Na piątkowej (21 kwietnia) konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki i minister rolnictwa Robert Telus przedstawili założenia rządowego programu wsparcia i dopłat dla rolników. Szef resortu stwierdził, że to "największe w historii wsparcie dla rolnictwa".
Decyzją Rady Ministrów rolnicy mają otrzymać m.in. wyższą kwotę zwrotu akcyzy za litr oleju napędowego, wyrównanie finansowe oraz dopłaty. Jednak tylko jeśli zgodzi się na to Komisja Europejska. Z szacunków rządu wynika, że program pochłonie nawet do 10 mld zł z budżetu państwa.
Redakcja money.pl poprosiła przedstawicieli branży i ekspertów o ocenę rządowej propozycji. Większość jednak nie chciała jej komentować. Usłyszeliśmy, że dopóki zgody na tego typu pomoc publiczną nie wyrazi Komisja Europejska, to program ten jest wyłącznie "wirtualny". Tym samym jego założenia mogą się już za kilka dni zmienić, jeżeli w Brukseli zaświeci się czerwone światło.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Program wszystkich nie uratuje
Bruksela nie musi jednak wyrażać zgody np. w kwestii planowanych dopłat do hektara upraw (szczegóły niżej). Niemniej ci, którzy zdecydowali się zabrać głos, nie szczędzą gorzkich słów rządzącym również w tej materii.
– Dziś mamy sytuację, w której rolnicy ubożeją, a potem z budżetowych pieniędzy próbuje się ich ratować i kupować głosy. Przypomnę, że premier prawie rok temu powołał zespół ds. zboża. Zamiast jednak zagospodarować zboże z Ukrainy, ten zespół nic nie robił, kompletnie nic się nie działo w tej kwestii – przypomina w rozmowie z money.pl Marek Sawicki z Polskiego Stronnictwa Ludowego, były minister rolnictwa.
Z kolei Michał Kołodziejczak z Agrounii podkreśla, że program nie jest kompleksowy, czyli skorzysta z niego tylko część sektora. – Co mają powiedzieć sadownicy i ogrodnicy, którzy nie sprzedadzą towarów? Firmy nakupiły tyle zamrożonych owoców, że nie będą musiały kupować ich latem albo będą kupowały je bardzo tanio. Kto tym ludziom zwróci pieniądze? – pyta nasz rozmówca.
Z rządowej pomocy skorzystają ponadto wyłącznie ci, którzy plony sprzedali w konkretnym czasie. Polityk ludowców krytykuje pomysł cezur czasowych. – Część rolników sprzedawała plony w marcu i w pierwszej połowie kwietnia, bo zwyczajnie nie mieli już pieniędzy na spłatę kredytu, więc mogą mieć faktury już po 14 kwietnia. I oni mają zostać na lodzie? – zauważa Marek Sawicki.
Polscy operatorzy, którzy kupowali pszenicę od polskich rolników po 1,4 tys. zł za tonę, a rzepak po 3,2 tys. zł, teraz mają zostać z tym towarem i nic nie dostaną? Gdzie będą mogli zbyć te towary? – dodaje.
"Nie potrzeba rozlazłego państwa na zasiłku"
Poseł PSL stwierdza, że sam fakt, iż z pomocy państwa skorzysta tylko część przedstawicieli sektora, pokazuje, że ten program jest niedopracowany. Jednak przede wszystkim, jego zdaniem, jest on ogłoszony zbyt późno, gdyż o problemach rolników słychać w zasadzie już od roku.
– Problem jest taki, że większość gospodarstw w tej chwili jest na granicy bankructwa. Rolnicy przetrzymali pszenicę w nadziei, że ceny wzrosną, do tego wykupili jeszcze w listopadzie i grudniu 2022 r. nawozy po 4-5 tys. zł za tonę, paliwa wzięli na zapas, bo od stycznia miała wrócić akcyza. Na to wszystko trzeba było zaciągnąć kolejne kredyty – zauważa Marek Sawicki.
Jeszcze ostrzej propozycję rządową ocenia lider Agrounii. – Dzisiaj nie został ogłoszony sposób rozwiązania problemów, bo dopłaty nim na pewno nie są. Potrzeba systemowych zmian, a nie – budowania rozlazłego państwa na zasiłku i uzależniania nas od dopłat. My liczyliśmy, że rząd dzisiaj ogłosi, że będzie starał się o powrót cła na towary rolno-spożywcze z Ukrainy – stwierdza przedstawiciel rolników.
Rząd PiS zachował się jak Wojtek, strażak-podpalacz. Podpalił polską wieś, a teraz z zimną krwią przychodzi i mówi: "Będziemy gasić to pieniędzmi, którymi was zarzucimy". I do tego robi to środkami z publicznego budżetu – podsumowuje Michał Kołodziejczak.
Oto rządowa propozycja dla rolnictwa
Zgodnie z założeniami rządowego programu dla rolnictwa, dopłaty do litra oleju napędowego mają wzrosnąć z 1,20 zł do 1,46 zł. Premier zapowiedział, że Warszawa wystąpi też do Komisji Europejskiej o zgodę na przeznaczenie kolejnych 54 gr do litra.
Ponadto rolnicy, którzy sprzedali pszenicę lub kukurydzę w terminie od 1 grudnia 2022 r. do 14 kwietnia 2023 r., otrzymają wyrównywanie finansowe. Mogą na nie liczyć też producenci pszenicy, którzy sprzedali lub sprzedadzą ją w okresie od 15 kwietnia do 15 czerwca oraz rolnicy, którzy zakupili nawozy od 16 maja 2022 r. do 31 marca 2023 r.
Do tego producenci pszenicy otrzymają 1,4 tys. zł do tony. Warunkiem jest posiadanie gospodarstwa do 300 ha i faktury na sprzedaż pszenicy od 15 kwietnia do 15 czerwca. Pomoc wyniesie 500 zł/ha od upraw rolnych i 250 zł/ha dla łąk, pastwisk, traw.
Pomocą będą objęte też inne uprawy, a jej wysokość będzie zróżnicowana od regionu. Najwyższa będzie w województwach lubelskim i podkarpackim, średnia – w podlaskim, mazowieckim, świętokrzyskim i małopolskim. W pozostałych będzie najniższa.
W przypadku kukurydzy i rzepaku pomoc ta wyniesie od 1750 zł do 1400 zł na ha, w zależności od województwa, dla jęczmienia i pszenżyta będzie to 1125-900 zł, dla żyta, owsa i mieszanki zbożowej – 875-700 zł.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl