Resort sprawiedliwości opublikował zestawienie średniego czasu postępowań sądowych z lat 2011 - 2020. Wynika z niego, że w 2011 roku na rozstrzygnięcie postępowania czekało się 4,1 miesiąca
W 2015 roku, kiedy władzę objęło Prawo i Sprawiedliwość, średni czas rozstrzygnięcia wynosił 4,2 miesiąca, a po pierwszym roku wydłużył się do 4,7 miesiąca.
W kolejnych latach było coraz gorzej. W 2019 roku na rozstrzygnięcie sprawy trzeba było czekać aż 5,7 miesiąca.
W 2020 roku, kiedy wybuchła pandemia, sądy działały jeszcze wolniej. Średni czas oczekiwania na orzeczenie wzrósł o 1,2 mies. Nie wiadomo, jak sytuacja wyglądałaby, gdyby nie kryzys pandemiczny.
– Z danych wynika, że Zbigniew Ziobro – najdłużej sprawujący funkcję ministra sprawiedliwości po 1989 r. – nie potrafi zorganizować wymiaru sprawiedliwości tak, aby sądy mogły rozstrzygać sprawy w satysfakcjonującym czasie. Przez ostatnie pięć lat czas trwania postępowań się wydłuża – mówi "Gazecie Wyborczej" Bartłomiej Przymusiński, sędzia i rzecznik Iustitii.
Zdaniem niektórych sędziów, wpływ na spowolnienie działania sądów miały wprowadzane przez PiS reformy. Chodzi m.in. o czystkę prezesów sądów, którą przeprowadzono w 2017 roku, czy zamrożenie części etatów w sądach i odblokowanie dopiero w 2018 roku, gdy Sejm obsadził Krajową Radę Sądownictwa.
– Obecna KRS wskazuje często do sądów osoby popierające upolitycznienie sądownictwa, ale niekonieczne przygotowane merytorycznie. Znamy historie osób, które później sobie nie radzą, bo mają niskie kompetencje – mówi "Wyborczej" sędzia Przymusiński.