Ministerstwo Sprawiedliwości finalizuje prace nad przepisami, które na łamach "Rzeczpospolitej" pozytywnie ocenił zarówno Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, jak i Andrzej Rzepliński (choć z zastrzeżeniami), były prezes Trybunału Konstytucyjnego, którzy do tej pory rzadko chwalili rozwiązania wychodzące z resortu kierowanego przez Zbigniewa Ziobrę.
Ta zaskakująca zgoda dotyczy projektu ustawy o ochronie wolności słowa, która ma pomóc walczyć z fake newsami oraz zagwarantować, że użytkownicy internetu nie będą "uciszani" za wyrażanie opinii innych niż prezentuje administrator strony, na której ją wyrażają. Jak wyjaśnia "Rz", zgodnie z projektem serwisy społecznościowe nie będą mogły usuwać treści ani blokować kont użytkowników, jeśli treści na nich zamieszczane nie naruszają polskiego prawa.
W razie usunięcia treści lub zablokowania konta użytkownik będzie mógł złożyć skargę do serwisu. Ten będzie miał 24 godziny na jej rozpatrzenie. Niezadowolony z rozstrzygnięcia użytkownik będzie mógł zwrócić się do serwisu o przywrócenie dostępu, a w razie nieuwzględnienia tego – do sądu.
Jeśli natomiast ktoś złożyć skargę na bezprawne treści, serwis musi ją rozpatrzyć w ciągu doby. Jeśli tego nie zrobi, spawa trafi do sądu, który będzie miał siedem dni na rozstrzygnięcie jej.
Tego rodzaju sprawami zajmie się specjalny sąd. Zostanie on utworzony w jednym z sądów okręgowych na wzór niedawno utworzonych sądów własności intelektualnej.
"Rzeczpospolita" określa go mianem "sądu ochrony wolności słowa".
Nie potrzeba danych naruszyciela, wystarczy URL
W polskim prawie ma się pojawić także rozwiązanie, które od lat funkcjonuje w amerykańskich postępowaniach: ślepy pozew, za Oceanem znany jako John Doe lawsuit.
Dzięki jego istnieniu osoba, której dobra osobiste w internecie zostały naruszone, nie będzie musiał ustalać danych naruszyciela, lecz będzie mógł złożyć pozew o ochronę dóbr osobistych bez wskazania danych pozwanego.
Wystarczy, że poda adres URL zasobu danych internetowych, na którym zostały opublikowane obraźliwe treści, daty i godziny publikacji oraz nazwy profilu lub loginu użytkownika. Jeśli sąd oceni, że sprawa nie jest oczywiście bezzasadna, wystąpi do portalu o przekazanie danych użytkownika.
Zwolennikiem ślepego pozwu od dawna jest wspomniany już Adam Bodnar.
Z kolei Andrzej Rzepliński, były prezes Trybunału Konstytucyjnego obawia się wprawdzie, że "te propozycje na niewiele się zdadzą, ale dobrze, że są".
- Musimy jednak podejmować wszelkie kroki, by walczyć z takimi praktykami w internecie. Dziś jeszcze jesteśmy bezbronni. Nie wprowadziliśmy centralnej kontroli nad źródłami dezinformacji, ale działać trzeba – powiedział w rozmowie z "Rz".