Raport "The Future of European Competitiveness" (Przyszłość konkurencyjności Europy), przygotowany pod przewodnictwem Mario Draghiego, byłego prezesa Europejskiego Banku Centralnego, a później premiera Włoch, odbił się szerokim echem. Najwięcej uwagi przykuła jego rekomendacja, aby podwyższyć stopę inwestycji w UE do około 27 proc. PKB z 22 proc. obecnie. To wymagałoby przeznaczenia na ten cel dodatkowo około 800 mld euro rocznie.
W tym tygodniu KE udostępniła listę podmiotów, z którymi konsultowali się autorzy raportu. Jest na niej około 230 indywidualnych ekspertów, instytucji międzynarodowych, think-tanków, organizacji i przedsiębiorstw. To m.in. wybitni ekonomiści, jak Daron Acemoglu i Olivier Blanchard, organizacje takie jak Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy OECD, a także globalne koncerny z różnych branż: BASF, Amazon, Google czy Maersk.
Kogo zabrakło na liście konsultantów
Wykaz nie obejmuje jednak ani jednej osoby lub podmiotu z krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Na platformie X (dawniej Twitter) zwróciła na to uwagę Velina Tchakarkova, strateżka geopolityczna, była dyrektorka wiedeńskiego think-tanku AIES.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Ani jedna osobistość z Europy Środkowo-Wschodniej nie była przepytywana przez zespół Draghiego w sprawie ponurego stanu Europy. Ponownie jesteśmy przedmiotem czyichś błędnych decyzji" – napisała. "Stąd ten ponury obraz namalowany przez ekonomistów. Pewien region rozwija się szybko, ale to nie jest rdzeń strefy euro" – skomentował wpis Tchakarovej Piotr Arak, główny ekonomista VeloBanku.
Pominięcie ekspertów z naszego regionu oburzyło też dr hab. Marcina Piątkowskiego, profesora Akademii Leona Koźmińskiego, autora książki "Złoty wiek. Jak Polska została europejskim liderem wzrostu i jaka czeka ją przyszłość". To opis źródeł sukcesu gospodarczego Polski, który – zdaniem Piątkowskiego – nie jest na świecie wystarczająco znany.
"Smutno i wstyd, że raport Draghiego powstał bez udziału żadnego Polaka. Smutno, bo pokazuje to gigantyczną ignorancję zachodnich elit, które chyba nie słyszały o polskim cudzie gospodarczym; wstyd, bo pokazuje to, jak mało się liczymy w europejskiej debacie ekonomicznej, mimo że od 35 lat jesteśmy europejskim liderem wzrostu" – napisał ekonomista.
Jego zdaniem kraje z Europy Środkowo-Wschodniej powinny napisać własny raport o konkurencyjności UE, który miałby więcej sensu niż raport sporządzony przez autorów z państw, które są często pogrążone w stagnacji.
Historyczne sukcesy nie muszą się powtarzać
Podejścia byłego prezesa EBC można też jednak bronić. Po pierwsze, wśród instytucji, z którymi autorzy raportu się konsultowali, są takie, które mają wiedzę na temat całej Europy (Międzynarodowy Fundusz Walutowy, OECD, Bank Światowy), a nawet takie, których działalność koncentruje się na Europie Środkowo-Wschodniej (Europejski Bank Odbudowy i Rozwoju). Nie jest też jasne, czy zespół Draghiego nie zgłosił się do żadnego podmiotu z naszego regionu, czy też zgłosił się, ale nie uzyskał odpowiedzi. Zapytaliśmy o to autorów, ale do czasu publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Po drugie, kraje naszego regionu rozwijały się w ostatnich dekadach znacznie szybciej niż państwa Zachodniej Europy, ale spora część tego wzrostu była konsekwencją integracji z Zachodem i związanej z tym konwergencji. Te mechanizmy – np. duży napływ inwestycji zagranicznych, napędzany początkowo tanią siłą roboczą - nie mogą być źródłem wskazówek, co powinny zrobić wysokorozwinięte kraje Europy, aby odzyskać wigor. Co więcej, pozostając przy własnych walutach, największe gospodarki naszego regionu zachowują instrumenty polityki gospodarczej, które dla państw strefy euro są niedostępne.
Jednocześnie w naszej krajowej debacie na temat tego, co zrobić, aby podtrzymać szybki wzrost gospodarczy w przyszłości, pojawiają się często dokładnie te same rekomendacje, które formułuje zespół Draghiego, np. podwyższenie stopy inwestycji, w tym w szczególności zwiększenie nakładów na badania i rozwój, oraz przyspieszenie transformacji energetycznej.
Czego Europa Wschodnia może nauczyć Europę Zachodnią?
"Pełna zgoda. Każdy lamentuje, że nikt o nic nas nie pyta, ale nikt się nie zastanawia, co byśmy mieli takim Włochom czy Hiszpanom powiedzieć. Obniżcie wiek emerytalny? Opóźniajcie transformację energetyczną? Utrzymujcie niskie podatki dla najbogatszych?" – napisał na X (w odpowiedzi na komentarz niżej podpisanego) Mateusz Urban, ekonomista z firmy analitycznej Oxford Economics.
Z tym punktem widzenia nie zgodził się z kolei Piotr Lewandowski, prezes Instytutu Badań Strukturalnych. "Akurat Włochom przydałaby się refleksja dlaczego Europa Środkowo-Wschodnia zaraz ich przegoni i rozwinęła tzw. skilled tradable services (sektor usług wymagających kwalifikacji i podlegających wymianie międzynarodowej – red.) a oni nie; a Niemcom refleksja czemu Polska ma lepsze cyfrowe usługi prywatne i publiczne" – zauważył na X.
Wykaz podmiotów odpytanych przez zespół Draghiego na potrzeby raportu spotkał się z krytyką także w Europie Zachodniej. Tam jednak niektórym komentatorom nie spodobało się to, że autorzy publikacji skonsultowali się z licznymi koncernami i organizacjami biznesowymi, i tylko jednym związkiem zawodowym.
Grzegorz Siemionczyk, główny analityk money.pl