Pomysł na obsianie pola konopi pojawił się za sprawą sklepu z ekologiczną żywnością, który prowadzą rodzice Piotra Masionka. Pole i tak stało odłogiem przez przeszło 20 lat, dlatego cała rodzina stwierdziła, że równie dobrze może je zaangażować na próbę.
- Sam jestem studentem rolnictwa. Chciałem jednak prowadzić swoją praktykę rolniczą z roślinami znacznie ciekawszymi i o wiele bardziej wszechstronnymi niż np. szeroko uprawiane popularne zboża. Krok po kroku i wyszedł pomysł, że jeżeli konopie siewne to jest taka dobra roślina pod wieloma względami, a produkty z niej są dosyć kosztowne, to czemu nie spróbować uprawy? - mówi Piotr Masionek na co dzień mieszkający w Warszawie.
Na początek biurokracja
Dane amerykańskiej firmy analitycznej New Frontier Data potwierdzają spostrzeżenia naszego bohatera. Z raportu, który przywołuje "Wprost", wynika, że globalny rynek konopi w 2018 roku osiągnął wartość 3,7 mld dolarów. Na koniec 2020 roku miał natomiast urosnąć o kolejne 2 mld. Europa posiada w nim jedną trzecią udziałów.
Najpierw jednak chętny do obsiania pola nasionami konopi musi zmierzyć się z machiną biurokratyczną. Uprawa konopi siewnych (włóknistych) podchodzi bowiem pod ustawę o przeciwdziałaniu narkomanii, więc przed uprawą należy wystąpić o pozwolenie do gminy, na której terenie znajduje się pole, które chcemy przekazać pod uprawę.
Złożenie wniosku kosztuje 30 złotych. Gmina ma miesiąc na odpowiedź, a w wyjątkowych sytuacjach - dwa. Schody zaczynają się w przypadku dokumentów, które trzeba złożyć jako załączniki.
Potrzeba m.in. wypisu z rejestru gruntów od wojewódzkiego urzędu marszałkowskiego potwierdzającego status właścicielski gruntu (kosztuje on 50 złotych) czy wypisu z rejestru karnego, który zapewnia, że składający wniosek nie ma na koncie wykroczeń na podstawie ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii (30 złotych).
- Trzeba również załączyć faktury z zakupu nasion, etykiety nasion. Następnie musisz napisać szereg oświadczeń, w których potwierdzasz, że zdajesz sobie sprawę, że uprawa roślin od pewnego stężenia jest zakazana, że przetworzysz towar we własnym zakresie i masz do tego zaplecze. Musisz też załączyć dokumentację, że rzeczywiście to zaplecze posiadasz. Ewentualnie musisz załączyć umowy kontraktacji skupu surowca - tłumaczy Masionek.
- Jest sporo dokumentów, które trzeba załączyć i jest to po prostu uciążliwe. Łącznie bowiem są dwie strony wykazu załączników. Za pierwszym razem, jak się to robi, to jest po prostu dużo biegania i zastanawiania się, gdzie, co i jak trzeba załatwić - dodaje. Pozwolenie jest na rok, więc co sezon trzeba o nie występować.
Krok drugi: uważaj na sąsiadów
Kiedy już uda się dopełnić formalności i pozwolenie jest już w naszych rękach, to można działać. Pole naszego rozmówcy wymagało przygotowania pod zasiew, ponieważ przez lata stało nieużytkowane. Przez koronawirusa znacząco opóźniła się jednak dostawa nasion, sprowadzonych z Włoch, Węgier i Finlandii.
Nie spóźniła się natomiast firma, która miała przygotować pole. Efekt był taki, że rodzina zapłaciła za przygotowanie pola, a potem sama musiała je przygotować jeszcze raz. Na polu bowiem znów pojawiły się chwasty.
Po zasianiu większe kłopoty niż natura… sprawiali sąsiedzi. Cięższą przeprawą dla uprawy od szkodników i chwastów okazały się kradzieże. Nie pomogły tabliczki z informacjami o rodzaju uprawy.
- Mieliśmy trzy przypadki kradzieży. Straty z tego powodu były spore. Mieliśmy trzy odmiany konopi, więc jedną to w zasadzie nam rozkradli całą. Myślę, że właśnie straty z tytułu kradzieży można szacować na ok. jedną trzecią zasiewu - wylicza nasz rozmówca.
Sprawdź: Podwyżki cen prądu najwyższe w Polsce i na Litwie. W wielu krajach stawki spadły
- Uwzględnić trzeba też ludzi, którzy, jak tylko zobaczą konopie siewne, to nie interesują ich tabliczki. Od razu sięgają po telefon i dzwonią na policję z informacją o nielegalnej uprawie roślin. Dlatego też warto wcześniej uprzedzić lokalny komisariat, że w tym miejscu zasadzisz konopie, bo masz na to pozwolenie - radzi Masionek.
Następnym problemem są osoby, które chcą skorzystać z okazji i na legalne pole "dokładają" nielegalne rośliny. A przy ewentualnej kontroli za całość będzie odpowiadać właściciel ziemi. Grozić za to może do trzech lat więzienia, a w przypadku znacznych ilości nielegalnych roślin - nawet do 8 lat. Taka sytuacja naszemu rozmówcy się nie przytrafiła, ale się zdarza.
Po zbiorze przetworzenie
Plony zebrali wraz z rodziną i znajomymi we własnym zakresie. Po zbiorze roślina powinna schnąć przez minimum dwa tygodnie, by z niej przygotować surowiec. Następnym krokiem w ich przypadku był zbiór próbek, które wysłali do laboratorium, aby sprawdzić stężenie psychoaktywnego THC. Obowiązujący w Polsce limit wynosi 0,2.
- Zrobimy to oczywiście dla własnego bezpieczeństwa. Po wysłaniu próbek do analizy pozostała część suszu nadal będzie czekać. Jak wyniki nie będą wzbudzać wątpliwości, to wtedy całość przekażemy do ekstrakcji w laboratorium - wyjaśnia Masionek.
Ekstrakcję można przeprowadzić samemu lub też zlecić firmie zewnętrznej. W przypadku tego drugiego rozwiązania dwie tony materiału do przetworzenia to koszt na poziomie ok. 14 tys. złotych.
W przypadku uprawy naszego bohatera mówimy o niewielkiej uprawie: w 2020 roku wspólnie z rodziną sprawdzali potencjał konopi siewnych, dlatego przeznaczyli na zasiew pół hektara. Już jednak planują znacznie większą uprawę w tym roku.
Nasz rozmówca zwraca uwagę, że w jego przypadku nie trzeba zwracać się po osobną zgodę na sprzedaż. O zgodę trzeba wystąpić w przypadku, kiedy chce się wprowadzić do obrotu dużą ilość towaru. Musi on wtedy przejść kontrolę Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych, która sprawdza go pod kątem wymogów polskich i europejskich.
- Natomiast jeżeli jesteś rolnikiem - ta zmiana weszła od kilku lat i jest z naszego punktu widzenia bardzo korzystna - to do pewnej określonej ilości możesz samemu, bez pośredników, sprzedać legalnie towar osobom prywatnym, bez żadnej dodatkowej biurokracji. Przy swojej uprawie bez problemu mieścimy się w określonych limitach - tłumaczy Piotr Masionek.
Koszty? Wliczając ekipę przygotowującą pole, ekstrakcję zamykają się one w kwocie ok. 17 tys. złotych. Pozyskane olejki CBD sprzedadzą we własnym sklepie z ekologicznymi produktami. Zysk przewidują na poziomie kilkudziesięciu tysięcy złotych, chociaż Piotrowi Masionkowi trudno było oszacować, ile dokładnie zarobią. Zakładają jednak, że wyjdą na plus.
A jest o co walczyć, gdyż według firmy analitycznej Nielsen, rynek konopi w USA oparty o produkty z CBD stale rośnie i w 2020 roku miał osiągnąć wartość od 2,25 do 2,75 mld dolarów. Polski rynek natomiast wartość 2 mld euro ma osiągnąć za 8 lat - wynika z raportu "The Poland Cannabis White Papers" przygotowanego przez Prohibition Partners.
Czym jest CBD? To substancja, która znajduje się w konopiach siewnych i nie wykazuje żadnego działania psychotycznego - jest coraz częściej stosowana w kosmetyce. Olejki z zawartością CBD mają być skuteczne w walce z trądzikiem i innymi problemami skórnymi. Sprzedawcy zachwalają też wykorzystanie CBD w przemyśle spożywczym - substancja ma pomagać na przykład w walce cukrzycą. Oprócz tego ma pomagać nawet na zaburzenia psychiczne, chorobę Alzheimera i całe spektrum innych chorób i schorzeń.
Więcej możesz przeczytać w poniższym artykule: