Walka z mafiami vatowskimi, z milionerami, którzy uciekają do rajów podatkowych, z koncernami, które kombinują na podatkach - tak wizerunek fiskusa rysuje rząd. Przypadek Wojciecha Wilka pokazuje, że najłatwiej i tak ściągnąć pieniądze od najmniejszych przedsiębiorców. I to nie przebierając w środkach.
Wilk od 20 lat prowadzi firmę handlującą sprzętem stomatologicznym. W 2012 roku skorzystał z usług agencji pracy tymczasowej. Koszty outsourcingu pracowników rozliczył w zeznaniu podatkowym jako koszty uzyskania przychodu.
Okazało się jednak, że skorzystał z usług firmy kontrolowanej przez Zdzisława K. odpowiedzialnej za tzw. aferę outsourcingową. W skrócie - ponad 15 tys. pracowników zatrudnianych przez agencje nie miało opłacanych składek ZUS. Umowy uznano za nieważne, więc urząd skarbowy uznał, że opłata na rzecz agencji nie może zostać uznana za koszt uzyskania przychodu.
Pan Wojciech się odwołał, a urzędnicy zaczęli sprawę rozpatrywać.
Sylwester na SOR
Poniedziałek, 31 grudnia. Gdy cała Polska przygotowuje się do sylwestrowej imprezy, pan Wojciech opiekuje się chorą żoną. Niedawno usłyszeli diagnozę - nowotwór.
- Było około dziewiątej rano - wspomina pan Wojciech. - Usłyszałem pukanie do drzwi, patrzę, stoi dwóch młodych policjantów. Zapytałem o co chodzi, a oni na to, że mają obowiązek doprowadzić mnie do urzędu skarbowego. Powiedziałem, jaka jest sytuacja, że opiekuję się chorą żoną, nie bardzo wiedzieli co z tym zrobić. Dzwonili do swojego przełożonego, on z kolei dzwonił do pani prokurator. Byli bardzo kulturalni, ale strasznie się zdenerwowałem. Jeszcze w takiej chwili. Nie wiedziałem co myśleć.
Ostatecznie pan Wojciech wsiadł do radiowozu i pojechał z policjantami na posterunek. Tam funkcjonariusze mieli spisać protokół. Po kilku minutach biznesmen źle się poczuł. Miał zawroty głowy, zaczął "odpływać".
- Głowa nie wytrzymała - opowiada. - Policjanci wezwali karetkę, która zabrała mnie do szpitala. Tam zrobili mi badania, ale neurolog powiedział, że muszę mieć zrobioną tomografię głowy. Wiadomo, jak to na SORze, trzeba było zaczekać.
Była godz. 10. Gdy do godz. 13 badania nie zrobiono, policjanci poinformowali pana Wojciecha, że jeśli nie uda się im go dostarczyć do urzędu do godz. 14, zostanie oficjalnie zatrzymany. Miał do wyboru - czekać na badanie lub zaryzykować i jechać na przesłuchanie.
- Powiedziałem "dobra, jedźmy". Panowie jakoś pomogli mi zejść po schodach, włączyli sygnał i zawieźli do urzędu. Urzędnik chciał mnie przesłuchiwać, ale nie byłem w stanie odpowiadać na żadne pytania. Prosiłem żeby wezwał lekarza, albo odstąpił od tych czynności. Stwierdził, że jego to nie interesuje. Zawołał więc inną panią urzędniczkę, odczytał mi zarzuty i na tym się skończyło. Nawet dobrze nie pamiętam co odczytywał - opowiada pan Wojciech.
Po pana Wojciecha przyjechała jego chora żona. Zawiozła go do szpitala, gdzie dalej czekał na badania. Po 16 godzinach oczekiwania zrobiono mu tomografię. Gdy wyszedł, był już nowy rok, a on sam był podejrzany o przestępstwo z art. 56 kodeksu karno-skarbowego.
List, którego nie było
Pierwszy termin przesłuchania pana Wojciecha urzędnicy wyznaczyli na początek grudnia. Przedsiębiorca się jednak rozchorował.
- Mam problemy z kręgosłupem, fizycznie nie mogłem się stawić na tym przesłuchaniu - opowiada pan Wojciech. - Wziąłem zwolnienie, zadzwoniłem do urzędu i powiedziałem jaka jest sytuacja. Usłyszałem, że nie ma problemu, będzie wyznaczony kolejny termin.
Ten wypadł na 20 grudnia.
- Dostałem awizo, ale go nie odebrałem. Nie miałem do tego głowy, akurat wtedy dowiedziałem się o chorobie żony - odpowiada przedsiębiorca. - Awizo miałem odebrać 31 grudnia, bo do tego dnia było ważne. Termin odbioru awizo jest 14-dniowy, ale pismo wysłano 14 grudnia z terminem przesłuchania na 20. Nie stawiłem się na przesłuchaniu, bo o nim nie wiedziałem, więc urzędnicy zawiadomili prokuraturę.
Ale późniejszego terminu urzędnicy wyznaczyć nie mogli, bo dokładnie 1 stycznia sprawa by się przedawniła.
Fiskus zastosował więc sztuczkę na gangstera. Sprawę ze podatkowej zamienił na karno-skarbową. Ta się nie przedawnia.
Szybki proces
Postawienie pana Wojciecha przed prokuraturą zajęło śląskiej skarbówce 5 lat. Proces miał za to ekspresowe tempo.
- Nawet mnie nie przesłuchano, nie wezwano na rozprawę. Zarzuty postawiono mi 31 grudnia, 25 lutego już byłem skazany - mówi przedsiębiorca. - Sąd w ogóle nie wziął pod uwagę tego, że po doprowadzeniu do prokuratury nie byłem w stanie odpowiadać na pytania.
Wyrok: grzywna w wysokości 4 470 złotych, razem z kosztami sądowymi. Pan Wilk się od niego odwołał, a ponieważ wyrok wydano zaocznie, zgodnie z przepisami został unieważniony. Nowy proces rozpocznie się pod koniec kwietnia.
Praca, której nie było
Jak tłumaczy pełnomocniczka pana Wilka, urząd skarbowy uznał umowę z firmą outsourcingową za nieważną i podważył fakt, że pracownicy wykonywali jakąkolwiek pracę na rzecz agencji, z którą przedsiębiorca podpisał umowę.
- Urząd twierdzi, że ta umowa była fikcyjna i zawarto ją tylko po to, by wygenerować koszty uzyskania przychodu - tłumaczy mec. Katarzyna Kuczewicz. - Naszym zadaniem będzie teraz przedstawić dowody, że pracownicy wynajęci przez pana Wilka faktycznie pracowali dla firmy outsourcingowej, która została wynajęta przez pana Wilka.
Pan Wilk nie został wezwany do sądu, ale uznano, że jego przesłuchanie się odbyło, bo fizycznie był w prokuraturze, choć nie mógł odpowiadać na pytania.
- Jeśli osoba oskarżona jest obecna na przesłuchaniu, to zgodnie z prawem uznaje się, że ono się odbyło. Oskarżony nie musi odpowiadać na pytania - tłumaczy mec. Kuczowicz. - Nam zależy na tym, żeby ten proces odbył się jeszcze raz, na spokojnie, żeby przesłuchany został zarówno pan Wik jak i świadkowie.
Powszechna praktyka
Zgodnie z obowiązującą ordynacją podatkową, obowiązek zapłaty zaległego podatku przedawnia się po pięciu latach. Urzędy skarbowe mają jednak na to bardzo prosty patent, zastosowany także w sprawie pana Wojciecha.
Wystarczy wszcząć postępowanie karno-skarbowe i bieg przedawnienia się przerywa. Sprawę można w ten sposób przedłużać w nieskończoność. Co gorsza dzieje się tak nawet w sytuacji, kiedy postępowanie jest potem umarzane.
Po prostu po kolejnych kilku latach urzędnicy stwierdzają, że żadnego przestępstwa i wykroczenia skarbowego nie było. W ten sposób fiskus zyskuje czas na nieśpieszne rozgrzebywanie spraw, a podatnik żyje ze świadomością ciążących na nim oskarżeń.
Przerywanie biegu postępowania przy wykorzystaniu kodeksu karnego skarbowego można uznać za powszechną praktykę fiskusa.
Kancelaria GWW, razem z Konfederacją Lewiatan i Helsińską Fundacją Praw Człowieka zebrała w czterech urzędach skarbowych w Polsce dane z lat 2008 - 2014. Wynika z nich, że 94 proc. postępowań kontrolnych, w których wszczęto postępowanie karne, wszczynano w roku przedawnienia. Trzy czwarte "otwierano" w ostatnim kwartale.
W 2014 r. Rzecznik Praw Obywatelskich uznał, że takie działania fiskusa mogą być niezgodne z konstytucją i złożył wniosek do Trybunału Konstytucyjnego.
Trybunał postępowanie zamknął, otworzył na nowo, po czym bezterminowo odroczył.
Rzecznik reaguje
Sprawą przedsiębiorcy z Sosnowca zajął się Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw, który mówi wprost - kodeks karno skarbowy został wykorzystany po to, by nie dopuścić do przedawnienia sprawy i pozwolić na wydawanie decyzji już po upływie terminu.
- Docierają do mnie jednak informacje, że mimo to są jeszcze urzędnicy, którzy z niezrozumiałych dla mnie powodów, wciąż stosują tę praktykę - mówi Rzecznik Małych i Średnich Przedsiębiorstw Adam Abramowicz. - Chciałbym podkreślić, że stoi ona w sprzeczności z ideą Konstytucji Biznesu, której powinni przestrzegać.
Rzecznik domaga się ukarania osoby, która podjęła decyzję o wszczęciu postępowania przeciwko panu Wilkowi. Jak mówi, przypadki wykorzystywania kodeksu karnego skarbowego tylko po to, by przerwać proces przedawnienia i wydłużyć postępowanie zdarzają się nagminnie.
Rzecznik podaje też inny przykład, przedsiębiorcy z Cieszyna, który o wszczęciu postępowania karno skarbowego w jego sprawie dowiedział się na miesiąc przed przedawnieniem zobowiązań podatkowych.
- Takich spraw mam około 40 - mówi Adam Abramowicz. - Wybrałem najbardziej jaskrawy przykład, a moje pismo jest próbą przekazania urzędnikom jasnego sygnału, że takie postępowanie jest nieakceptowalne. I niezgodne z Konstytucją Biznesu.
Jak mówi rzecznik MŚP, ministerstwo finansów wysyła do urzędników sygnały, aby podobnych praktyk nie stosowali. Póki co, bezskuteczne.
- Z moich rozmów w ministerstwie wynika, że przekazują to na szkoleniach, na własne oczy widziałem odpowiedź ministerstwa na pytania zadanie przez organizację zajmującą się ochroną praw podatników, ale najważniejszym sygnałem jest to, że projekt nowej ordynacji podatkowej wyklucza przerywanie biegu przedawnienia - mówi Abramowicz.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy zarówno Izbę Administracji Skarbowej w Katowicach, jak i ministerstwo finansów. Upłynął tydzień, do czasu publikacji tego tekstu nie dostaliśmy odpowiedzi.
Rzecznik MŚP działania wobec pana Wilka porównuje do sprawy urzędniczek z Bartoszyc, które przeprowadziły głośną prowokację w warsztacie samochodowym i poprosiły o wymianę żarówki już po zamknięciu kasy. W drodze wyjątku właściciel zgodził się na wymianę, ale nie wydał paragonu.
Naczelnik urzędu trzykrotnie odwoływała się od decyzji sądu, który co prawda uznał winę właściciela warsztatu, ale ze względu na niską szkodliwość czynu (około 2 złotych straty dla Skarbu Państwa) odstąpił od wymierzenia kary.
- Sprawa pana Wilka jest jeszcze gorsza. Tam pani naczelnik złamała zasadę proporcjonalności i zaufania obywatela do organu. Urzędniczki miały prawo takie działania podjąć i faktycznie kwota nie została zarejestrowana na kasie. Tutaj mamy do czynienia z robieniem z przedsiębiorcy przestępcy tylko dlatego, że urzędnik nie zdążył zakończyć sprawy - mówi Abramowicz.
- To jest zdecydowanie gorsza sprawa. Przedsiębiorca, w myśl zapewnień polityków, nie może być traktowany jak przestępca.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl