Z Niemiec sprowadzamy prawie 45 proc. importowanej do polskich sklepów odzieży - tak podaje Eurostat. W ubiegłym roku przyjechały stamtąd ciuchy za 1,6 mld euro.
Chiny są dopiero na drugim miejscu. Przypłynęły stamtąd towary za 451 mln euro. Na kolejnych miejscach są Bangladesz i Włochy.
Wszystko to kłóci się z danymi największej polskiej sieci LPP, która produkowanymi zagranicą wyrobami zasila sklepy: Reserved, Cropp, House, Mohito i Sinsay. Spółka w najnowszym raporcie rocznym informuje, że w Polsce wytwarza zaledwie 3,9 proc. towarów wystawianych na półkach. Ale reszty wcale nie kupuje w Niemczech. Aż 43 proc. produkowane jest w Chinach, a 28 proc. w Bangladeszu.
Zobacz też: Czy zakaz handlu pomógł przedsiębiorcom? Burzliwa dyskusja w studiu
Jak wytłumaczyć te różnice? Część wyjaśnienia to z pewnością niemieckie ubrania używane, sprzedawane potem w naszych licznych lumpeksach. Ale to tylko fragment rzeczywistości. Takie ubrania było nie było nie mają dużej wartości, a to w wartości importu przodują Niemcy.
Kierunki produkcji odzieży sprzedawanej w sklepach LPP
Druga sprawa to transport. Statystyki Eurostatu nie tyle informują, gdzie ubrania zostały wyprodukowane, ale skąd je przywieziono. Jak widać dużo większą część przeładunków ubrań, trafiających potem do polskich sklepów, robi się w Niemczech, nie w Polsce.
Nawet rekordy polskich portów to za mało
Owszem, w ubiegłym roku pobity został rekord przeładunków w naszych portach. Wyniosły one 101,2 mln ton (rok wcześniej 87 mln ton), a najszybciej zyskiwał Gdańsk, gdzie wzrost przeładunków rok do roku był aż 29-procentowy. Mimo to i tak gros ładunków ubrań z Chin trafia do portów niemieckich. Kierunek niemiecki importu ubrań zwiększył swój udział do 45 proc. z 38 proc. w 2017 roku.
I to, mimo że LPP informowała, że w ubiegłym roku zwiększyła import przez polskie porty o około 8 proc. - Wzrost ten jest efektem naszego zwiększającego się wolumenu sprzedażowego - mówił niedawno „Rzeczpospolitej” Piotr Dopierała, dyrektor ds. logistyki LPP.
Fakt, że ubrania wyprodukowane w chińskich fabrykach przeładowuje się w Niemczech, pokazuje jak istotną inicjatywą jest Jedwabny Szlak, czyli chiński projekt budowy tras drogowych i kolejowych z Chin do Europy. I w jakiejś mierze wyjaśnia, dlaczego niedawno szef akurat niemieckiej dyplomacji Heiko Maas ostro skrytykował Włochy za solową inicjatywę udziału w chińskim projekcie. Nowe szlaki mogą naruszyć stabilność ekonomiczną niemieckich portów, jeśli transport przesunie się na inne trasy.
Włochy podpisały 23 marca memorandum w sprawie przystąpienia do chińskiej inicjatywy "Jeden pas, jedna droga". Włochy są pierwszym krajem G7, który wyraził aprobatę dla projektu Pasa i Szlaku, budzącego zastrzeżenia przede wszystkim Stanów Zjednoczonych. Premier Włoch wyraził nadzieję, że w wyniku porozumienia włoscy producenci zostaną wpuszczeni na chiński rynek.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl