSL, określiła jako niski i niesatysfakcjonujący.
"(...) urzeczywistnienie scenariusza pesymistycznego będzie skutkować stopą inwestycji na poziomie porównywalnym do obecnego (ok. 19 proc.)" - czytaliśmy w Strategii. Dość powiedzieć, że wynik za zeszły rok jest więc o ponad 1 p.p. gorszy niż w scenariuszu pesymistycznym, założonym przez PiS.
Przedsiębiorcy mają uwagi
Lista zarzutów przedsiębiorców pod adresem rządu Morawieckiego była długa. Zaniedbania w dialogu z biznesem, konflikt z UE, podwyżki podatków na ostatnią chwilę, chaos w sądownictwie czy słaba jakość stanowionego prawa to tylko początek. Przykłady można mnożyć.
W 2018 r. największe organizacje pracodawców - BCC, Konfederacja Lewiatan, Pracodawcy RP i Związek Rzemiosła Polskiego - wystosowały list do prezydenta Dudy. Skrytykowano w nim podejście rządu do Rady Dialogu Społecznego, która ma być forum między pracownikami, przedsiębiorcami oraz stroną rządową i służyć wypracowywaniu wspólnych rozwiązań.
Według nich "wielu uczestników dialogu społecznego po stronie rządowej traktuje go jako rzadko respektowany uciążliwy obowiązek ustawowy, a nie realne narzędzie wypracowania porozumień w kluczowych sprawach".
Firmy narzekały też na sposób uchwalania prawa przez władzę. Chodzi o ważne projekty zgłaszane w trybie poselskim, który wyklucza konsultacje społeczne.
Istotne akty prawne nie są zgłaszane do konsultacji i są procedowane w trybie tzw. poselskim. Sposób i tempo procedowania projektów aktów prawnych zbyt często narusza podstawowe zasady i standardy dialogu społecznego. Przykładów jest wiele - projekt ustawy o podatku od sprzedaży detalicznej, ustawa znosząca górny limit podstawy składek na ubezpieczenia emerytalne i rentowe, projekt zmiany ustawy o prawie oświatowym, gdzie partnerzy społeczni reprezentowani w Radzie Dialogu Społecznego nie mieli realnych szans wypowiedzenia się na temat projektu ustawy zmieniającej w wersji przekazanej czytania w Sejmie RP" - napisano w liście do prezydenta.
Raporty niezależnych instytucji, m.in. Grand Thornton, wskazywały też na mizerną jakość stanowionego prawa, która idzie pod rękę z degradacją roli Sejmu w Polsce, gdzie Sejm staje się organem bez wielkiego znaczenia, nie toczy się tam żadna debata, nie ścierają interesy. To skutkowało ustawami pełnymi błędów, które później zaskakują bądź są jawnie wrogie wobec poszczególnych sektorów gospodarki (patrz: ustawa wiatrakowa z 2016 r., która na lata pogrzebała ten biznes). W takim otoczeniu nie można przewidzieć, co będzie jutro, więc część firm wolała poczekać i nie inwestować w rozwój.
Zmiany w prawie w poprzednich latach
Przez długi czas jedną z barier rozwojowych wspominaną przez przedsiębiorców w raportach NBP było niestabilne otoczenie prawno-legislacyjne.
Przykładem braku poszanowania dialogu z biznesem był 2019 r. Ministerstwo Finansów pod rządami Teresy Czerwińskiej w Wieloletnim Planie Finansowym Państwa zapisało m.in. wzrost akcyzy indeksowej do poziomu inflacji, czyli wtedy ok. 2,5 proc.
PiS-owi szczerość MF była nie na rękę, gdyż kilka miesięcy później odbywały się wybory parlamentarne. Czerwińska z resortu odeszła, plany schowano do szafy, by zaraz po wyborach akcyzę podnieść trzykrotnie bardziej, niż wcześniej zapowiadano. Takich negatywnych zaskoczeń dla biznesu Zjednoczona Prawica ma na swoim koncie krocie na czele z Polskim Ładem.
Rząd Tuska musi więc ustrzec się tych błędów, jeśli chce osiągnąć sukces i podnieść stopę inwestycji do czasów z jego poprzedniej kadencji.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl