Całkiem niedawno premier Morawiecki przyznał, że wprowadzenie zasady 10h było błędem, bo zablokowało na wiele lat rozwój energetyki wiatrowej na lądzie
– Polska regulacja jest jedną z najbardziej restrykcyjnych na świecie. Chcemy ją uwolnić, zliberalizować dla dobra gospodarki – przekonywał.
Z wypowiedzi szefa rządu wynikało, że przygotowane przez rząd rozwiązania, które liberalizują wadliwe przepisy, zostaną niebawem uchwalone.
Tymczasem w czwartek 26 stycznia niespodziewanie sejmowa komisje ds. energii i klimatu przyjęły w poprawkę, która zwiększa z 500 do 700 metrów minimalną odległość wiatraków od budynków mieszkalnych.
Przedstawiciele branży energetyki wiatrowej nie kryją rozczarowania tą decyzją.
To dalsze blokowanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze – komentuje dla money.pl Janusz Gajowiecki, prezes Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej (PSEW).
Inni eksperci dodają, że decyzja rządu stawia także pod znakiem zapytania wypłatę Polsce środków z KPO.
Ustawa wiatrakowa. Minimalna odległość od domów będzie większa
Przypomnijmy, zgodnie ze wciąż obowiązującą zasadą 10H, minimalna odległość budynków mieszkalnych od wiatraków może być nie mniejsza niż kilometr. W praktyce w ostatnich latach oznaczało to całkowitą blokadę budowy wiatraków.
Jednak w ubiegłym roku rząd w końcu wykonał ruch, na który czekała cała branża energetyki wiatrowej i nie tylko ona – ogłosił liberalizację zasady 10H.
Główną motywacją dla rządzących był jeden z kamieni milowych, który powinniśmy zrealizować, aby UE wypłaciła nam pieniądze z KPO. Polska zobowiązała się m.in. do dopracowania prawa dotyczącego pozyskiwania energii z czystych źródeł.
Tyle że zapowiedź poluzowania przepisów padła, a potem zapadła długa cisza. Rządowy projekt liberalizujący zasadę 10H w ubiegłym roku trafił do sejmowej zamrażarki. Jednym z głównych powodów było to, że zmiany w ustawie o wiatrakach blokował koalicjant PiS – Solidarna Polska. Ugrupowanie Zbigniewa Ziobry od początku było przeciwnikiem liberalizacji, co wywoływało tarcia w koalicji rządzącej.
Na początku 2023 roku nastąpił jednak nagły zwrot, premier zobowiązał się, że ustawa 10H będzie procedowana szybciej.
W czwartek 26 stycznia podczas sejmowej Komisji do Spraw Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych, odbyło się drugie czytanie nowelizacji ustawy wiatrakowej.
Podczas spotkania poseł Marek Suski nieoczekiwanie zaproponował poprawkę, którą przyjęto. Zakłada ona zwiększenie z proponowanych początkowo 500 do 700 m minimalnej odległość wiatraków od budynków mieszkalnych.
Posłowie nie kryli zaskoczenia taką decyzją. Padały zarzuty, że rząd nie ma w tej sprawie żadnej strategii, czego efektem jest chaos. – Zgłosiliśmy poprawkę w ostatniej chwili, konsultowaliśmy to w ramach koalicji, wczoraj wieczorem. W mojej opinii ta zmiana jest niewielka – tłumaczył się Marek Suski.
Posłowie dopytywali, czy po tych zmianach rząd zrealizuje zobowiązania zawarte w kamieniach milowych.
To różnica tylko 200 metrów, więc na razie trudno jest nam to ocenić – stwierdziła minister klimatu Anna Moskwa, obecna na spotkaniu.
Prezes PSEW: przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa
Według Janusza Gajowieckiego, prezesa PSEW, decyzja rządu oznacza, że w praktyce, ok. 50 proc. potencjału nowych mocy (energii dostarczanej przez energetykę wiatrową – przyp. red.) zostanie zmarnowanych. Jego zdaniem zmiana odległości z 500 m do 700 m od domów, spowoduje, że ustawa wiatrakowa stanie się bublem, a przez 10 lat nie powstanie żadna nowa farma wiatrowa.
Uniemożliwi to wykorzystanie potencjału, jaki drzemie w polskim wietrze. Zamiast kilkunastu, powstanie co najwyżej kilka GW mocy w wietrze. To dalsze blokowanie energetyki wiatrowej na lądzie, niezrozumiałe w obliczu kryzysu energetycznego i dramatycznie wysokich cen energii – ocenia gorzko nasz rozmówca.
Z analizy PSEW wynika, że zwiększenie minimalnej odległości do 700 m, spowoduje redukcję możliwej mocy zainstalowanej w energetyce wiatrowej o około 60-70 proc.
Ekspert: pieniądze z KPO mogą być zagrożone
Według ekspertów, z którymi rozmawiał money.pl, może się okazać, że po zmianie minimalnych odległości nie spełnimy wspomnianych wymogów zapisanych w kamieniach milowych, od czego uzależniona jest wypłata środków z KPO.
Jacek Kosiński, partner w kancelarii Jacek Kosiński Adwokaci i Radcowie Prawni w rozmowie z money.pl przypomina, co konkretnie jest zapisane w kamieniach milowych do KPO.
W wyniku realizacji kamieni powstać ma od 6 GW do 10 GW nowych mocy w elektrowniach. Jeżeli zmieni się dopuszczalna odległość do 700 metrów, nie będzie możliwe osiągniecie powyższego celu, w związku z czym nie spełnimy warunków niezbędnych do pozyskania środków z KPO – ocenia Kosiński.
Eksperci przypominają, że jeśli nie zmienimy szkodliwych przepisów blokujących budowę wiatraków na lądzie, to koło nosa przejdzie nam blisko 158,5 mld zł (w tym 106,9 mld zł w postaci dotacji i 51,6 mld zł w formie preferencyjnych pożyczek) z KPO.
Szymon Szynkowski vel Sęk, minister ds. UE, nie pozostawia w tej sprawie złudzeń. – Bez przyjęcia nowelizacji ustawy wiatrakowej trudno sobie wyobrazić możliwość pozytywnego rozpatrzenia przez Komisję Europejską wniosku o płatność na KPO – stwierdził w czwartek.
Samorządowcy chcą wyjaśnień od rządu
Rozczarowania decyzją rządu nie kryją także przedstawiciele samorządów. – Poprzedni projekt był z nami szeroko konsultowany i został przez nas zaakceptowany. Zmiana odległości całkowicie zmienia znaczenie tych przepisów – twierdzi Adrian Pokrywczyński ze Związku Powiatów Polskich.
Z kolei Marek Wójcik, ekspert Związku Powiatów Polskich, zapowiada, że jego organizacja będzie występowała do rządu, by ten przedstawił skutki zmiany w rządowej ustawie. To nie wszystko.
Będziemy przekonywali senatorów, aby opowiedzieli się za powrotem do pierwotnej odległości, czyli 500 metrów. Podczas spotkania w sejmowej komisji nie padły żadne argumenty, które uzasadniałby wprowadzenie tych zmian. Za to narobiło to wiele bałaganu legislacyjnego, ponieważ zmianę wprowadzono szybko, mechanicznie. W efekcie minimalna "odległość 500 metrów" pojawia się w dalszym ciągu w wielu miejscach ustawy – mówi.
PiS w ostatniej chwili wycofał się z kontrowersyjnej poprawki
Dodajmy, że pierwotnie na dzisiejszym posiedzeniu wspomnianej komisji miała być też głosowana poprawka, której ostatecznie nie zgłoszono. Część posłów PiS planowała złożyć poprawkę, która obligowałaby samorządy do przeprowadzenia obowiązkowego referendum w gminach, gdzie wiatraki miałyby powstać.
W praktyce mogłoby to całkowicie zablokować budowę nowych farm wiatrowych. Poprawkę mieli przygotować posłowie związani z europosłanką Anną Zalewską, która była inicjatorką uchwalenia zasady 10H i marszałek Sejmu Elżbietą Witek.
– Pomysł spotkał się jednak z dużą krytyką i ostatecznie PiS się z tego wycofał – relacjonuje jeden z uczestników czwartkowego spotkania w Sejmie, który chce pozostać anonimowy.
Analitycy: odblokowanie zasady 10H dałoby polskiej gospodarce 7 mld zł zysku
Z wyliczeń brytyjskiej firmy analitycznej Aurora Energy Research, przygotowanych dla Fundacji ClientEarth, wynika, że odblokowanie zasady 10H dałoby polskiej gospodarce do 2030 roku zysk w wysokości 7 mld zł. Natomiast kolejny rok opóźnienia wprowadzenia zmian to dodatkowe 6 mld zł kosztów dla polskich odbiorców energii.
Energia z wiatru jest dodatkowo blisko pięć razy tańsza od energii ze źródeł konwencjonalnych. Nowe inwestycje w farmy wiatrowe na lądzie oznaczają więc w praktyce niższe rachunki za prąd. Widać to na przykładzie Niemiec, gdzie cena energii elektrycznej jest niższa niż w Polsce.
– Niemcy mają bardziej rozwiniętą energetykę wiatrową od nas, a ostatnio pogoda zagwarantowała tej części Europy wietrzne dni. Warto wskazać, że elektrownia wiatrowa o mocy 2 MW pokrywa roczne zużycie energetyczne średnio ponad 2 tys. gospodarstw domowych. Dlatego w sposób oczywisty rozwój energetyki wiatrowej w Polsce przyczyni się do zmniejszenia cen energii – uważa Aleksandra Lindner, adwokat i dyrektor działu energetycznego i korporacyjnego HWW Hewelt Wojnowski i Wspólnicy.
Według niej polskie przepisy należą obecnie do najbardziej restrykcyjnych w Europie. W innych krajach odległości wiatraków od domów wynoszą od nawet 200 metrów (w przypadku pojedynczych domów) we Włoszech do 1500 metrów w Grecji, czy 1000-2000 metrów na Węgrzech. Jednak większość krajów przyjęła odległość 500 metrów.
Agnieszka Zielińska, dziennikarka money.pl
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj.