11 września do sejmu trafił projekt ustawy o ochronie zwierząt, który zakłada m.in. likwidację ferm futrzarskich.
Propozycja wzbudziła wiele kontrowersji, a jeden z liderów branży, Szczepan Wójcik, nazwał projekt PiS "zdradą".
- Mieliśmy podawane nieprawdziwe dane co do branży, która chce się przedstawić w korzystnym świetle - powiedziała na antenie Polskiego Radia 24 Anita Czerwińska, rzeczka PiS. - Posłowie z okręgów, gdzie znajdują się fermy futrzarskie, odbierają sygnały że mieszkańcy żyją w odorze, są świadkami złego traktowania zwierząt.
Jak mówi Czerwińska, politycy Prawa i Sprawiedliwości liczą na to, ze ustawa zostanie poparta przez wszystkie partie.
- Myślę, że parlament jest gotowy, żeby ustawę o ochronie zwierząt przeprowadzić. Pamiętajmy, że nie dotyczy ona wyłącznie zwierząt futerkowych. Jestem przekonana, że znajdzie poparcie - powiedziała Czerwińska.
Jak podaje wtorkowa "Rzeczpospolita" w Polsce aktywnie działa obecnie 850 ferm futrzarskich. Zaledwie 2,6 proc. jest w dobrej kondycji finansowej.
Z danych Bisnode wynika, że prawie 69 proc. firm jest w słabej kondycji, a sytuacja finansowa ponad 5 proc. jest bardzo zła.
Kłopoty finansowe pogłębiły się z powodu pandemii koronawirusa. Na aukcje futer przestali przyjeżdżać Chińczycy, którzy do tej pory kupowali 90 proc. polskiej produkcji.
Jak mówią przedstawiciele branży, przedsiębiorcy toną w kredytach i nie są w stanie przygotować się do jej całkowitej likwidacji.
- Zostały kredyty wcześniejsze, na hipoteki, na urządzenia fermowe. Jeśli mamy się zamknąć w ciągu roku bez odszkodowań, nie mamy szans na spłatę kredytów - mówi "Rzeczpospolitej" Daniel Chmielewski, prezes Polskiego Związku Hodowców Zwierząt Futerkowych.
Chmielewski proponuje, by czas wejścia w życie ustawy z przewidzianego w projekcie roku wydłużyć do 12 lat.