We wtorek do prokuratury trafi zawiadomienie w sprawie nielegalnej wycinki drzew w centrum Milanówka. Tej miał się dopuścić syn właścicielki nieruchomości. Milanówek to "miasto-ogród", a wycięte drzewa - w większości dęby - były wiekowe. Działką opiekuje się konserwator zabytków, pieczę nad nieruchomością sprawuje także starostwo powiatowe.
- Składamy zawiadomienie do prokuratury z kodeksu karnego. Wszyscy sprawcy zostaną ukarani, nie wyobrażam sobie, by było inaczej. Zadbam też o to, by teren wrócił do formy, jaką reprezentował przed wycinką – mówi w rozmowie z money.pl Piotr Remiszewski, burmistrz Milanówka.
- Jeśli będę miał taką moc sprawczą, będę chciał odtworzyć teren "jeden do jednego", sprowadzić stare drzewa. Są to gigantyczne koszty, mam nadzieję, że sprawcy zostaną dotkliwie potraktowani, także z poziomu finansowego – dodaje.
Burmistrz podkreśla, że na miejscu trzeba teraz przeprowadzić inwentaryzację. Ekipa fachowców oddelegowanych zarówno ze starostwa, jak i z urzędu miasta, ma się pojawić na miejscu już we wtorek.
Totalna samowolka
Wszystko wskazuje na to, że to syn właścicielki nieruchomości postanowił nielegalnie wyciąć drzewa, korzystając z tego, że dostał od powiatowego leśnika zgodę na usunięcie jedynie części drzew.
– Te, które leśnik wyznaczył do wycinki, to drzewa, które zagrażają bezpieczeństwu mieszkańców. To 22 drzewa. Jednak one są nietknięte, stoją nadal. Natomiast wycięto 67 innych drzew, których nie wolno było ruszać – tłumaczy nam burmistrz Milanówka.
Czytaj również: Będzie rządowa umowa. CPK wybudujemy z Koreańczykami
O sprawie opowiedział nam także radny Milanówka Piotr Napłoszek. W sobotę po południu zauważył trwającą wycinkę na jednej z prywatnych działek w centrum miasta. Pojawił się na miejscu, wezwał odpowiednie służby. Zarzuca im jednak opieszałość.
- Szedłem na zakupy, zobaczyłem tę sytuację i podszedłem do patrolu policji, który kończył właśnie interwencję. Usłyszałem, że to prywatna działka, drzwi radiowozu się zamknęły, patrol odjechał - relacjonuje w rozmowie z money.pl radny Piotr Napłoszek.
- Poszedłem więc na pobliską komendę Straży Miejskiej. Tam usłyszałem, że straż nie może podjąć interwencji, bo jedyna załoga właśnie prowadzi działania w budynku urzędu, gdzie włączył się alarm. Usłyszałem też, że policja wstrzymała wycinkę, co nie było prawdą. Wtedy poprosiłem o ponowne wezwanie patrolu - kontynuuje.
Jak dodaje, policja długo nie przyjeżdżała, na miejscu pojawiła się dopiero ok. godz. 15.00, blisko dwie godziny po interwencji w siedzibie Straży Miejskiej. Nie było już wtedy czego ratować. – Generalnie mam pretensje do służb. Jeśli policja i Straż Miejska nie interweniują, to obywatele myślą, że wszystko dzieje się zgodnie z prawem – podkreśla.
Sprawa jest tym bardziej kontrowersyjna, że - jak wynika z księgi wieczystej - inną część tej samej nieruchomości odkupił już wcześniej deweloper. Na działce stanął blok mieszkalny.
Część zalesiona jest jednak trudniejsza do sprzedaży, bo plan zagospodarowania przestrzennego – ze względu na drzewa – jest tam mocno restrykcyjny. Właściwie nie było szans, by powstała tam jakakolwiek zabudowa.
Ryzyko wliczone?
Radny Napłoszek ocenia, że właściciele nieruchomości – licząc się z konsekwencjami grzywny za nielegalną wycinkę – wliczyli to jako koszt pod ewentualną, przyszłą inwestycję. Działkę z już wyciętymi drzewami jest znacznie łatwiej sprzedać
- Staram się kierować logiką. Nie wierzę, że właściciel takiej nieruchomości – mając w perspektywie rozgłos, karę i przepadek drewna – zdecydował się na takie działanie, nie mając w perspektywie jakiegoś wyjścia z tej sytuacji – mówi nam Piotr Napłoszek.
Do sprawy odniosła się nawet wiceminister rozwoju Anna Kornecka, która w rządzie zajmuje się budownictwem, planowaniem i zagospodarowaniem przestrzennym. Takie działania w programie "Money. To się liczy" nazwała "patodeweloperką".
– Mamy takie instrumenty, które przewidują przywrócenie tego terenu do stanu pierwotnego. Oczywiście my go nie przywrócimy w takim rozumieniu, w jakim byśmy chcieli, ale taki nakaz powoduje eliminację możliwości dokonania inwestycji – stwierdziła.
Minister przyznała jednak, że jedyna kara, jaką ustawa przewiduje, to grzywna za nielegalną wycinkę drzew. – Nakazanie odtworzenia lasu wydaje mi się tutaj uzasadnione. Wówczas ta inwestycja, która miała tutaj sprytnie zaistnieć poprzez usunięcie drzew, nie mogłaby powstać. Tego typu działania należy potępić i jest to absolutnie patodeweloperka – podsumowała Kornecka.
Zalesiona działka, na której doszło do wycinki dębów, jest pod nadzorem Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków (MWKZ). Jak czytamy w piśmie, do którego udało nam się dotrzeć, konserwator nie wydał zezwolenia na usunięcie drzew. Takie mogłoby wydać starostwo, ale - jak podkreśla burmistrz - pozwolenie wydano na zupełnie inne drzewa, niż te, które wycięto. Sprawa swój finał znajdzie teraz w sądzie.
Chcieliśmy porozmawiać z właścicielem działki. Według naszych ustaleń to osoba prywatna, jest nim starsza kobieta, a na miejscu wycinki pojawił się jej syn. Nie udało nam się jednak porozmawiać.