Stępkę w czerwcu 2017 r. pod nowy polski prom pokładali m.in. ówczesny wicepremier Mateusz Morawiecki oraz minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk.
Jak idą prace nad promem? Tajemnicą nie jest, że niezbyt dobrze. - Ministerstwo Gospodarki Morskiej szacuje, że opóźnienie w budowie promu dla PŻB sięgnie pół roku - mówi niedawno minister Marek Gróbarczyk. Prom miał być gotowy na przełomie 2020 i 2021. Nawet więc biorąc pod uwagę opóźnienia, prace powinny być zaawansowane. Ale czy są? Dziennikarz money.pl wszedł na teren Stoczni Szczecińskiej i zobaczył słynną stępkę. Plac budowy promu wygląda dokładnie tak, jak na zdjęciach z połowy 2017 r. Wygląda więc na to, że prace nad promem nie ruszyły się ani o krok.
Stępka dziś wygląda tak samo, jak półtora roku temu.
Pracownicy stoczni cytują ministra Gróbarczyka i zapewniają, że terminy są realne. Eksperci mówią jednak wprost: nie ma na to szans. Wskazują, że nie poradzi sobie z tym ani stocznia Gryfia, która początkowo podjęła się budowy promu, ani tym bardziej Stocznia Szczecińska.
- Po prostu nie ma możliwości, by prom zbudowała stocznia Gryfia. Jakikolwiek prom, bo to stocznia remontowa. A remontowanie statków to kompletnie co innego niż ich budowa. Gryfia nigdy nie zrobiła żadnego statku - mówi money.pl Rafał Zahorski, pełnomocnik marszałka zachodniopomorskiego ds. gospodarki morskiej.
A co ze Stocznią Szczecińską? Z ostatnich zapowiedzi ministra Gróbarczyka wynika, że to właśnie ona ma teraz mieć największy wpływ na budowę promu. Rafał Zahorski odpowiada, że stocznia tak naprawdę nie jest stocznią. Do niedawna był to po prostu park przemysłowy, do kilku lat działający jako Stocznia Szczecińska. - Działają tam głównie prywatne firmy, które pracują na własną rękę - mówi Zahorski. I sugeruje, żeby sprawdzić PKD (czyli kody działalności gospodarczej)
stoczni.
Rzeczywiście - z wyszukiwarki GUS wynika, że przeważająca działalność stoczni to... wynajem i dzierżawa maszyn oraz urządzeń. - Z PKD wynika też, że inne kluczowe działalności stoczni to m.in. przesyłanie energii elektrycznej, uszlachetnianie i dostarczanie wody oraz zbieranie odpadów innych niż niebezpieczne - dodaje Rafał Zahorski.
"Prom w stoczni nie powstanie"
Rafał Zahorski mówi wprost: stocznia, która tak naprawdę nie jest stocznią, prędko nic nie zbuduje. - Przez 3 lata stocznia nie zbudowała sama żadnego promu. Nawet się do tego nie zbliżyła. Bo żeby to zrobić, to najpierw trzeba zainwestować od 30 do 50 mln euro w odpowiedni sprzęt. Trzeba mieć oczywiście też ludzi. Lekko licząc, niezbędnych jest 800 osób – spawaczy, monterów i innych specjalistów. Budowa promu to coś niezwykle skomplikowanego, znacznie bardziej niż na przykład budowa kontenerowca czy masowca. Statek, który jest przygotowany do przewożenia ludzi, musi być wykonany z wielką precyzją, w końcu tam widać każdą nierówność blachy - opowiada ekspert.
Zahorski mówi, że stocznia działa tylko teoretycznie - przynajmniej jeśli chodzi o budowę statków. I porównuje ją nawet do... swojej stodoły. - Mam taką stodołę w szczecińskim Stołczynie. Myślałem kiedyś, czy nie napisać na niej "Międzynarodowy Port Lotniczy Stołczyn". Jeśli Stocznia Szczecińska nazywa się stocznią, to równie dobrze ta stodoła mogłaby być międzynarodowym portem, a mój ogród lotniskiem - kpi Zahorski.
Co na to Stocznia Szczecińska? Jej pracownicy zapewniają nas, że praca na miejscu wre. Pokazują nawet kilka prowadzonych obecnie projektów. Na terenie stoczni remontowany jest obecnie statek dla norweskiego armatora. Prowadzone są też projekty dla klientów z różnych europejskich krajów, przede wszystkim z Niemiec.
Jednocześnie pracownicy stoczni przyznają, że na jej terenie działa dużo prywatnych firm, które pracują na własny rachunek. Nie wszystkie zajmują się zresztą przemysłem morskim. Są nawet takie, które przygotowują na terenie stoczni elementy mostów.
Stocznia Szczecińska zapewnia, że praca u niej wre
Ale Rafał Zahorski uważa, że szanse, by w Szczecinie powstał prom, są bliskie zeru. - Jeśli chodzi o promy, które mają powstać w Szczecinie, to nie ma dla nich nawet dokumentacji. Już teraz się mówi, że może lepiej taką dokumentację kupić. Tak, tylko dokumentację kupuję się dla określonej stoczni.
Muszą być dane o konkretnych powierzchniach, maszynach, pracownikach… A jak tej stoczni de facto nie ma, to dokumentacja jest po prostu bezużyteczna a wykonanie projektu wykonawczego niemożliwe - dodaje.
Zahorski mówi, że nawet stępka, którą podkładali ministrowie, nie jest do końca prawdziwą stępką. Bo przecież stępka to oś konstrukcyjna szkieletu statku wodnego, a w Szczecinie do tej pory stoi tylko jeden element takiej osi. - Na marginesie - żadna szczecińska stocznia nie zrobiła nawet tej stępki, bo wykonała ją firma zewnętrzna - mówi Zahorski.
Zaznacza, że jedyną stocznią w Polsce, która teoretycznie mogłaby się uporać z zapowiedzianym przez rząd promem, jest Gdańska Stocznia Remontowa, bo ,a niezbędny park maszynowy i wykwalifikowaną kadrę. - Choć jako Szczecinianinowi niełatwo mi o tym mówić - dodaje. Alternatywa to zdaniem Zahorskiego budowa promu w Chinach. Tam można taką jednostkę wykonać za 130 mln euro. W Polsce w tej chwili koszty szacuje na od 200 do 300 mln euro.
Stoczniowe marzenia Szczecina
Skoro nawet szczecińscy eksperci mówią, że w Szczecinie promów nie da się zbudować, to czemu upierają się przy tym polskie władze? Szczecin od dekad kojarzy się z przemysłem stoczniowym. Za PRL Stocznia Szczecińska była jednym z największych zakładów przemysłowych w Polsce. Po 1989 r. natomiast była przykładem udanej transformacji. Pod koniec lat 90. wodowano rocznie tam ponad 20 statków. Na początku XXI wieku koniunktura na rynku statków się załamała, a stocznia weszła w stan upadłości.
Potem stocznię próbowano wskrzesić pod nazwą Stocznia Szczecińska Nowa. Produkcję jednak wstrzymano w styczniu 2009 r., gdy Komisja Europejska uznała, że udzielona wcześniej państwowa pomoc była niezgodna z unijnym prawem. Politycy PO wspominali potem, że stocznią interesuje się tajemniczy inwestor z Kataru. Ten jednak nigdy szczecińskiej stoczni nie odratował. Majątek stoczni więc sprzedano, a pracowników zwolniono.
Czytaj też: Zamieszanie wokół klubu Bartosza Kurka. Spółka od dwóch lat walczy o finansowe utrzymanie
Odbudowanie przemysłu stoczniowego znalazło się więc wśród obietnic wyborczych PiS z 2015 r. - Po tym, jak wygrali, łudziliśmy się, że coś z tego będzie. Nie jest tajemnicą, że na odbudowie przemysłu zależy pochodzącemu z Pomorza Zachodniego Joachimowi Brudzińskiemu. Nie jest tak, że nic się nie dzieje.
Powstanie Stoczni Szczecińskiej na terenach parku przemysłowego było dobrym pomysłem. Tam wyraźnie sprawy idą w dobrym kierunku. Ale dzisiejsza stocznia jest po prostu ofiarą hurraoptymistycznych zapowiedzi polityków - mówi nam anonimowo menedżer z branży morskiej.
Rafał Zahorski radzi z kolei Stoczni Szczecińskiej, by działała krok po kroku. - Najpierw stocznia powinna wykonywać małe jednostki, chociażby jachty. Na końcu można zabrać się za bardzo skomplikowany prom typu ropax. Z budową statków nie jest jak z pływaniem, że można kogoś rzucić na środek oceanu i zobaczyć, czy zacznie płynąć. To bardzo skomplikowany proces. Potrzeba czasu i precyzji, a nie radykalnego optymizmu - mówi.
Stocznia Szczecińska nie odpowiedziała na żadne z naszych pytań.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl