Na wokandę wróci głośna sprawa sprzed lat. Dwa lata temu, 14 lat od wybuchu tzw. afery WGI, Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nieprawomocny wyrok uniewinniający trzech członków zarządu Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej — Łukasza K., Andrzeja S. i Macieja S. od zarzutu niegospodarności wielkich rozmiarów.
Sąd Apelacyjny w Warszawie uchylił ten wyrok.
- To jest nawet nie porażka, ale klęska wymiaru sprawiedliwości — mówił w uzasadnieniu przewodniczący składu apelacyjnego sędzia Jerzy Leder.
Przypomniał, że sprawa w sądzie toczy się od 11 lat, dodając, że to przykład, jak sąd nie powinien pracować.
Sąd przypomniał, że ludzie, którzy oczekują sprawiedliwości, którzy stracili np. 1,2 mln zł czy 40 tys. zł nie interesują sprawy makro, a szybki sprawiedliwy wyrok. - Te ofiary od 2012 r. czekają na wyrok i się jeszcze nie doczekały, bo do końca ponownego procesu i ewentualnej apelacji zgodnie z Konstytucją oskarżeni są niewinni — przypomniał sędzia przewodniczący.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wytknął sądowi okręgowemu najważniejsze uchybienie, które było podstawą wtorkowej decyzji o uchyleniu wyroków uniewinniających i odesłaniu sprawy do ponownego rozpatrzenia — rażącą obrazę artykułu Kodeksu postępowania karnego dotyczącego zasad oceny dowodów przez sąd.
- Całość materiału dowodowego podlega swobodnej ocenie sądu, ale nie ocenie dowolnej — mówił przewodniczący składu. Ocena jest swobodna, ale musi być zgodna z logiką i doświadczeniem życiowym — podkreślił.
Jego zdaniem wszystkie negatywne dla oskarżonych dowody w sprawie — zeznania oskarżanych, raporty biegłych — zostały w pierwszej instancji pominięte, jakby ich nie było. Sąd w uzasadnieniu nie wskazał, że z jakichś logicznych powodów należy je pominąć. - Swoboda zawiera istotne ograniczenia — nie znaczy, że sądowi wszystko wolno. Wolno wszystko, ale tylko w tej przestrzeni zgody z logiką i doświadczeniami życiowym — tłumaczył sędzia Leder.
- Przez 11 lat ten młyn sprawiedliwości mielił powoli, ale to, co z tego wyszło, to nie mąka, a zakalec — mówił obrazowo sędzia do kilkunastoosobowej publiczności — pokrzywdzonych przez WGI, oskarżycieli posiłkowych.
Prokurator Marek Skrzetuski z Prokuratury Okręgowej w Warszawie powiedział po ogłoszeniu wyroku, że w ponownym procesie oskarżenie będzie nadal wnosiło o skazanie oskarżonych na podstawie materiału dowodowego, który był już przedstawiony w sprawie. - Było tam wiele dowodów obciążających, wskazujących na ich winę, ale sąd pierwszej instancji, jak też ocenił we wtorek sąd apelacyjny, je pominął - powiedział PAP prokurator.
Ogłoszeniu wyroku przysłuchiwała się we wtorek grupa poszkodowanych w aferze. W rozmowie z PAP nie kryli zadowolenia z orzeczenia. - Cieszymy się, że wreszcie ktoś pochylił się nad naszą sprawą i przyjrzał dowodom, a nie tylko jednostronnie je oceniał, tak jak sam sobie to założył. Traktujemy ten wyrok jako drogę do sukcesu. Mamy nadzieję, że ta sprawa zostanie w końcu należycie wyjaśniona i oceniona przez sąd – powiedzieli w rozmowie z PAP chcący zachować anonimowość poszkodowani.
Upadek WGI był zaskoczeniem. Spółka działała przez rok jako dom maklerski. Inwestowała przekazywane jej pieniądze na rynku walutowym, wykazywała nawet kilkudziesięcioprocentowe zyski. Ludzie inwestowali oszczędności życia, od kilku tysięcy do nawet kilkunastu milionów. Spora ich część nadal walczy o odzyskanie pieniędzy.