W poniedziałek Jarosław Gowin podał się do dymisji ze stanowiska wicepremiera i ministra nauki. To konsekwencja jego sprzeciwu wobec przeprowadzenia w maju wyborów prezydenckich w trybie korespondencyjnym. Jednocześnie Gowin przedstawił kilka scenariuszy przełożenia wyborów, ale żaden z nich nie zakładał wprowadzenia stanu nadzwyczajnego. Jeszcze w weekend Gowin na telekonferencji z prezydentami miast mówił, że "być może polski budżet stać jest na to przez jeden, dwa, może trzy miesiące, ale na pewno nie dłużej".
W poniedziałek ogłaszając swoją dymisję, Gowin powtórzył: ogłoszenie stanu klęski żywiołowej wiąże się z koniecznością odszkodowań, w tym dla międzynarodowych koncernów. - Gdyby to trwało dłużej niż miesiąc, bylibyśmy społeczeństwem bankrutów - oświadczył.
Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej pomogłoby przesunąć wybory prezydenckie (wyznaczone na 10 maja) bez konieczności zmiany konstytucji i bez głosowania korespondencyjnego.
Czy jednak naprawdę wprowadzenie takiego stanu oznacza niemal bankructwo Polski? Zapytaliśmy o to konstytucjonalistów. Podchodzą z olbrzymim dystansem do słów Gowina. Mówią, że przedsiębiorcy i tak mogą domagać się odszkodowań - niezależnie od tego, czy jest stan klęski, czy nie. Wprowadzenie takiego stanu otwiera co prawda pole do wypłat szybszych odszkodowań. Ale nie są one automatyczne i decyzja w każdym przypadku zależy od wojewodów, a nie od sądów. A wojewodowie to przecież przedstawiciele rządu. Poza tym zapis o odszkodowaniach jest w ustawie, a nie w konstytucji. A ustawę przecież stosunkowo łatwo zmienić.
- Wprowadzenie stanu klęski żywiołowej nie ma żadnego bezpośredniego znaczenia dla finansów państwa - mówi w rozmowie z money.pl dr hab. Jacek Zaleśny, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego.
W ustawie o stanie klęski żywiołowej zresztą nie ma mowy o odszkodowaniach dla firm, choć mówi o tym inna ustawa - o wyrównywaniu strat majątkowych wynikających z ograniczenia w czasie stanu nadzwyczajnego.
Zamknięty hotel pieniędzy nie dostanie
Jak to jest więc z tymi odszkodowaniami? - Rekompensowana może być tylko szkoda. Jeśli na przykład dojdzie do zajęcia przedsiębiorstwa przez organ władzy publicznej, to właściciele mogą potem domagać się odszkodowania w zakresie poniesionej szkody - wyjaśnia nam dr hab. Zaleśny.
- Odszkodowania można też domagać się np. w przypadku wyburzenia nieruchomości albo jeśli władze zdecydują, że hotel będzie przeznaczony na przyjmowanie osób na kwarantannie. Jednak gdy hotel będzie po prostu zamknięty na czas epidemii, to jego właściciele już domagać się odszkodowania nie mogą - dodaje ekspert. I nie ma tu znaczenia, czy państwo będzie w stanie klęski żywiołowej, czy też nie.
Ekspert zaznacza, że żadne odszkodowania nie są uzależnione od wprowadzenia stanu nadzwyczajnego, bo wynikają z zupełnie innych przepisów - tych, które generalnie dotyczą rekompensat za szkody. - A konkretnie z konstytucji (art. 77) i przepisów Kodeksu cywilnego, a nie np. z ustawy o stanie klęski żywiołowej - wyjaśnia prawnik. A ustawa o wyrównywaniu strat (która zresztą ma tylko 11 artykułów) podkreśla po prostu prawo do dochodzenia odszkodowań za poniesioną szkodę i wprowadzenie stanu nadzwyczajnego nic tu nie zmienia.
Czy więc stan klęski żywiołowej w ogóle nie wpłynie na kwestie odszkodowań? Inny nasz rozmówca zwraca uwagę tylko na jedną korzyść. - W przypadku wprowadzenia takiego stanu, przedsiębiorca który ma zamknięty obiekt, mógłby nieco łatwiej dochodzić odszkodowania za straty. W obecnej sytuacji byłoby to znacznie trudniejsze. W ustawie o wyrównywaniu strat jest też przewidziana szybsza ścieżka do uzyskania odszkodowań. Jednak warto zauważyć, że decyzje w sprawie odszkodowań wydają nie sądy, a wojewodowie – a to w końcu terenowi przedstawiciele rządu - wyjaśnia w rozmowie z money.pl dr hab. Piotr Bogdanowicz z UW.
Dr Zaleśny zaznacza, że kwestia odszkodowań jest związana także z proporcjonalnością podejmowanych przez władze działań. - Podejmowane w stanie klęski żywiołowej środki mają być proporcjonalne do skali zagrożenia. Należy domniemywać, że aktualnie też są podejmowane proporcjonalnie do skali tego samego zagrożenia. Gdyby było inaczej, to decydenci polityczni i tak odpowiadaliby prawnie za zaniechanie działania ze szkodą dla zdrowia i życia obywateli - mówi dr Zaleśny.
Poprosiliśmy o komentarz w tej sprawie rzecznika rządu. Póki co oczekujemy na odpowiedź.
Zapisz się na nasz specjalny newsletter o koronawirusie.
Masz newsa, zdjęcie, filmik? Wyślij go nam na #dziejesie