"Nowy Ład" - to hasło, które premier Mateusz Morawiecki odmienia w ostatnich dniach przez wszystkie przypadki. Ma być nowym otwarciem, ma wzmocnić pozycję Morawieckiego i całkowicie przebudować system podatkowy i system składek.
Szczegóły nie są jeszcze znane. Jak wynika z kolejnych doniesień medialnych na stole są propozycje podniesienia kwoty wolnej od podatku (i to do 30 tys. zł).
Nie ma jednak nic za darmo, dlatego rząd myśli nad podniesieniem składki zdrowotnej. O takich planach pisze "Dziennik Gazeta Prawna" i "Gazeta Wyborcza". Pomysł nowy nie jest, bo już raz do podwyżki Jarosława Kaczyńskiego próbowano przekonać. Wtedy robił to prof. Zbigniew Religa. Dziś jest to premier.
Jak wynika z informacji money.pl, propozycje dotyczące zmian w systemie oskładkowania - i podniesieniu tym samym wpływów do budżetu - są po stronie Ministerstwa Finansów.
Z propozycjami w tym zakresie nie wychodził resort zdrowia, choć do spotkania pomiędzy resortami ma dojść do końca tego tygodnia. I jednym z tematów na pewno będzie finansowanie służby zdrowia.
Co oznacza wzrost składki zdrowotnej? Mniejszą pensję na rękę w przypadku pracowników na umowie o pracę i umowę zlecenia oraz większe składki dla przedsiębiorców. I oczywiście wyższe wpływy do budżetu.
W tej chwili składka zdrowotna wynosi 9 proc. wynagrodzenia (choć realnie każdy z nas płaci mniej niż 8 proc. ze względu na odliczenie części od podstawy obliczania podatku).
Dla przykładu osoba z pensją 3 tys. zł brutto oddaje na NFZ 232 zł. Na rękę ma 2,2 tys. zł wynagrodzenia. Pracownik z wynagrodzeniem na poziomie 5 tys. zł oddaje co miesiąc na NFZ 313 zł. Z kolei zarabiający 10 tys. zł brutto w ramach umowy o pracę płaci 712 zł składki na ubezpieczenie zdrowotne.
O ile zapłacą więcej po ewentualnych zmianach? Wszystko zależy od nowej stawki oraz tego, czy jedna stawka składki będzie obowiązywać wszystkich. Można sobie wyobrazić np. różne progi dla biedniejszych i bogatszych.
Czytaj także: Rekordowe ceny mieszkań w Warszawie i Krakowie. Duże zmiany w innych miastach
Przygotowaliśmy kalkulacje dla trzech wariantów - podniesienia składki z 9 proc. do 10, 11 oraz 12 proc. Skąd takie progi? W większości krajów Unii Europejskiej składka zdrowotna oscyluje właśnie w okolicach kilkunastu procent.
Co wynika z naszych wyliczeń? Pracownik z pensją minimalną 2,8 tys. zł ma dziś na rękę 2061 zł. W przypadku podniesienia stawek miałby odpowiednio o 24, 48 lub 72 zł mniej do wydania w ciągu miesiąca. W ciągu roku to mniej od 288 do nawet 864 zł w portfelu.
Z kolei pracownik zarabiający dziś 5 tys. zł ma na rękę 3,6 tys. zł. Podniesienie składki zdrowotnej o 1 punkt procentowy to 43 zł mniej do wydania w ciągu miesiąca. Dwa punkty procentowe więcej na NFZ to już 86 zł mniej do dyspozycji. 12-procentowa składka zdrowotna to już 129 zł mniej. W ciągu roku to już 1,5 tys. zł mniej.
Ostatnia kalkulacja dotyka osoby, która dziś zarabia 7,5 tys. zł brutto w ramach umowy o pracę. Na rękę dostaje 5,3 tys. zł co miesiąc. Składka podniesiona do 10 proc. to dla niego o 65 zł mniej do wydania. Składka podniesiona o 3 punkty procentowe - do 12 proc. - to już 195 zł mniej do wydania. Roczny koszt? Nawet 2,3 tys. zł.
Ile zarobić może budżet? Wystarczy podnieść składkę z 9 do 10 proc., by zyskać 10 mld zł. Podniesienie składki do 12 proc. przyniosłoby dodatkowe 30 mld zł. A warto dodać, że w 2021 roku budżet Narodowego Funduszu Zdrowia wynosi nieco ponad 100 mld zł. To pokazuje najlepiej, że podniesienie składki jedynie o jedno "oczko" przyniosłoby zysk wart 10 proc. rocznego budżetu.
Przedsiębiorcy i rolnicy na celowniku
Warto przy okazji dodać, że rząd może się również wziąć się za przedsiębiorców.
Samozatrudnieni płacą w 2021 roku co miesiąc po minimum 381 zł. Podstawa wymiaru składki - a zatem podstawa wyliczeń - to 4,2 tys. zł.
Przedsiębiorcy płacą składkę ryczałtowo, a nie od pełnej zarobionej kwoty. Dla nich punktem wyjścia jest 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia w ostatnim kwartale 2020 roku. I to właśnie od tej kwoty obliczają 9 proc. Dość łatwo wyobrazić sobie zmianę w sposobie obliczania. I to zmianę kosztowną. I tak - przedsiębiorcy mogliby płacić składkę od całości zarobionych pieniędzy lub np. od 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia.
Co to by zmieniło? Dziś jednoosobowa działalność gospodarcza zostawia 381,81 zł w składce zdrowotnej. Gdyby podstawą było 100 proc. przeciętnego wynagrodzenia, to składka warta byłaby już 509 zł.
A możliwa jest również trzecia opcja (lub wszystkie naraz, bo żadna się nie wyklucza), czyli podniesienie składek rolnikom.
Jak pisaliśmy już w money.pl, Rząd szykuje zmiany w prawie. Koniec z "fikcyjnymi rolnikami". Już nie 700 zł kwartalnie w KRUS-ie, ale ponad 1400 zł miesięcznie w ZUS-ie będą musieli prawdopodobnie od przyszłego roku zapłacić rolnicy, którzy prowadzą działalność gospodarczą.
Rząd w ten sposób uszczelnia system ubezpieczeń i uniemożliwia przedsiębiorcom ucieczkę przed ZUS-em.
I trzeba dodać, że osoby ubezpieczone w KRUS również korzystają z preferencji w kwestii składek zdrowotnych. W przypadku małych gospodarstw rolnych (poniżej 6 hektarów) składkę bierze na siebie państwo. W przypadku większych jest to 1 zł za każdy hektar i jednocześnie za każdą osobę zgłoszoną do ubezpieczenia.
Ekipa premiera Mateusza Morawieckiego może skorzystać z jeszcze jednej możliwości: podzielić składkę zdrowotną solidarnie na pracownika i pracodawcę. Taki system funkcjonuje w Niemczech, gdzie w sumie obie strony oddają blisko 15 proc. wynagrodzenia. Połowę płaci pracownik, połowę dokłada przedsiębiorca. Podobnie jest w Czechach, gdzie składka oscyluje w granicach 13,5 proc. Z tego 2/3 płaci pracodawca, a pracownik dokłada 1/3.
Kaczyński już raz był na nie
Warto przy okazji powiedzieć, że pomysł podnoszenia składki zdrowotnej pojawił się w poprzednim rządzie Prawa i Sprawiedliwości.
Ówczesny i nieżyjący już minister zdrowia prof. Zbigniew Religa mówił wprost: żadna zmiana nie pomoże, jeżeli nie ma pieniędzy. I od podnoszenia składek uzależniał w ogóle swoją obecność w rządzie. Pomysł był prosty. Składka zdrowotna według tamtego układu powinna wzrastać co pół roku lub rok o 0,5 proc. Jednocześnie rosnąć powinny możliwości odliczenia zapłaconej składki zdrowotnej od podatku. Taka istnieje teraz choć odlicza się 7,75 proc. z zapłaconych 9 proc.
Na taki scenariusz nie zgadzał się jednak ówczesny premier, czyli Jarosław Kaczyński. Składek nie chciał ruszać, bo uznawał to za podnoszenie podatków. I składek od tamtego czasu nie ruszył nikt.
W środowisku medycznym osób, które popierałyby podniesienie składki zdrowotnej jest wiele.
Prof. Paweł Buszman, kardiolog i twórca sieci szpitali American Heart of Poland (Polsko-Amerykańskiej Kliniki Serca), od lat postuluje urealnienie składki.
- Można oszczędzać na obcinaniu paznokci, ale nie na leczeniu chorób serca, bo to się źle kończy - mówił w rozmowie z money.pl.
W bliskim środowisku Zjednoczonej Prawicy również nie brakuje ekspertów, którzy mają podobne zdanie.
Nie jest tajemnicą, że Piotr Czauderna - lekarz, prezes Agencji Badań Medycznych i jednocześnie przewodniczący sekcji ochrony zdrowia w ramach Narodowej Rady Rozwoju przy prezydencie - proponował takie rozwiązania. Mówił o tym wprost w wystąpieniach medialnych, powtarzał podczas kongresów medycznych.