Dziś rozgrywki esportowe ogląda więcej osób niż finał Super Bowl. Rynek jest wart ok. 1 mld dolarów, a wartość kontraktów sponsorskich to 456 mld dolarów. Esport już dawno temu wszedł do mainstreamu.
Pula nagród w katowickich rozgrywkach IEM w 2019 roku wynosi 1 mln dolarów. W tym roku imprezę może odwiedzić nawet 170 tys. osób. W przeddzień turnieju odbyła się konferencja Global Esports Forum, podczas której liderzy branży rozmawiali o przyszłych trendach w sportach elektronicznych.
- IEM to impreza, która wraca do Katowic co roku. Poza fanami esportu gości dużą grupę biznesową. Mówimy nawet o 5 tys. osób. To dla nich ważne, aby móc nie tylko obserwować rozgrywki i chłonąć emocje, ale też dowiedzieć się, czym jest rynek i lepiej go zrozumieć – powiedział Wirtualnej Polsce dyrektor zarządzający ESL Polska, Aleksander Szlachetko.
Aby zrozumieć rynek, trzeba poznać jego uczestników. Tylko w Polsce jest ok. 3 mln entuzjastów rozgrywek esportowych. Pod tym kątem jesteśmy czwartym krajem na świecie (na pierwszym miejscu jest Korea Południowa, a za nami Stany Zjednoczone). Mówimy o ludziach młodych, wykształconych, którzy nieźle zarabiają. Do tego mają jedną, szczególnie ważną dla marketerów cechę – poświęcają swojej pasji dużo uwagi.
Szacuje się, że podczas weekendu fani esportu spędzają średnio 80 min. na oglądaniu transmisji meczów w internecie. To bardzo dużo. Dla firm to okazja do ekspozycji. Nic dziwnego, że podczas takich imprez jak IEM oprócz firm z branży komputerowej obecne są Pepsi, Wedel, Vodafone, Mercedes, DHL czy Lotto.
- Esport ma bardzo dużo wspólnego z tradycyjnym sportem. Media, dystrybucja biletów, sprzedaż gadżetów. Wszystko, co dotyczy zaangażowania fanów, jest bardzo ważne. Różnica polega na tym, że w esporcie o wiele większe znaczenie dla biznesu ma sprzedaż cyfrowych rozwiązań. Inne zasady dotyczą też transmisji. – Nasza publiczność jest głównie w internecie i mamy niewiele umów partnerskich z nadawcami. Jednak biznes to wierzchołek esportu. Poniżej mamy turnieje, które odbywają się w różnych miejscach, i w których nie chodzi o pieniądze, a o rywalizację – tłumaczył w rozmowie z Wirtualną Polską Ralf Reichert, prezes ESL.
Esport rośnie w siłę. Rosną też nakłady na te dyscyplinę. Branżą interesują się rządy i politycy. Przykład? Chińczycy wydali 2 miliardy juanów na projekt Hangzhou. Jest to nie tylko ośrodek esportowy, ale też uczelnia i centrum biznesowe połączone ze szpitalem. Rząd Węgier również nie szczypie się z wydatkami na esport. Na lokalny event – V4 Future Sports Festival – wydano 6 mln euro z państwowej kasy.
- Rządzący w końcu dostrzegają korzyści, jakie przynoszą inwestycje w esport. Widać to na przykładzie Katowic, gdzie dzięki Intel Extreme Masters, przyjeżdża więcej turystów i rośnie zatrudnienie. W przyszłym roku wydatki na esport na pewno będą wyższe. Może nie dwukrotnie, ale na pewno zaobserwujemy duży wzrost rządowych nakładów na esport – mówił podczas panelu eksperckiego Graham Ashton, reaktor The Esports Observer.
Wiceprezes Intela Frank Soqui, zwrócił uwagę, że esport ma dużo wspólnego z tradycyjnym sportem. Chodzi m.in. o element rywalizacji. Różnica dotyczy zaangażowania publiczności.
- Esport jest o wiele bardziej interaktywny. Gracze, którzy oglądają rozgrywki, mogą angażować się jako bohater niezależny (non-player character) – przyp. red.). Ponadto, mają możliwość nagradzania swoich ulubionych zawodników. Esport to rozrywka nowej generacji – tłumaczył Frank Soqui.
Niccola Piggott, twórczyni The Story Mob, skupiła się w swoim panelu podczas GEF na społeczności esportowej. Jak wyjaśniała, to połączenie kilku elementów: ludzi, technologii, gier i potrzeby rywalizacji. Zaznaczyła, że teraz jest dobry moment, aby fani esportu wyszli z cienia.
- Sport ma wiele wieków tradycji. Esport jest wciąż niemowlakiem. Powinniśmy zatem aktywnie tworzyć własną mitologię o zdobywaniu nowych umiejętności, poświęceniu i walce. My, esportowcy, jesteśmy pięknymi dziwakami, którzy zasługują na szacunek – podsumowała swoje wystąpienie Niccola Piggott.
Eksperci mówili też o ciemnych stronach esportu, jak korupcja, doping czy ustawianie meczów. Czyli de facto tych samych, z którymi mierzą się działacze związani z tradycyjnym sportem. Może czas połączyć siły?
- Drogi sportu i esportu krzyżują się. Sport może nauczyć się, jak angażować publiczność. A ekosystem esportowy może zyskać wiedzę o tym, jak dbać o swoich zawodników, by stali się atletami prezentującymi najwyższy poziom – mówił doradca esportowy, Nicolas Besombes.
Z kolei wicepreses ESL Michał Blicharz dodał: - Czy esport poradzi sobie bez igrzysk olimpijskich? Poradzi. Ale może też dużo zyskać. Dzięki obecności na igrzyskach esport mógłby zdobyć powszechną akceptację. Byłby to ważny krok w stronę mainstreamu.