Sprzedaż detaliczna (przyjmując stałe ceny) wzrosła w lipcu o 3 proc. - podał w piątek GUS. Jest lepiej niż prognozowali ekonomiści. To też pierwszy od lutego wynik na plusie. Zaskoczyła przede wszystkim sprzedaż dóbr trwałych: samochodów, mebli, RTV i AGD.
- W danych widać, że brakuje już naprawdę niewiele do powrotu na ścieżkę wzrostu po bardzo głębokich spadkach reprezentujących poziomy z 2014 roku. Wydaje się, że w wychodzeniu z recesji przynajmniej kanał konsumpcji prywatnej jest póki co niezagrożony - komentuje sytuację Sonia Buchholtz, ekspertka Konfederacji Lewiatan.
Ekonomiści Santandera zauważają jednak, że wysoki wzrost sprzedaży jest głównie efektem realizacji odłożonego popytu i zaspakajania nowych potrzeb powstałych na skutek dłuższego przebywania w domach (praca i nauka na odległość).
"Oba czynniki są tymczasowe i najprawdopodobniej w najbliższych miesiącach znikną. Ponadto, środki rządowe związane z pandemią wyczerpują się i w średnim okresie czasu firmy będą zmuszone do zmierzenia się z rzeczywistością, co może przełożyć się na zwolnienia i bankructwa. Dlatego też oczekujemy jedynie niewielkiej poprawy w sprzedaży detalicznej w najbliższych miesiącach" - prognozują eksperci Santandera.
O efekcie "odłożonego popytu" mówi również Jakub Olipra z Credit Agricole. Spodziewa się, że będzie on wygasał.
- Uwzględniając odnotowane w sierpniu pogorszenie nastrojów konsumenckich oraz stopniowe wygasanie efektu odłożonego popytu dzisiejsze dane stanowią wsparcie dla naszego scenariusza wyhamowania wzrostu dynamiki sprzedaży detalicznej w najbliższych miesiącach - wskazuje.
Podtrzymuje wcześniejsze prognozy Credit Agricole, mówiące o spadku konsumpcji w 2020 roku o 3,8 proc. wobec wzrostu o 3,9 proc. w ubiegłym. Dopiero w 2021 zwiększy się o 4,4 proc.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie