Wciąż nie ma polsko-czeskiego porozumienia, które mogłoby oddalić widmo wstrzymania działalności kopalni Turów. Każdy dzień funkcjonowania kopalni oznacza, że Polska nie zastosowała się do nałożonych przez TSUE tzw. środków tymczasowych. A za taką niesubordynację jest przewidziana kara w wysokości 500 tysięcy złotych dziennie. Jak zatem rząd Mateusza Morawieckiego mógłby rozwiązać ten problem?
- Przede wszystkim trzeba usiąść i zacząć z Czechami rozmawiać, a nie zamiatać problem pod dywan. Prawda jest taka, że na początku rząd miał złych prawników, przyjął złą strategię i wyszedł z założenia, że potraktuje Czechów tak samo, jak nas wszystkich w Polsce, czyli będzie bagatelizować problem - mówi money.pl posłanka Paulina Hennig-Kloska z Polska2050.
Kopalnie odkrywkowe to zagrożenie dla środowiska
- Każda kopalnia brunatna powoduje istotne problemy hydrologiczne. Ja pochodzę z takiego regionu Wielkopolski, gdzie wskutek wydobywania węgla brunatnego zaczynają zanikać nam jeziora. Ten proces postępuje i powoduje, że najpierw giną nam wody podziemne, potem powierzchniowe i globalnie zaczyna się problem z suszą hydrologiczną na danym terenie. A jeszcze ten problem potęgują globalne ocieplenie oraz wzrost urbanizacji danego terenu - opowiada nasza rozmówczyni.
Jak zatem rozwiązać sprawę Turowa i uniknąć scenariusza wielkopolskiego? Posłanka uważa, że przede wszystkim w przyszłorocznym budżecie rządzący powinni wygospodarować środki na naprawę szkód środowiskowych, które powstają wraz z wydobyciem węgla brunatnego. Zapowiada, że jej ugrupowanie podniesie tę kwestię w trakcie prac parlamentarnych.
Węgiel można zwieźć, ale kopalni zamykać nie należy
Paulina Hennig-Kloska zwraca też uwagę, że europejski Trybunał nie nakazał Polsce całkowitego wstrzymania pracy elektrowni. - TSUE mówi o wstrzymaniu wydobycia węgla, ale nie o wyłączeniu elektrowni. Do Turowa można dowieźć węgiel z innych terenów - stwierdza.
Poza tym wyłączenie spornej elektrowni spowodowałoby jeszcze większy deficyt energetyczny Polski, a to z kolei niosłoby za sobą ryzyko dalszego uzależnienia krajowej gospodarki od energii importowanej. Nasza rozmówczyni zwraca uwagę na jeszcze jeden problem.
- Ale wyłączenie kopalni z dnia na dzień też nie jest łatwe i mogłoby pogorszyć sytuację hydrologiczną w tym regionie, bo ten opustoszały zbiornik zacząłby napełniać się wodą - przestrzega posłanka.
Dlatego też - w jej ocenie - jak najszybciej trzeba wypracować plan rekultywacji środowiska, jego konspekt skonsultować z Czechami, a następnie zabezpieczyć na ten cel środki w budżecie.
Inflację mógłby wyhamować rząd, ale tego nie robi
Brak zabezpieczenia środków na poczet rekultywacji to niejedyny zarzut Hennig-Kloski wobec przyszłorocznego budżetu. - Rząd w budżecie na przyszły rok nie odpowiada na podstawowe wyzwania. W ustawie nie ma mowy o tym, jak minister finansów zamierza przywracać stabilność w polityce monetarnej i fiskalnej państwa. A mamy problem, bo dług nam rośnie do blisko 1,5 bln złotych - zwraca uwagę posłanka.
- Rząd przekonuje, że ten deficyt opanował, że uszczelnił regułę wydatkową, ale zapomina powiedzieć, że wciąż ma otwarte dwa źródła zadłużenia: emisję obligacji przez Polski Fundusz Rozwoju i emisję obligacji przez Bank Gospodarstwa Krajowego. Nie wiemy, czy rząd będzie z nich dalej korzystać i tym samym dalej zwiększać zadłużenie poza regułą wydatkową i poza ustawą budżetową - punktuje.
Przede wszystkim też rządzący nie dość stanowczo przeciwdziałają galopującej drożyźnie. Samo podniesienie stawek stóp procentowych jest - zdaniem naszej rozmówczyni - spóźnione i nie schłodzi rozgrzanej gospodarki. Podkreśla, że lód mógłby przyłożyć rząd, gdyby zdecydował się na obniżenie podatków i opłat na najbardziej strategiczne towary i surowce.
- Rząd ma masę narzędzi, by przeciwdziałać inflacji. Przykładowo w cenie benzyny cena rafinerii odpowiada za niewiele ponad 40 proc. Ponad 50 proc. każdego litra benzyny stanowią podatki, to jest VAT, akcyza, opłata paliwowa, opłata emisyjna i marża, w tak trudnych czasach rząd powinien je obniżyć - zaznacza Paulina Hennig-Kloska i przypomina, że przed dekadą Jarosław Kaczyński mówił, że do takiego ruchu należy mieć polityczną odwagę.
- Musimy to w końcu zrozumieć, że wyższe zyski Orlenu to jest wyższa cena paliwa, którą płacimy na stacjach. Rząd nie powinien się tym chwalić, a wręcz przeciwnie, powinien milczeć na ten temat, bo drenują w ten sposób nasze portfele i jeszcze kupują za to spółki medialne - punktuje.
Trzecim czynnikiem, który mógłby wyhamować inflację, jest wzmacnianie złotego. Ekonomiści jednak podkreślają, że obecnie walutę osłabiają czynniki polityczne, takie jak walka z Komisją Europejską