- Mogę z góry zapowiedzieć, że zgodnie z najnowszymi analizami, pod koniec przyszłego roku być może będzie możliwość obniżania stóp procentowych - zapowiedział na początku czwartkowej konferencji prasowej prezes NBP Adam Glapiński.
Przyznał, że w tej chwili zbliża się koniec podwyżek stóp procentowych, bo w lecie inflacja powinna osiągnąć szczyt i później będzie się stabilizować. Zastrzegł jednak, że tak się stanie, jeśli nie dojdzie do żadnych nieprzewidzianych wydarzeń.
Prezes pytany o poziom inflacji w 2023 roku wskazał, że będzie pod kontrolą i w trendzie spadkowym. Będzie łagodniejsza dla obywateli. Może wynieść około 6 proc. W maju sięgała niemal 14 proc.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inflacja - światowy problem
Adam Glapiński podkreślił, że z inflacją mierzy się cały świat. Jest to związane z kryzysem energetycznym. Do tego dochodzą zakłócenia w łańcuchu dostaw, co ma duże znaczenie dla polskich firm. Rosną koszty transportu, brakuje materiałów, a to podbija ceny.
Szef NBP przypomniał, że w pierwszym kwartale polska gospodarka bardzo szybko rosła - w tempie 8,5 proc. w skali roku. Wskazał, że jesteśmy wśród najszybciej rozwijających się krajów. Polska gospodarka jest o około 8 proc. większa niż przed pandemią, a w wielu innych krajach jeszcze nie udało się odrobić wszystkich strat z koronakryzysu.
Prezes przyznał, że inflacja nie spada, mimo istotnego wzrostu stóp procentowych. Tłumaczył jednak, że jest to proces, który działa z opóźnieniem. Zaznaczył, że podwyżki oprocentowania są potrzebne.
- Skutkiem będzie trwałe obniżenie inflacji. To będzie korzystne dla wszystkich. Dla całej gospodarki, kredytobiorców. Podwyżki stóp procentowych to gorzki lek, ale skuteczny - podkreślił Adam Glapiński.
Wskazał, że banki centralne na całym świecie podnoszą stopy procentowe. Po raz kolejny podkreślił, że NBP nie spóźnił się podwyżkami.
- Jeszcze raz przypomnę, że Czesi wcześniej zaczęli podnosić stopy procentowe, co podnosiłem w tej debacie z absurdalnym oskarżeniem NBP, że za późno zaczął podnosić stopy. Czesi zaczęli podnosić wcześniej, w niczym to nie zmieniło ich sytuacji. To nie miało znaczenia. My podnieśliśmy stopy we właściwym momencie. Rozpoczęliśmy cykl we właściwym momencie - zapewnił.
Dodał, że sformułowano dwa wielkie kłamstwa. Po pierwsze, że NBP za późno rozpoczął podwyżki stóp procentowych. Po drugie, że ze względu na tamten błąd, teraz inflacja jest tak uporczywa, że trzeba mocno podnosić oprocentowanie.
- To głupia rzecz. Trudno z tym dyskutować. Powtarzają to osoby nieznające się na polityce pieniężnej. Nie ma to sensu. Ktoś twierdzi inaczej, to niech pokaże argumenty - powiedział.
Wojna w Ukrainie
Szef banku odniósł się też do kwestii wojny w Ukrainie.
- Polska jest zanurzona w wojnie po uszy. Gospodarczo, finansowo, informatycznie, politycznie. Wojna kosztuje. Jest to trudna sytuacja, ale damy radę. Obronimy naszą gospodarkę - wskazał.
Zaznaczył, że jest ogromna ilość niepewności co do potencjalnych scenariuszy gospodarczych.
- Od cen surowców i żywności dużo zależy. Paradoksalnie również od pogody. Od tego, czy zostaną odblokowane dostawy z Ukrainy - wyliczał szef NBP.
Zasugerował, że problem głodu może wywołać ogromny napływ uchodźców do Europy. Przy okazji wspomniał, że już w tej chwili Polska mierzy się z wyzwaniem związanym z przyjmowaniem Ukraińców, którzy uciekają przed wojną.
- Nie dostaliśmy nawet jednego eurocenta na uchodźców z Ukrainy. Wszystko jest opłacane z naszych podatków. Niektórzy żyją naiwnym przekonaniem, że Unia Europejska zapewnia nam bezpieczeństwo. Takie bezpieczeństwo możemy zapewnić sobie tylko sami - podkreślił Adam Glapiński, krytykując bierność UE.
Co dalej?
Prezes przyznał, że na kolejnym posiedzeniu RPP w lipcu będą ważne twarde dane gospodarcze. Bankierzy będą też dysponować projekcjami inflacyjnymi, co jest dla RPP bardzo ważnym punktem odniesienia.
Dodał, że świadomie NBP działa na spowolnienie wzrostu gospodarczego. Taka jest bowiem cena presji na obniżenie inflacji. Spodziewa się, że w tym roku wzrost PKB może znacząco wyhamować, ale jest szansa na utrzymanie około 4 proc.
Na pytania dziennikarzy o rządowe wsparcie kredytobiorców i zastąpienie wskaźnika WIBOR Adam Glapiński odpowiedział wymijająco. Wyraził jedynie przekonanie, że rząd i inne instytucje zaangażowane w to wiedzą, co robią.
Główna stawka NBP od 9 czerwca wynosi 6 proc.
Tak kształtują się wszystkie stawki oprocentowania w NBP po najnowszych zmianach:
- stopa referencyjna 6,00 proc. w skali rocznej,
- stopa lombardowa 6,50 proc. w skali rocznej,
- stopa depozytowa 5,50 proc. w skali rocznej,
- stopa redyskonta weksli 6,05 proc. w skali rocznej,
- stopa dyskontowa weksli 6,10 proc. w skali rocznej.
Stopy procentowe w środę wzrosły o 0,75 pkt proc., wyznaczając nowe wieloletnie maksima. Ostatni raz stopa referencyjna była w okolicach 6 proc. w 2008 roku, czyli w czasie, gdy wybuchał wielki światowy kryzys finansowy i upadł amerykański bank inwestycyjny Lehman Brothers. Decyzja RPP mocno wpłynie na wysokość rat kredytów.
Przy kwocie kredytu w wysokości 500 tys. zł, co miesiąc trzeba będzie znaleźć w budżecie domowym około 4,3 tys. zł, a przy 700 tys. zł - rata wyniesie blisko 6 tys. zł.
Rząd przygotował pakiet wsparcia dla kredytobiorców. Największym zainteresowaniem cieszy się zmieniana wersja obecnych od lat wakacji kredytowych, nad jaką pracuje rząd. Projekt rządowy zakłada powszechne wakacje kredytowe dla osób, które mają kredyt hipoteczny na zaspokojenie własnych potrzeb mieszkaniowych – po dwa miesiące w III i IV kwartale 2022 r. i po jednym miesiącu w każdym z czterech kwartałów 2023 r. Rozwiązanie będzie dostępne dla kredytobiorców, którzy mają kredyty w złotym polskim.