Sprzęt ma pomóc Polakom w walce z wirusem, a przynajmniej części chorujących. Ministerstwo Zdrowia chce wręczać tym zakażonym, którzy mogą chorować w domu, pulsoksymetry. Nie będą w szpitalu, ale ich stan będzie na bieżąco monitorowany.
Pulsoksymetr to sprzęt badający na bieżąco poziom natlenienia w krwi. Pokazuje doskonale, czy płuca pracują wydajnie lub czy może właśnie zaczyna się stan zagrożenia życia. Badanie trwa kilka sekund, bo urządzenie wystarczy nałożyć na jeden z palców. Ministerstwo Zdrowia planuje zapewnić nawet 50 tys. takich urządzeń. To oznacza, że mogłyby trafić do co 5 zakażonego (liczba aktywnych przypadków, czyli osób chorujących wynosi w tej chwili 230 tys.)
Co, jeżeli u chorego spadnie ilość tlenu w organizmie? Pacjent będzie miał do dyspozycji aplikację na telefonie, w którą wbije wartość pomiaru i doda do tego odczyt temperatury ciała. Taka informacja powędruje do centrum analiz. To będzie pracować całą dobę i wspierać lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej.
Jeżeli wartości będą alarmujące, to sygnał trafi do lekarza POZ. A ten zadzwoni i sprawdzi, co się dzieje z jego pacjentem. W krytycznym momencie zdecyduje, czy to dobry czas na wzywanie pogotowia. Tak wygląda zarys pomysłu. Konkrety jeszcze się wykluwają.
Intencja jest jasna - nie każdy, kto czuje się fatalnie, musi być zabrany przez karetkę do szpitala. To zajmuje i pojazd, i ekipę ratunkową, i miejsce w placówce. A te mogą się przydać osobom w o wiele gorszej sytuacji. Jednocześnie ma to być sposób na zapewnienie większej grupie pacjentów podstawowej opieki zdrowotnej. Dziś często leżą po diagnozie w domu, nikt się nimi nie opiekuje, a sami nie wzywają pomocy.
To jedna z nowości Ministerstwa Zdrowia, którą szef resortu Adam Niedzielski ogłosił podczas wtorkowej konferencji prasowej. - Pacjenci skąpo i bezobjawowi otrzymają pulsoksymetr, a jego zapisy będą analizowane przez specjalne centrum analizy - mówił.
Zapowiedział też, że pierwsze tysiąc sztuk urządzeń powędruje do pacjentów w Małopolsce. Dlaczego? To program testowy. Jak wynika z informacji money.pl, w ciągu tygodnia, maksymalnie dwóch, ma zacząć już działać. Sprzęt pochodzi m.in. z magazynów Agencji Rezerw Materiałowych.
Resort sprawdzi, czy lekarze są w ogóle chętni do korzystania z takich urządzeń i czy system się sprawdza. Jak wynika z naszych informacji, najpewniej za zlecanie pacjentom korzystania z pulsoksymetrów lekarze podstawowej opieki zdrowotnej (tzw. lekarze rodzinni) będą dostawać dodatkowe pieniądze. To wynagrodzenie za dłuższy czas pracy, gdyż śledząc informacje o pacjentach, będą często reagować już po zamknięciu gabinetu.
Jak sprzęt dotrze do pacjentów? Pomóc ma Poczta Polska. To narodowy operator dostarczy urządzenie i co istotne - po procesie leczenia je odbierze. Nikt sprzętu nie dostanie na własność. Trafi, oczywiście po wyczyszczeniu i dezynfekcji, do innych chorych. Operator - na bazie podpisanej umowy - wspierał już np. budowę szpitala tymczasowego na warszawskim Stadionie Narodowym.
6 listopada Poczta Polska poinformowała, że wraz z Ministerstwem Zdrowia opracowały szczegóły współpracy. Pulsoksymetry doręczane będą przez kuriera lub listonosza już następnego dnia po otrzymaniu adresu pacjenta z systemu resortu zdrowia. Osoba oczekująca na pulsoksymetr otrzyma SMS-y z informacją o wysłaniu przesyłki oraz z kodem PIN.
Jak wynika z informacji money.pl, sprzęt w sumie ma kosztować od 10 do 15 mln zł.
W sklepach elektronicznych pulsoksymetr lepszego producenta kosztuje około 299 zł. Resort zakłada, że przy dużym zamówieniu urządzenia byłyby tańsze i kosztowałyby około 150 - 200 zł za sztukę. Jak wynika z naszych informacji, rozmowy na temat dostaw jeszcze się nie zaczęły. Najpierw mają pojawić się wnioski z testów w Małopolsce, później zacznie się ewentualne kupowanie.
W rozmowie z money.pl pomysł komentuje dr Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog i diagnosta laboratoryjny. Zwraca uwagę, że każdy pomysł dbania o pacjentów jest dobry, ale wiarygodność danych z pulsoksymetrów może być niestety niewielka.
- To dobry i czuły sprzęt, ale wiarygodność wyniku związana jest z wieloma czynnikami. Wejście z dworu do domu już zaburza pomiar. Osoby z różnymi zaburzeniami przepływu krwi i pracy serca mogą mieć zupełnie inne wyniki w zależności od momentu. A do tego dochodzą takie sprawy jak… paznokcie i długie tipsy u pań. Dane z urządzeń będą musiały być weryfikowane przez wywiad. Nie wiem czy nie byłoby prościej, gdyby chorzy po prostu mieli łatwiejszy dostęp do leczenia - mówi.
Zwraca uwagę, że z pełną oceną należy poczekać do startu systemu.