Piaski to ostatnia miejscowość na Mierzei Wiślanej. 12 kilometrów od centrum Krynicy Morskiej. W sezonie można się tam dostać samochodem, autobusem lub elektrycznym wózkiem w ramach wycieczki po okolicy.
Odkąd wyremontowany został szlak rowerowy, do Piasków można też wygodnie dojechać rowerem. I to pod samą granicę.
- Kiedyś to była taka typowa wieś rybacka - opowiada pan Andrzej, kierowca meleksa. – Nic tam nie było, tylko port i kilka łódek. Kilka lat temu ludzie tam zaczęli przyjeżdżać i trochę się głośno zrobiło. Bo to taki koniec świata - dodaje.
Plaża i zasieki
Z centrum Piasków do granicy trzeba iść około trzech kilometrów. Można plażą albo lasem, przez który prowadzi szlak rowerowy. Ostatni parking, na który można dojechać, to w zasadzie pole kempingowe, na którym stoją kampery i przyczepy.
Przy pierwszym zejściu plażowiczów jest jeszcze sporo, ale w porównaniu z zatłoczoną Krynicą, tu są pustki. Przeważają spacerowicze i rowerzyści, którzy zrobili sobie przystanek w drodze przez mierzeję.
Im dalej od centrum tym plażowiczów mniej. Jedno z bardziej odosobnionych miejsc wybrała sobie para naturystów.
Do samej granicy dojść się nie da. Polskę i Rosję oddziela pas ziemi niczyjej, zagrodzony metalową siatką w środku plaży. W oddali widać napis "Granica Państwa", a na wzgórzu za siatką wieżę z radarem. Po drugiej stronie, zasłonięta wydmą, jest rosyjska baza wojskowa.
Przy samej siatce plażowiczów jest więcej. Znów przeważają rowerzyści, którzy robią sobie zdjęcia na tle ostrzegawczych napisów. Sporo osób korzysta jednak z dzikiej plaży.
- Tu jest cudownie – mówi Piotrek, który przyjechał ze znajomymi z Zabrza. - Pierwszy raz tu jesteśmy, zatrzymaliśmy się w Krynicy. Ale chyba będziemy wracać - stwierdza.
- Krynica jest okropna - dopowiada Asia. - Mieliśmy nadzieję, że nie będzie aż takich tłumów, ale jest strasznie. Ludzie się przeciskają, nie ma jak się położyć na plaży. Dramat. A tu jest cicho, spokojnie, nikt nie wrzeszczy.
- Nawet piasek inaczej skrzypi pod stopami - mówi Ela, turystka z Elbląga, która do Piasków przyjeżdża od lat. - Niech pan posłucha, jakoś tak bardziej go słychać.
Słucham, ale skrzypienie piasku zagłusza wyjątkowo hałaśliwa mewa.
Pytam plażowiczów, czy nie przeszkadza im druciana siatka i świadomość, że są tuż przy rosyjskiej bazie.
- A skąd, przecież oni tu czołgami nie jeżdżą – śmieje się Piotrek. - Poza tym, jesteśmy cały czas chronieni, a to też jest plus - mówi pokazując patrol straży granicznej, stojący przy zejściu na plażę.
Pod specjalnym nadzorem
- Proszę zejść z wydmy – mówi jeden ze strażników, nieco znudzonym głosem. - Tam jest zejście na plażę, na wydmę nie wchodzimy - tłumaczy, a grupka turystów posłusznie wykonuje polecenie.
Wschodniej granicy Unii Europejskiej pilnuje dwóch strażników. Stary Honker, wymalowany w leśny kamuflaż, stoi przy siatce odgradzającą Polskę od Rosji.
- Mamy różne zadania, ale w sezonie zazwyczaj ktoś tu pilnuje - mówi jeden z nich.
Pilnują tylko polskich turystów. Rosyjscy raczej się na tę stronę nie zapuszczają. Nasi zresztą też rzadko próbują przekraczać siatkę.
- A po co ktokolwiek miałby to robić? Przecież jak kogoś tam złapią, to się skończy aresztem - mówi jeden ze strażników. - Ja nigdy nie widziałem, żeby ktoś to robił. Podobno kilka lat temu jedna osoba przebiegła przez siatkę. Taki głupi szpan. Za szybko do domu nie wróciła.
Dzika plaża już nie taka dzika
Piaski wciąż mają swój dziki charakter. Domów jest niewiele, raczej są to niewielkie budynki z dużymi podwórkami. W samym centrum sklep, ławeczka i kilka osób leniwie sączących piwo.
W porcie cumują łodzie rybackie. Cumuje też kilka jachtów żaglowych, ale ruchu właściwie nie ma. Jest cisza i spokój.
Swój dziki charakter plaże w Piaskach mogą jednak wkrótce stracić.
- Przyjeżdżam tu od dziecka. A to nad morze, a to na grzyby - mówi Wojtek, który przypłynął łódką z Fromborka. - Kiedyś tu nie było dosłownie nic, ale od kilku lat zaczyna się zmieniać. Ludzie chyba już odkryli to miejsce.
Po drodze na przystanek autobusowy mijam dwa stragany z pamiątkami i tandetnymi, plastikowymi zabawkami. W kawiarni "Koniec Świata", jednym z trzech lokali gastronomicznych w Piaskach, nie ma ani jednego wolnego stolika.
Ruch w interesie
Większy hotel w Piaskach na razie jest jeden. Coraz więcej jest za to małych pensjonatów i prywatnych kwater. Turystów, z roku na rok, też przybywa.
- Przyjeżdżam tu od czterech lat. Jeszcze nigdy nie mieliśmy takiego obłożenia – mówi kelnerka z pobliskiej restauracji. – Już w zeszłym roku było sporo ludzi, ale głównie w weekendy. W tygodniu mogliśmy sobie trochę odpocząć. Teraz non stop mamy co robić i nie sądzę, żeby się to miało zmienić.
Pole kempingowe przy zejściu na plażę jest zajęte praktycznie w całości. O miejsce parkingowe trudno, a o postoju camperem tuż przy plaży można zapomnieć.
- W przyszłym roku olejemy Krynicę i przyjedziemy od razu tutaj – mówi Piotrek.
- Ale może jednak o tym nie pisz? Jak się wszyscy dowiedzą, to każdy będzie chciał przyjechać. I zrobi się tak samo, jak wszędzie.