Niedawno w rozmowie z money.pl były premier i minister finansów Marek Belka wskazywał, że rząd doprowadził do przegrzania gospodarki. Efektem jest równoczesne spowolnienie wzrostu PKB i przyspieszenie podwyżek cen.
O tym, jak uciążliwa jest inflacja, wszyscy wiedzą. Nieco inaczej jest z PKB. Choć dynamika wzrostu tego wskaźnika zmalała z ponad 5 proc. w 2018 roku poniżej 4 proc. obecnie, dla niektórych to tylko statystyka. Efekty spowolnienia są jednak odczuwalne w wielu aspektach, także przez przeciętnego Kowalskiego.
Twarde dane
Jakie to efekty? Na pojawienie się wolnych mocy produkcyjnych na Twitterze uwagę zwrócili ekonomiści mBanku.
Z pozoru pojęcie wolnych mocy produkcyjnych jest bardzo specjalistyczne i ma się nijak do portfeli Polaków, ale Piotr Bartkiewicz w rozmowie z money.pl wskazuje, że wiele miesięcy temu produkcja przestała rosnąć, a jednocześnie firmy zatrudniały nowych pracowników.
Co to oznacza? Firmy nie wykorzystują całego swojego potencjału. I to są właśnie wolne moce produkcyjne, których przybywa, a więc firmy są mniej efektywne. Jeśli firmy są mniej efektywne, mniej chętnie zatrudniają nowych pracowników.
- Widać to w różnych statystykach. Spada liczba ofert pracy, jest mniej wakatów, a w ankietach widać, że odsetek przedsiębiorców chcących zwiększać zatrudnienie jest mniejszy i systematycznie spada - wskazuje Bartkiewicz.
Według wyników kwartalnego badania popytu na pracę GUS na koniec września liczba wolnych miejsc pracy wyniosła 148,6 tys. i była o 5,4 proc. niższa niż rok wcześniej. Wolnymi miejscami pracy dysponowało niecałe 49 tys. firm, czyli mniej więcej co dwudziesta.
To - jak wskazuje ekonomista mBanku - przekłada się też na wolniejszy wzrost płac i mniejszą siłę przetargową pracowników przy wnioskowaniu o podwyżki. Na przełomie 2018-2019 roku przeciętne wynagrodzenie rosło w tempie około 8 proc. Teraz to około 6 proc., a w ubiegłym roku był miesiąc, w którym dynamika spadła do 5,3 proc.
- Płace rosną wolniej, bo przedsiębiorcy wiedzą, że w związku ze spowolnieniem mogą sobie na mniej pozwolić. Z drugiej strony pracownicy też zdają sobie sprawę co się święci. Widać to w twardych danych i różnych sondażach - komentuje Piotr Bartkiewicz.
Gorsze nastroje
Przykładem ankiety, która potwierdza, że konsumenci odczuwają spowolnienie w gospodarce, jest wyliczany przez GUS Bieżący Wskaźnik Ufności Konsumenckiej (BWUK). Tworzony jest jako średnia ocen zmian sytuacji finansowej gospodarstw domowych, zmian ogólnej sytuacji ekonomicznej kraju oraz dokonywania obecnie ważnych zakupów.
BWUK może przyjmować wartości od -100 do +100. Jeżeli jego wartość jest dodatnia, oznacza to, że konsumenci nastawieni optymistycznie mają liczebną przewagę nad konsumentami nastawionymi pesymistycznie.
Choć ciągle przeważa optymizm (dodatnia wartość wskaźnika - w styczniu 3,7 pkt), widać że gaśnie, a w ostatnich kilku miesiąca BWUK wyraźnie stracił na wartości. Jest na najniższym poziomie od początku 2019 roku.
Podobnie jest tworzony wskaźnik syntetyczny koniunktury gospodarczej z tą różnicą, że pokazuje zmiany zachodzącej w przedsiębiorstwach z branży przemysłowej, budownictwa, handlu detalicznego i usług. Tu jednak punktem odniesienia jest wartość 100 pkt, a ostatnio indeks spadł poniżej tego poziomu.
- Od pewnego czasu widać pogorszenie nastrojów w przedsiębiorstwach. Pod pewnymi względami oceny bieżącej sytuacji są tak złe jak w 2013 roku. Jeśli wierzyć np. indeksowi PMI, to jesteśmy w najgorszej sytuacji od 2009 roku. To jednak przesada - podkreśla Piotr Bartkiewicz.
Spowolnienie daje się już we znaki i wszystko wskazuje na to, że nie będzie lepiej. Z prognoz ekonomistów bankowych wynika, że w 2020 roku dynamika PKB Polski znajdzie się w przedziale 3-3,7 proc. Ceny zaś przyspieszą do 2,3-3,1 proc. Niskie powinno pozostać bezrobocie (5-5,5 proc.).
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl