— Realny jest w przyszłym roku scenariusz stagflacji zarówno globalnie, jak i w naszym kraju, chociaż niekoniecznie musi to być zjawisko długoterminowe. Żeby obniżać inflację, trzeba będzie schłodzić wzrost gospodarczy, a inflacja przy obecnych poziomach cen surowców i niepewności, związanej zwłaszcza z cenami żywności i ropy naftowej, może pozostawać wysoka — mówił w ten weekend w Londynie Paweł Borys, szef Polskiego Funduszu Rozwoju.
Stagflacja zagląda w oczy ekonomistom. Jest ostrzeżenie dla Polski
Kilka dni temu z kolei Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP, przekonywał, że inwazja Rosji na Ukrainę "może wywołać szok o charakterze stagflacyjnym".
- Agresywne działania Rosji w stosunku do Ukrainy będą odbijać się na polskiej gospodarce przede wszystkim za pośrednictwem kanału rynkowego. Chodzi o wzrost cen ropy, gazu ziemnego i innych surowców, zwłaszcza metali, gdzie rola Ukrainy dla światowego rynku jest istotna. Do tego dochodzi wzrost cen produktów rolnych, szczególnie zbóż – bez dostaw z obu krajów, Ukrainy i Rosji, mielibyśmy do czynienia z istotnym wzrostem cen. To podsyciłoby presję inflacyjną, która już jest silna w całej Europie, w tym Polsce – wyjaśniał.
Jednak – zdaniem ekonomisty PKO BP – najbardziej szkodliwa dla polskiej gospodarki mogłaby być silna eskalacja konfliktu, która prowadziłaby do przerwania dostaw surowców z obu tych krajów. Ich rola w dostawach surowców jest bowiem znacząca.
Przykładem metalu, którego produkcja w Rosji jest znacząca, jest pallad. Z Rosji pochodzi ok. 30 proc. produkcji światowej. Ten metal ma duże znaczenie dla branży motoryzacyjnej. Z kolei Ukraina ma duże znaczenie na rynku rud żelaza i stali. Poza tym oba kraje mają bardzo duże znaczenie na rynku produktów żywnościowych – Rosja i Ukraina są w pierwszej trójce największych dostawców pszenicy na światowy rynek" – powiedział Piotr Bujak.
Sytuacja, w której doszłoby do przerwania dostaw, stanowiłaby dla gospodarki potężny problem.
"Gdyby konflikt przebiegał tak gwałtownie, że doszłoby do przerwania dostaw części surowców i towarów, to efekt cenowy mógłby być jeszcze silniejszy. Tego typu zaburzenia, o dużej sile, mają charakter negatywnego szoku podażowego i oddziałują negatywnie na perspektywy wzrostu" – oceniał główny ekonomista PKO BP.
Wysoka inflacja i niski wzrost PKB - to nas czeka w Polsce
Zgadzają się z nimi ekonomiści BNP Paribas, którzy we wtorek wydali swoje najnowsze szacunki dla polskiej gospodarki.
Według zaktualizowanych prognoz banku gospodarka Polski urośnie w tym roku o 3,5 proc. Prognoza obarczona jest jednak wyjątkowo dużym ryzykiem ze względu na toczącą się w Ukrainie wojnę.
– Nie wiemy, w jaki sposób i kiedy to wszystko się zakończy. Rynek bardzo silnie reaguje na każde istotne doniesienie z frontu. Ceny surowców potrafią wahać się o kilkanaście procent w ciągu dnia. W tych warunkach bardzo trudno przygotować punktową prognozę wskaźników makroekonomicznych. Nasz scenariusz bazowy nie odbiega mocno od marcowej projekcji Narodowego Banku Polskiego. Jedyna znacząca różnica jest taka, że zakładamy wzrost stopy referencyjnej do 5 proc., podczas gdy projekcja banku centralnego wykonywana była przy założeniu stopy referencyjnej na poziomie 2,75 proc. Stąd wynika około 0,5 -1 pkt. proc. niższa dynamika PKB w tym i przyszłym roku w naszej prognozie, niż w projekcji NBP – mówi Michał Dybuła, główny ekonomista Banku BNP Paribas.
Na wzrost gospodarczy negatywnie w tym roku oddziaływać może też wzrost niepewności, zniechęcający firmy do inwestowania, a konsumentów do ponoszenia wydatków na dobra trwałe. Niepewność odzwierciedlona jest też na rynkach finansowych, chociażby w wyższych rentownościach polskich obligacji, które wynikają nie tylko z kontynuacji zacieśniania polityki pieniężnej, ale także wyższej premii za ryzyko – wskazują eksperci banku.
Według nich korzystnie na wzrost gospodarczy wpływać może luźniejsza polityka fiskalna w następstwie wojny. Wzrost wydatków na pomoc dla uchodźców, a także zbrojenia, powinien dać pozytywny impuls gospodarce, choć zdaniem specjalistów, nie na tyle silny, aby całkowicie zrównoważyć wpływ negatywnych czynników oddziałujących na aktywność gospodarczą.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednocześnie, w obecnych warunkach, eksperci widzą większą szansę na szybsze osiągnięcie kompromisu z instytucjami unijnymi w sprawie praworządności. Podkreślają oni, że uruchomienie Krajowego Planu Odbudowy byłoby bardzo pozytywnym sygnałem nie tylko dla gospodarki, ale i rynków finansowych. Zaznaczają jednak, że realny wpływ funduszy pozyskanych w ramach KPO na gospodarkę może być widoczny dopiero pod koniec bieżącego lub w przyszłym roku.
Stopy w górę, ale ostrożnie
Zdaniem analityków banku inflacja CPI wyniesie średniorocznie 10 proc. Podobnie jak w przypadku przewidywań dotyczących wzrostu gospodarczego podkreślają oni, że jest ona bardzo mocno zależna od sytuacji geopolitycznej i tego, gdzie ostatecznie ustabilizują się ceny surowców.
– Nasz scenariusz bazowy zakłada utrzymanie Tarcz Antyinflacyjnych do końca bieżącego roku. Jeśli ich działanie zakończyłoby się z końcem lipca, jak pierwotnie zakładano, średnioroczna dynamika cen konsumpcyjnych byłaby wyższa o około 1,5 – 2 pp w tym roku. Wahania cen surowców mogą mocno zmienić przewidywaną przez nas ścieżkę inflacji. Ewentualna deeskalacja konfliktu mogłaby obniżyć dynamikę cen konsumpcyjnych nawet o ponad 1 pkt. proc. Jednak ryzyko jest dwukierunkowe i zaognienie się sytuacji może jeszcze mocniej podbić tempo wzrostu cen – wyjaśnia Marcin Kujawski, specjalista BNP Paribas.
W tym świetle spodziewa się on kontynuacji podwyżek stóp procentowych.
– Według najnowszych projekcji ekonomicznych Narodowego Banku Polskiego inflacja CPI nie powróci do wynoszącego 2,5 proc. +/- 1 pp celu w najbliższych kwartałach. Biorąc pod uwagę, że przed nami nawet dwucyfrowe tempo wzrostu cen, spodziewamy się, że Rada Polityki Pieniężnej podniesie stopę referencyjną NBP jeszcze przynajmniej o 150 pb do 5 proc.. Ryzyko dla naszej prognozy skierowane jest raczej ku górze. Mniejsza skala zacieśnienia byłaby możliwa, jeśli aktywność gospodarcza silnie osłabnie, jednak przynajmniej na ten moment w naszym scenariuszu bazowym zakładamy raczej umiarkowane spowolnienie - wyjaśnia z kolei Michał Dybuła.
"RPP nie może nadmiernie schłodzić gospodarki i doprowadzić do stagflacji"
Problemy te zdaje się na szczęście dostrzegać Rada Polityki Pieniężnej. Członek RPP Rafał Sura w podesłanej do PAP wypowiedzi uważa, że "zaostrzanie polityki pieniężnej w Polsce nie może nadmiernie schłodzić gospodarki i doprowadzić do znacznego wzrostu bezrobocia, czy scenariusza stagflacji w Polsce".
"Krajowa koniunktura będzie pod wpływem negatywnego szoku podażowego będącego efektem nałożenia skutków agresji zbrojnej Rosji przeciw Ukrainie na wcześniejsze wzrosty cen surowców energetycznych na rynkach światowych i uprawnień do emisji CO2 oraz zaburzeń w łańcuchach dostaw. W dalszym horyzoncie w większym stopniu niekorzystnie na perspektywy wzrostu gospodarczego będzie oddziaływać oczekiwane spowolnienie aktywności za granicą oraz istotny spadek napływu funduszy europejskich po zakończeniu wydatkowania środków z perspektywy UE na lata 2014-2020. Dlatego też, zaostrzając politykę pieniężną w Polsce, nie możemy nadmiernie schłodzić gospodarki i tym samym doprowadzić do znacznego wzrostu bezrobocia, czy zmaterializowania się, na dzień dzisiejszy mało prawdopodobnego, scenariusza stagflacji w Polsce" – napisał Sura.
"Jednocześnie w najbliższym okresie istotnie wzrośnie napływ uchodźców z Ukrainy do Polski, konsekwencją ich napływu będzie wzrost popytu, który w zależności od formy wydatków może być klasyfikowany jako spożycie, eksport netto, czy inwestycje" – dodał.
Jak wskazał Sura, w kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej nie można przewidzieć rozwoju przyszłych zdarzeń gospodarczych, wobec czego oczekiwanie od przedstawicieli władz monetarnych deklaracji o ile i w jak długiej perspektywie stopy procentowe będą szły w górę jest niecelowe.
"We własnym imieniu mogę powiedzieć, że stopy będziemy podnosić w skali i tempie adekwatnym do napływających danych makroekonomicznych. Zaś celem zaostrzania polityki pieniężnej pozostaje niezmiennie sprowadzenie inflacji w granice celu, tj. poniżej 3,5 proc. w średnim okresie i jednoczesne zapobieganie, nie mającej nic wspólnego z mocnymi fundamentami polskiej gospodarki, deprecjacji złotego" – zaznacza członek RPP.