W środę minister finansów Magdalena Rzeczkowska przekonywała, że finanse publiczne są w dobrym stanie. - Jeśli wziąć pod uwagę wielkość wyzwań, z jakimi się mierzyliśmy, to nawet w bardzo dobrej kondycji - dodała.
Premier szedł jeszcze dalej. Według niego budżet rządu PiS jest w znacznie lepszym stanie niż pod koniec rządów PO w 2015 r. Zapewniał, że w budżecie są zagwarantowane pieniądze na sfinansowanie wszystkich obietnic wyborczych Prawa i Sprawiedliwości. - Każdy, kto twierdzi inaczej, wprowadza naszych rodaków w błąd - podkreślał szef rządu.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Te słowa padały w momencie, kiedy Eurostat upubliczniał notyfikację fiskalną, czyli pismo z wieloma tabelami dot. stanu finansów publicznych, które państwa członkowskie są zobligowane przesyłać do Brukseli, wykazując pełne zadłużenie. Ten obraz jest zgoła inny, niż próbuje forsować rząd Zjednoczonej Prawicy - twierdzą ekonomiści.
Finanse publiczne Polski. Rząd PiS wysłał notyfikację do Eurostatu
Na wstępie podkreślmy, że deficyt budżetowy rzędu 92 mld zł, o którym na konferencjach opowiada rząd, jest tylko wycinkiem całego sektora finansów publicznych i jego część w ostatnich latach malała ze względu na wypchnięcie znacznych kwot poza budżet kraju. O pełnym deficycie sektora finansowego Zjednoczona Prawica już tak chętnie nie mówi, a tam dzieją się bardzo ciekawe rzeczy.
- W ostatnich dniach na stronach internetowych Eurostatu ukazały się jesienne notyfikacje fiskalne krajów członkowskich UE. Wśród nich także zweryfikowana przez Eurostat notyfikacja fiskalna wysłana przez Polskę. To, co jest uderzające w tej notyfikacji, to przede wszystkim wysoki wzrost deficytu podsektora centralnego, obejmującego budżet państwa i fundusze wyprowadzone z budżetu (o których piszemy w money.pl m.in. TUTAJ). Ma on wzrosnąć do aż 158,4 mld zł - mówi w rozmowie z money.pl Ludwik Kotecki, członek Rady Polityki Pieniężnej.
Jak wylicza, to więcej o ponad 16 mld niż było raportowane przez Polskę w kwietniu. Jak się okazuje, gorzej pod tym względem było tylko w pandemicznym roku 2020. Ale wtedy uruchomiono m.in. tarczę antykryzysową, zasilając firmy miliardami złotych z obawy przed utratą miejsc pracy. Skala i celowość tych działań wciąż jest oceniana przez komentatorów, niemniej nawet NBP przyznał, że była to jedna z przyczyn rosnącego trendu inflacyjnego w Polsce.
W tym roku z kolei rządzący podkreślali, że finanse zostaną obciążone wydatkami zbrojeniowymi. Innymi słowy, część zadłużenia zostanie wyprowadzona do Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Na przykład Bank Gospodarstwa Krajowego w czwartek pierwszy raz w historii zadłużył się na zbrojenia na 1 mld dol.
W jakim stanie są finanse naszego kraju?
Ludwik Kotecki tłumaczy, że bardzo mocno rośnie także deficyt podsektora ubezpieczeń społecznych, obejmujący głównie fundusze zarządzane przez ZUS. On ma wynieść 14,8 mld, choć jeszcze w 2020 r. była tam nadwyżka. - To również jest rekord - zapewnia.
Z kolei cały sektor finansów publicznych ma zanotować deficyt rzędu 5,6 proc. w tym roku, czyli ponad 192 mld. To o 100 mld zł więcej niż oficjalnie zapisał rząd jako dziurę budżetową na ten rok. Będzie to drugi najwyższy deficyt w Unii zaraz po Słowacji. Tuż za nami z deficytem nieco powyżej 5 proc. znalazły się Włochy, Belgia i Malta.
Patrząc na stronę dochodową w budżecie, obawiam się, że ostateczny wynik może być jeszcze trochę gorszy - martwi się jednak Kotecki.
Erozja dochodów państwa
Ostatnie zdanie członka RPP niepokoi również pozostałych ekonomistów. Na przykład Ernest Pytlarczyk, główny ekonomista Banku Pekao, wraz z zespołem ostrzega, że w finansach publicznych "pojawiły się pewne niepokojące tendencje".
"Najważniejszą z nich jest erozja dochodów podatkowych. Dochody te w ujęciu realnym są obecnie na takim samym poziomie jak w 2019 r., mimo że gospodarka od tego czasu urosła o ok. 10-15 proc. także w ujęciu realnym" - czytamy.
Według banku najwięcej problemów dotyczy podatku PIT. "Koszt reform Polskiego Ładu okazał się większy, niż szacowało początkowo Ministerstwo Finansów, i to ten podatek właśnie najbardziej przyczynia się do dziury budżetowej. W całym 2023 r. przyniesie on budżetowi co najwyżej 75 mld zł, czyli tyle samo ile w 2021 r., mimo że fundusz płac w polskiej gospodarce wzrósł w tym czasie o 30 proc. Jeszcze w lipcowej nowelizacji budżetu zakładano, że z podatku PIT budżet pozyska 83 mld zł" - przypominają eksperci.
Ale to nie wszystko. Problemy widać też w przypadku podatku VAT. Warto zaznaczyć, że Ministerstwo Finansów również w lipcu zakładało pozyskanie z niego 260 mld zł. "Dotychczasowe wykonanie sugeruje, że będzie to raczej 10 mld zł mniej i winę za to ponosi nie tylko zerowy VAT za żywność, lecz także słabszy popyt konsumpcyjny od dotychczas zakładanego" - uważają ekonomiści Pekao.
Jednak inaczej niż Ludwik Kotecki uważają oni, że deficyt na ten rok raczej nie jest zagrożony, "gdyż lukę w dochodach skompensują prawdopodobnie nieco mniejsze wydatki budżetowe". Gdyby się jednak mylili, deficyt mógłby przekroczyć 200 mld zł i zbliżyć się do 6 proc. PKB.
Co nas czeka w 2024 r.?
W tym miejscu warto zastanowić się, co może nas czekać w 2024 r., kiedy finansami będzie już rządzić nowa koalicja. Rząd zapisał deficyt w kasie państwa na przyszły rok na 4,5 proc. PKB. Około połowy wydatków mają stanowić zbrojenia. Wydaje się więc to pierwszą pozycją, którą powinna przeanalizować opozycja, gdy dostanie już wgląd w dokumenty.
Eksperci Citi Handlowego uważają, że gdyby KO, Trzecia Droga i Lewica chciały bez pokazania wpływów do budżetu zrealizować zapowiedzi wyborcze, skutkowałoby to wzrostem deficytu sektora finansów publicznych do 6-7 proc. PKB w latach 2024-2025. Taki wynik byłby znacznie powyżej aktualnego rynkowego konsensusu (na poziomie ok. 4,3 proc.).
Czym to może skutkować? Znacząco wyższymi potrzebami pożyczkowymi i presją na wzrost rentowności obligacji - odpowiadają. To z kolei prowadziłoby to wzrostu kosztów obsługi długu, które już teraz mają wahać się miedzy 60 a 90 mld zł w ciągu kilku lat.
"Spodziewamy się, że rząd będzie próbował redukować niektóre wydatki, ale jest mało prawdopodobne, że zrównoważy to koszty nowych programów. Przypuszczamy, że jakakolwiek pozytywna fiskalna niespodzianka (np. wyższe od oczekiwań dochody na skutek ożywienia gospodarczego) zostaną użyte do sfinansowania nowych wydatków i deficyt nie obniży się znacząco w 2024 r." - szacują ekonomiści Citi.
Jak będzie wyglądać inflacja i nasze portfele?
Finanse będą miały także wpływ na inflację. Zdaniem specjalistów banku, przestrzeń do przedłużania obniżek cen energii (która według nich mogłaby zwiększyć deficyt o kolejne 1,6 proc. PKB) czy utrzymania 0 proc. VAT-u na żywność (kolejne 0,3 proc. PKB) jest "bardzo niewielka".
"Jeżeli zgodnie z naszymi oczekiwaniami nowy rząd zrezygnuje z powyższych programów antyinflacyjnych, inflacja prawdopodobnie wzrośnie w styczniu oraz dojdzie do spłaszczenia jej ogólnej ścieżki spadkowej. Nasz scenariusz bazowy zakłada średnią inflację przekraczającą 6 proc. w 2024 r. Realizacja nowych wydatków socjalnych mogłaby dodatkowo zwiększyć presję cenową w 2024 i 2025 r. (dodając kilka dziesiątych punktu procentowego)" - dodają.
Gdyby nowy rząd nie mroził nadal cen, Polaków czekałyby podwyżki rachunków nawet rzędu 70 proc. - pisaliśmy jakiś czas temu w money.pl. Dlatego jest mało prawdopodobne, że rząd nie zastosuje jakiegoś narzędzia w tym względzie. Takie postawienie sprawy prowadzi nas do wniosku, że deficyt będzie musiał być podwyższony przez dłuższy czas.
I teraz pojawia się pytanie, czy będzie czym go sfinansować. Jeśli na rynkach pojawi się oddech i rentowności zaczną spadać, wraz z malejącą inflacją, nie powinno być większego problemu z uplasowaniem naszego długu" - uważają ekonomiści Banku Pekao. Minusem takiej sytuacji jest zapewne oddanie naszych obligacji w ręce zagranicy, co nie jest chwalone przez agencje ratingowe, gdyż bardziej uzależnia nas od globalnego sentymentu panującego na rynkach.
Na to wszystko nakłada się również unijna procedura nadmiernego deficytu, która może zaraz dotknąć Polskę i stanowić swoisty kaganiec dla kasy państwa. Najbliższe miesiące pokażą więc, jaką strategię w tej materii przyjmie nowy minister finansów.
Damian Szymański, wiceszef i dziennikarz money.pl