Tłumy narciarzy przy bramkach do wyciągów. O dystansie, dezynfekcji czy zasłanianiu ust można zapomnieć. W miniony weekend otwarto część stoków narciarskich i z miejsca okazało się, że obostrzenia to fikcja, bo ani narciarze, ani stacje się do nich nie stosują.
Policja z Zakopanego już zapowiedziała, że funkcjonariusze pojawią się na stokach. W patrolach jeździć będą funkcjonariusze pionu prewencji, odpowiednio przeszkoleni i przygotowani, mający narciarskie doświadczenie, instruktorzy narciarstwa.
"W służbie wspomogą nas koledzy z Krakowa oraz funkcjonariusze inspekcji sanitarnej. Będziemy reagowali na niebezpieczne i niezgodne z prawem zachowania na stokach narciarskich jak również na niestosowanie się do obowiązujących obecnie przepisów epidemiologicznych w pobliżu wyciągów" - informuje zakopiańska policja.
Co dokładanie będą sprawdzać funkcjonariusze na nartach? Skontrolują czy dzieci jeżdżą w kaskach (zgodnie z Ustawą o bezpieczeństwie i ratownictwie w górach osoby do 16. roku życia mają obowiązek noszenia w czasie jazdy kasków ochronnych).
Będą też kontrolować trzeźwość narciarzy i czy nie są pod wpływem środków odurzających. Taka osoba może nie zostać wpuszczona na stok lub może zostać z niego wyproszona przez zarządzającego, jeśli jej zachowanie wyraźnie wskazuje, że jest pod wpływem któregoś z tych środków.
Jednak do powyższych zadań policjantom doszły kolejne. Dotyczą one kontroli zachowania dystansu społecznego, zasłaniania ust i nosa przez narciarzy oraz osoby z obsługi i gastronomii.
Jak przypomina policja, właściciele stacji narciarskich we własnym zakresie zobowiązali się zadbać o to, aby jednocześnie na stoku znajdowała się niezbyt liczna grupa narciarzy.
"Będą podawane komunikaty głosowe o obowiązku zachowania dystansu społecznego, a miejsca najbardziej narażone, takie jak kasy biletowe i dojścia do bramek, mają być często dezynfekowane. Tu doraźnie kontrole podejmowane będą przez policjantów i funkcjonariuszy inspekcji sanitarnej" - zaznacza zakopiańska policja.