Samozbiory stają się coraz popularniejszym trendem tak wśród rolników i plantatorów, jak i konsumentów. Na jednym z serwisów można znaleźć kilkadziesiąt tego typu ogłoszeń. Dominują w nich takie owoce, jak: truskawki, borówki, jagody czy jabłka, ale trafiają się też nieco mniej oczywiste propozycje typu kukurydza czy słonecznik.
Polacy jadą wiele kilometrów na samozbiory
Nie ma większych trudności, by znaleźć tego typu ofertę w swoim regionie. Nie zmienia to jednak faktu, że nie brakuje śmiałków, którzy są gotowi całą rodziną zabrać się samochodem w kilkudziesięciokilometrową podróż na samozbiory.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
– Co roku pojawiają się stali klienci, którzy czasem przejeżdżają nawet po 70-100 km tylko po to, by nazbierać 10 kg porzeczek. Zawsze mnie to zadziwia, że jeżdżą tyle na samozbiór – mówi money.pl Monika Bromczewska.
Ona sama udostępnia około pół hektara z pola rodziców w Rogożewku, niedaleko Płocka. Jak tłumaczy, pomysł na czarne porzeczki zrodził się w głowie jej ojca.
Sam je sadził, potem zbierał, a następnie sprzedawał lokalnym odbiorcom. Dorabiał w ten sposób do emerytury i miał "radochę", że ze zbiorów może kupić np. nowe fotele do ogrodu. Niestety, w ostatnich latach miał problemy ze zdrowiem, więc już nie był w stanie sam obejść pola, a ostatnio zmarł, więc jeśli nie samozbiory, to nie byłoby co zrobić z owocami – wyjaśnia nasza rozmówczyni.
Opowiada też, że w przeszłości rodzice mieli pomysł, by zatrudniać młodzież do pomocy przy zbiorach. Najczęściej jednak kończyło się tak, że – poza nielicznymi wyjątkami – młodzi mieli dość już po jednym dniu. Owoce znacznie szybciej schodzą, gdy po prostu udostępnia się ludziom pole za opłatą od kilograma zebranych porzeczek.
Pikniki, rodzinne spędy i do tego zbiór owoców
Dlaczego w ogóle ludzie przyjeżdżają na pola? Jeden z plantatorów truskawek spod Warszawy, który pragnie zachować anonimowość, wskazuje, że odwiedzają go dwie grupy ludzi.
– Jedni przyjeżdżają w ramach rekreacji i urwą sobie dwie-trzy łubianki. Druga grupa to osoby, które chcą zaoszczędzić. Oni biorą do 50 kg owoców – wyjaśnia i dodaje, że znacznie więcej przyjeżdża "rekreacyjnych zbieraczy". Często są to też osoby z zagranicy. Nasz rozmówca wymienia: Ukraińców Turków, Białorusinów, Gruzinów, obywateli Rumunii, a nawet osoby z krajów azjatyckich.
– Turcy np. przyjeżdżają całą rodziną na piknik. Pytają, czy mogą rozpalić ognisko, więc udostępniam im jakiś opał, a oni rozstawiają nad ogniem imbryczek. Rozkładają dwa koce: na jednym siedzą wyłącznie mężczyźni, na drugim – kobiety z dziećmi. Zajadają się swoimi łakociami, czasem też robią sobie całe śniadanie – opowiada plantator.
Od trzech lat udostępnia do samozbiorów ok. 30 arów. Przyjeżdżają do niego przeważnie ludzie z Warszawy i okolic. A jak szybko mu ubywają owoce?
To zależy od pogody i od ceny na rynku. Jeśli w danym sezonie jest trochę mniej truskawki i jest wyższa cena, to ludzie chętniej przyjeżdżają. Najlepszy dzień, jaki wspominam, to sprzed dwóch lat, gdy przez cały weekend przewinęło się z 50 samochodów, a w każdym z nich była rodzinka. A z kolei tydzień później przyszły konkretne upały, mocno dopiekające na polu. I wtedy nie pojawił się nikt z kilku osób się zapowiadających – opowiada nasz rozmówca.
Kilka czynników zaowocowało trendem
Na rozwój trendu samozbiorów nałożyło się kilka czynników. Od kilku sezonów producenci narzekają, że ceny niektórych owoców w skupie są często poniżej kosztów produkcji. W ostatnich czasach dochodziło wręcz do interwencyjnych skupów (w 2023 r. dotyczyło to np. malin).
Owoce są rynkiem bardziej lokalnym. Sytuacja cenowa zależy zatem od czynników lokalnych. W przypadku zbóż, roślin oleistych czy mleka ceny są determinowane przez czynniki o charakterze globalnym. Wynika to m.in. z tego, że owoce mają krótki termin przydatności do spożycia, zwłaszcza miękkie. Oczywiście można je przewozić na dłuższy dystans, ale jest to kosztowne – tłumaczy w rozmowie z money.pl dr Jakub Olipra, ekspert Credit Agricole.
Z kolei jak tłumaczył w sierpniu 2023 r. w rozmowie z Polską Agencją Prasową prezes stowarzyszenia Agroekoton dr inż. Mirosław Korzeniowski, przetwórstwo jest skoncentrowane w małej grupie międzynarodowych koncernów. Stąd, jego zdaniem, niskie ceny w skupach.
Z jego słów wynika, że Polska stała się "światowym centrum logistycznym dla mrożonych owoców jagodowych". Jednak część produkcji eksportowej opiera się na owocach wcześniej zaimportowanych nad Wisłę, co stawia w niekorzystnej sytuacji krajowych plantatorów.
W jego ocenie rozwiązaniem byłoby zwiększanie udziału polskiego w kolejnych ogniwach łańcucha dostaw. Innymi słowy: krajowy kapitał powinien wyraźnie się zaznaczać nie tylko w produkcji, ale także w dystrybucji i handlu, a w niektórych przypadkach i w przetwórstwie. Sytuację mogłoby poprawić też zrzeszanie się grup producenckich czy spółdzielni rolników. W tym wypadku zajęliby się oni nie tylko produkcją, ale również eksportem i kreowaniem własnych marek – ocenił Mirosław Korzeniowski.
Natomiast, jak tłumaczy Jakub Olipra, na rynek owoców w Polsce nie wpłynął aż tak znacząco napływ produktów z Ukrainy. Jednak na pewno odczuli go rolnicy i plantatorzy z regionów przygranicznych.
– Kolejną kwestią są nawozy i środków ochrony roślin, które w poprzednich latach były dość drogie. Jednocześnie mamy do czynienia też z przewagą kontraktową. Rolnicy mają dość krótki czas, by zebrać owoce, a potem muszą szybko je sprzedać, a to osłabia ich pozycję negocjacyjną – wyjaśnia ekonomista Credit Agricole.
Brakuje też rąk do pracy
Osobnym problemem jest brak rąk do pracy. Od dłuższego czasu w Polsce utrzymuje się niskie bezrobocie. Według danych Eurostatu w Polsce wynosi ono 2,9 proc. i jest drugim najniższym w całej Unii Europejskiej (według resortu rodziny, który ma niego inną metodologię, stopa bezrobocia wynosi 5,1 proc.). Daje to niecałe 800 tys. zarejestrowanych bezrobotnych.
Do tego dochodzi stale rosnąca w sposób skokowy płaca minimalna. Obecnie wynosi 4242 zł brutto, ale już od 1 lipca wzrośnie do 4,3 tys. zł brutto.
Efekt? Krajowym plantatorom powoli przestaje się opłacać zbieranie owoców. – Od kilku lat organizujemy samozbiory, bo ceny w skupach były bardzo niskie i nie opłacało się zbierać truskawek lub zatrudniać do tego pracowników. Owoców mamy bardzo dużo – opowiadała w 2023 r. money.pl jedna z nich.
– Sytuacja rolników jest trudna, bo produkcja owoców charakteryzuje się bardzo dużymi nakładami pracy. A ta się staje coraz droższa i droższa, a do tego jeszcze brakuje pracowników. To tłumaczy, dlaczego niektórzy rolnicy są gotowi wpuścić ludzi na pole czy do sadu, żeby sami zebrali owoce, niż samemu zatrudnić pracowników i później je sprzedawać – mówi Jakub Olipra.
Brakuje zatem chętnych do zatrudniania się do pracy przy zbiorze owoców. Od przedstawicieli jednej z większych plantacji w kraju, którzy pragną zachować anonimowość, słyszymy, że spadło też zainteresowanie ze strony pracowników z Ukrainy. Spadek liczby kandydatów szacują na 15-20 proc.
Wiem też, że pracownicy z Ukrainy, którzy do nas przyjeżdżali, bo niektórzy co roku się u nas zatrudniali, wyjechali do innych krajów Unii Europejskiej czy do Kanady – słyszymy.
Aby zebrać wszystkie owoce na czas, plantacja ta przynajmniej rok temu posiłkowała się pracownikami z republik poradzieckich, głównie z Kazachstanu. Jak jednak wskazywali jej pracownicy, proces wydawania wiz zajmował ok. trzech-czterech miesięcy.
Krystian Rosiński, dziennikarz i wydawca money.pl