Zapowiedzi były ambitne. - Przyjechaliśmy, żeby dać z powrotem nadzieję na rozwój Stoczni Szczecińskiej i dać konkretne zamówienia, stworzyć popyt na okręty, na statki. Jest to dla nas kluczowa część całej wielkiej strategii reindustrializacji Polski, polskiej gospodarki - mówił w 2017 r. podczas uroczystego podłożenia stępki pod nowy, polski prom Mateusz Morawiecki, który był wówczas wicepremierem.
Przeszło trzy lata później stępka, czyli podstawowy element konstrukcyjny kadłuba, rdzewieje, a plan odbudowy stoczni na Pomorzu Zachodnim leży w gruzach. Właśnie ok. 200 osób nagle dostało wypowiedzenia. Zarząd Gryfii ogłosił, że zlikwiduje zakład w Świnoujściu, skupiając się na tym w Szczecinie.
Bartłomiej Szmyt, szef NSZZ "Solidarność" w zakładzie, nie ukrywa "żalu do PiS" i pyta, czy w ten sposób powinno się traktować ludzi, którzy nieraz przepracowali w Gryfii nawet cztery dekady.
Jak to tłumaczą przedstawiciele Gryfii? "Brak jest ekonomicznych przesłanek do utrzymywania dwóch zakładów produkcyjnych w ramach jednej stoczni". I dodają, że wypowiedzenia wcale nie oznaczają, że pracownicy zostaną bez pracy. "Zarząd zaproponował, aby każdy pracownik zakładu w Świnoujściu w dalszym ciągu świadczył pracę na rzecz spółki - z tym że w zakładzie w Szczecinie" - czytamy w oświadczeniu zarządu Gryfii dla money.pl.
Nie dostaliśmy natomiast odpowiedzi od resortu infrastruktury, a telefon wiceministra Marka Gróbarczyka, który odpowiada za inwestycje w sektorze gospodarki morskiej i wodnej, milczał.
Politycy PiS nie komentują sprawy Gryfii. Pod koniec listopada w Radiu Szczecin poseł tej partii Leszek Dobrzyński sugerował, że za kłopoty zakładu odpowiada przede wszystkim PO. - Pozbawiona została możliwości rozwojowych i inwestycyjnych. Za czasów Platformy Obywatelskiej zostało zawartych szereg skandalicznych umów utrudniających produkcję - mówił polityk PiS.
Stępka rdzewieje, stocznia znika
Nie tylko Morawiecki był przekonany, że plan budowy promów i odbudowy stoczni się powiedzie. Joachim Burdziński z PiS proponował politykom PO w 2017 r.specyficzny zakład - jeśli promy powstaną, to mieli biegać wokół stoczni w tureckich swetrach i przepraszać stoczniowców.
Od momentu położenia stępki przez Mateusza Morawieckiego plan odbudowy zachodniopomorskich stoczni nie posunął się jednak do przodu. Wręcz przeciwnie, kolejne wydarzenia świadczą, że ambitne plany kończą się klapą.
Stępka, którą podkładał Morawiecki, rdzewieje, a o zapowiadanych promach nie słychać. Elementem odbudowy przemysłu miało być też wskrzeszenie w 2018 r. Stoczni Szczecińskiej na terenie lokalnego parku przemysłowego. Pod koniec września sąd jednak uznał, że park nie ma prawa do używania nazwy stoczni. Szyldy z napisem już stamtąd zniknęły.
W parku działa kilkadziesiąt niedużych firm stoczniowych, w większości zajmujących się jednak drobnymi pracami przy statkach. Nazwa "Stocznia Szczecińska" miała jednak nawiązywać do lat 90., gdy szczeciński zakład należał do największych w Europie.
Inaczej niż wtedy, dzisiaj ambitne projekty w Szczecinie jednak nie powstają. Na Pomorzu Zachodnim funkcjonują ciągle jednak firmy stoczniowe - jak Gryfia.
"Przywracaniu" przemysłu stoczniowego do Szczecina patronował nie tylko Mateusz Morawiecki, ale również Marek Gróbarczyk i jego resort gospodarki morskiej. To ministerstwo jednak zlikwidowano po pięciu latach, w październiku 2020 r. Dziś Gróbarczyk jest sekretarzem stanu w resorcie infrastruktury.
"Amputacja zdrowej nogi"
Jak mówi money.pl ekspert od gospodarki morskiej Rafał Zahorski, rząd próbuje teraz ratować to, co z przemysłu stoczniowego w Szczecinie zostało.
Temu jego zdaniem mają służyć zwolnienia w Świnoujściu - aby zachować szczecińską część Gryfii. - Plan był więc taki, aby sprzedać tereny świnoujskiej stoczni, a całą działalność przenieść do Szczecina. W szczecińskiej Gryfii miał powstać nowy dok, prace nad nim miałyby pochłonąć, lekko licząc, około 350 mln zł. Takimi środkami nie dysponuje ani stocznia, ani jej właściciel - komentuje Zahorski.
Gotówka Gryfii jest bardzo potrzebna. Rok 2019 spółka zamknęła stratą netto na poziomie 8,9 mln zł.
- Zamykając Gryfię w Świnoujściu liczono, że tamtejsze tereny przejmie zarząd portu po cenach praktycznie dwukrotnie wyższych niż rynkowe. Plan się jednak powieść nie może. Nikt w obecnej, kryzysowej sytuacji, nie zainwestuje dużych pieniędzy w postoczniowe tereny, na których nie bardzo wiadomo, co robić. Działania zarządu Gryfii wobec oddziału w Świnoujściu nazywam "likwidacją destrukcyjną" - uważa Zahorski.
Jak komentuje ekspert, kolejnym aktem stoczniowego dramatu będą wielkie zwolnienia w Gryfii w Szczecinie. Uważa, że może stać się to już w połowie 2021 r. Jednak złe informacje dla rządu mogą się pojawić wcześniej. NIK prowadzi kontrolę w sprawie promów, które miały powstać w Szczecinie. Jej efekty powinniśmy znać do końca roku.
Zdaniem eksperta zamykanie stoczni w Świnoujściu to strzał w stopę - bo stocznia ma lepszą lokalizację niż ta szczecińska, jest bliżej morza i kluczowych portów. Również kondycja finansowa Świnoujścia była zwykle lepsza niż Szczecina.
- Można porównać to do pacjenta, który przychodzi do lekarza, kulejąc na jedną chorą nogę, a lekarz mu mówi: "Obetniemy Panu zdrową nogę, to będzie Pan lepiej chodzić" - mówi Rafał Zahorski.
Co na to Gryfia? Zarząd mówi, że "zakład w Świnoujściu od kilku lat zaczął generować poważne straty". Bo jego działalność opierała się nie tylko na remontach statków, ale i "na usługach z zakresu offshore". A na nie popyt dramatycznie zmalał z powodu kryzysu.
Na pytanie o przyszłość szczecińskich stoczni i eksperci, i związkowcy ze Świnoujścia odpowiadają: trzeba się przygotować, że będzie już tylko gorzej. Zarząd Gryfii jednak się z tym nie zgadza. Przekonuje, że "większość załogi opowiada się za wdrożeniem planu modernizacji".
Czytaj też: GUS: W Polskich stoczniach wyprodukowano 5 statków, wyremontowano 504 w 2019 roku