W środę marszałek Sejmu Szymon Hołownia ogłosił, że wybory prezydenckie odbędą się 18 maja. Ewentualna druga tura zostanie zorganizowana 1 czerwca. Choć poznaliśmy terminarz, to formalnie marszałek Sejmu zarządzi wybory 15 stycznia. Termin wyborów zaproponowany przez Hołownię oznacza, że czas na rejestrację komitetów wyborczych (po zebraniu 1 tys. podpisów) mija 24 marca. Z kolei do 4 kwietnia trwa termin na zgłaszanie kandydatów (po zebraniu 100 tys. podpisów).
Nasi rozmówcy zwracają uwagę, że już wtedy mogą się pojawić pierwsze problemy, wynikające z nieuznawania Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN (IKNiSP SN). Wystarczy, że PKW odmówi rejestracji jednego z komitetów czy kandydatów. Będzie skarga do izby, zgodnie z procedurą, a izba nakaże PKW uwzględnienie kandydata przy drukowaniu kart do głosowania. Albo PKW odrzuci werdykt izby, albo go przyjmie, ale wówczas decyzji PKW nie uzna obóz rządzący.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Szymon Hołownia sam przyznaje, że obawia się, iż wskutek prawnego zamieszania okaże się, że mamy nie jednego nowo wybranego prezydenta, ale kilku, w zależności od tego, która strona politycznego sporu kogo uzna.
Rozmowy na temat SN w kampanii
W związku z rodzącymi się ryzykami, trwa lub planowana jest seria spotkań w tej sprawie. W środę w gabinecie marszałka Sejmu pojawił się szef PKW Sylwester Marciniak. Rozmowa dotyczyła nie tylko terminów związanych z uruchomieniem kalendarza wyborczego, ale także pomysłów na uniknięcie problemów z ważnością majowych wyborów. Przełomu jednak nie ma.
W przyszły czwartek z kolei przedstawiciele PKW spotkają się z I Prezes SN Małgorzatą Manowską. Ze strony PKW udział mają wziąć: przewodniczący Sylwester Marciniak, jego zastępcy Konrad Składowski i Wojciech Sych oraz Ryszard Balicki, który zgłosił się z inicjatywą takiego spotkania. Ma ono dotyczyć kwestii pracy Sądu Najwyższego w kontekście wyborczym. Formalnie to spotkanie prezydium PKW i wnioskodawcy tej inicjatywy, choć taki format powoduje, że w składzie nie znajdą się członkowie PKW głosujący przeciwko ostatniej uchwale przyjmującej sprawozdanie komitetu wyborczego PiS na podstawie orzeczenia IKNiSP SN.
Jak słyszymy w Sądzie Najwyższym, I Prezes Małgorzata Manowska wysłucha, co PKW ma jej do powiedzenia. Ale nie ma co spodziewać się rewolucji. Stoi ona na stanowisku, że może poruszać się na podstawie ustawy o Sądzie Najwyższym, a z tej wynika, że to Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych rozpatruje sprawy wyborcze. Nie wygląda więc, by spotkanie miało przynieść jakiś przełom.
Prace w Sejmie
W środę Sejm rozpoczął prace nad projektem tzw. ustawy incydentalnej Szymona Hołowni, która proponuje, by o ważności najbliższych wyborów prezydenckich zdecydowały inne izby Sądu Najwyższego niż kwestionowana Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w całości złożona z tzw. neosędziów (pochodzących z nadania Krajowej Rady Sądownictwa po 2018 roku).
- Gdyby nie to, że sytuacja, przed którą stoimy, jest dramatyczna, nie wychodzilibyśmy z takim projektem - przyznaje współpracownik Szymona Hołowni. Ale właśnie o to pretensje do Polski 2050 ma polityk KO, z którym rozmawiamy. - Póki wszyscy podchodzili do sprawy w sposób jednoznaczny, tzn. nie uznajemy kwestionowanej izby SN i neosędziów, póty wiadomo było, jak sprawę komunikować. Odkąd Hołownia wyszedł ze swoją inicjatywą, sprawa nabrała dynamiki, rozgorzała dyskusja i już sam nie wiem, co mam mówić w tej sprawie - przyznaje rozmówca z KO.
Na ten moment ustawy Hołowni nie popiera Lewica, z kolei Koalicja Obywatelska szykuje poprawki - w tym jedną, przewidującą dopuszczenie do orzekania w sprawach wyborczych wyłącznie sędziów z odpowiednio długim stażem (co miałoby wyeliminować neosędziów). - To jednak i tak buksowanie w miejscu, bo takiej ustawy i tak nie podpisze Andrzej Duda - przekonuje senator KO.
Nie ma też szans na to, by ustawę poparł PiS. - Jeśli przestaniemy uznawać IKNiSP, to w takim razie nielegalne jest wszystko, co stało się po 2015 roku, gdy odchodzący rząd PO-PSL wybrał "na zapas" sędziów Trybunału Konstytucyjnego, od czego wszystko się zaczęło - przekonuje nasz rozmówca z Prawa i Sprawiedliwości. Partia Jarosława Kaczyńskiego zgłosiła wniosek o odrzucenie projektu w pierwszym czytaniu. - Ale żaden inny klub tego wniosku nie poparł, to dobry prognostyk - ocenia współpracownik Szymona Hołowni.
Alternatywne pomysły
W tle pojawiają się alternatywne pomysły. Szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz wyszedł z propozycją, by o ważności wyborów orzekał Trybunał Stanu. - Do tego jest wymagana oczywiście zmiana konstytucji, zmiana ustaw. Jesteśmy na to gotowi, mamy jeszcze na to czas – mówił w środę na konferencji prasowej. - Nie będzie dyskusji o takich czy innych sędziach, nie będzie żadnych wątpliwości, bo Trybunał Stanu, jego skład, nie budzi dzisiaj żadnych wątpliwości - dodał.
Ale na te propozycje sceptycznie patrzą koalicjanci. Rozmówca z Polski 2050 zwraca uwagę, że zmiany o charakterze konstytucyjnym zajmują dużo czasu, a takiego komfortu nie ma. Z kolei osoba z KO przypomina, że na czele Trybunału Stanu stoi I Prezes SN Małgorzata Manowska, której pozycja również jest kwestionowana. - W ten sposób zdawalibyśmy się na jej dobrą lub złą wolę - podkreśla rozmówca z KO.
Szef PKW Sylwester Marciniak podchodzi do sprawy pryncypialnie. - Póki co, konstytucja mówi, że to Sąd Najwyższy stwierdza ważność wyborów. Kodeks wyborczy też odwołuje się do Sądu Najwyższego, a ustawa o Sądzie Najwyższym wyraźnie wskazuje, że sprawy dotyczące wyborów, ich ważności, protestów wyborczych należą do Izby Kontroli Nadzwyczajnych. Dopóki nie zmieniają się przepisy rangi ustawowej, to pomysły Trybunał Stanu, Trybunał Konstytucyjny, może Trybunał Europejski, te wszystkie pomysły niestety nie są zgodne z prawem - tłumaczy Sylwester Marciniak.
Osobnym kłopotem może być też to, że te recepty nie usuwają wątpliwości zwolenników usunięcia IKNiSP SN z procesu wyborczego. Z KO słychać, że to prezes Manowska powinna zadbać o rozwiązanie problemu i wyznaczać takie składy, które nie będą budziły wątpliwości, ale wobec stanowiska I Prezes, że w tych sprawach wykonuje ustawę o SN, to także mało realne wyjście z sytuacji. Nie można wykluczyć jednak kryzysu w trakcie kampanii wyborczej lub po jej zakończeniu, jeśli decyzje SN w sprawach wyborczych będzie kwestionowała któraś ze stron politycznego sporu.
Grzegorz Osiecki Tomasz Żółciak, dziennikarze money.pl