Centralny Szpital Kliniczny przy ul. Banacha w Warszawie to największa placówka w Polsce. Ma 18 klinik, blisko 600 lekarzy oraz blok operacyjny na 23 sale. Jest też zakwalifikowany do najbardziej specjalistycznych placówek w kraju. - Takie szpitale powinny przyciągać wszystkich fachowców, jednak młodzi lekarze odchodzą stąd w zastraszającym tempie, pielęgniarki nie chcą tu pracować. Nie podoba im się wiele rzeczy, z pieniędzmi włącznie, ale atmosfera w pracy też nie jest bez znaczenia - mówi w rozmowie z TOK FM doświadczony lekarz.
Dyrektor szpitala Robert Krawczyk potwierdza rozgłośni, że część sal operacyjnych stoi pustych. Przyznaje, że najbardziej doskwierają braki instrumentariuszek i pielęgniarek anestezjologicznych. Brakuje też samych anestezjologów. Dodaje, że od jakiegoś czasu kilka sal - raz pięć, innym razem siedem - jest nieużywanych. Dopytywany o doniesienia, że ta liczba sięgnęła nawet dziewięciu sal, nie zaprzecza. Zaznacza jednak, że operacje, które nie mogą czekać, są wykonywane natychmiast.
TOK FM powołuje się na jednego z chirurgów, który twierdzi, że lekarze zostali poinstruowani, by operacje, które mogą poczekać, przeciągać w czasie. Dowiedzieli się, że tegoroczny ryczałt - czyli pieniądze na funkcjonowanie szpitala - jest wykonywany na poziomie ponad 100 proc. i trzeba zaciskać pasa. - W placówce takiej jak nasza ogromna liczba operacji teoretycznie może zaczekać. Planujemy je więc tak, by pieniędzy przyznanych w ramach ryczałtu starczyło, ale to skutkuje wydłużeniem kolejek - mówi.
Dyrektor Krawczyk potwierdza, że to kolejny z powodów wstrzymywania pracy sal operacyjnych. Prognozy mówią, ile operacji da się wykonać w ramach przyznanych środków. Gdyby blok operacyjny pracował pełną parą, to szpital musiałby do zabiegów dokładać i się zadłużać. Każdy dyrektor szpitala wie, że w obecnym systemie rozliczeń odzyskanie tych pieniędzy od NFZ jest praktycznie niemożliwe.
Czytaj także: Służba zdrowia. Lekarze bez ubezpieczenia
Centrum Kliniczne przy Banacha ma ponad 800 mln zł długu i - mimo cięć - nie udaje się powstrzymać powiększającej się dziury. Dyrektor Krawczyk zaznacza, że gdyby ryczałt był wyższy, stanąłby na głowie, by ściągnąć do siebie personel. Jednak z takim ryczałtem jakim dysponuje, nie może pozwolić sobie na zwiększanie liczby operacji.
Krzysztof Madej z Naczelnej Rady Lekarskiej puste sale operacyjne określa mianem "marnotrawstw", jednak podkreśla, że nie jest problem jednego szpitala, a całego systemu. A o jego rozwiązanie trzeba pytać ministerstwo zdrowia.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl